REKLAMA

Too Human [demotest]

Ponad dziesięć lat, trzy generacje konsol i jakieś osiemdziesiąt milionów dolarów - tak oto prezentuje się historia developingu Too Human. Ale to właściwie dobrze czy źle? Cóż, teoretycznie gdyby tak rozciągnięty czas produkcji, chłonący jeszcze więcej finansów, był starannie zaplanowany, to powinien pozwolić na stworzenie nawet czegoś ponad grę video... Ale tu nie ma mowy o jakichkolwiek planowanych obsuwach - twórcy mieli po prostu ze swoim tytułem niemałe problemy. A to widać. Zbyt ludzki na hit? Na to wygląda i raczej nic tego nie zmieni. Ale po kolei.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Pamiętacie pecetowe Hellgate: London, a wraz z nim slogany typu "Diablo w 3D"? Too Human jest właśnie taki, jaki w założeniach miał być Hellgate - Diablo, ale w ujęciu 3D i nie zawierający kompletnie niczego, co mogłoby uzasadniać dziesięć lat pracy. W takiego Lokiego czy Sacreda dało się przegrać te sto godzin, natomiast po wyrżnięciu w pień dziesiątego batalionu robotów w TH miałem już zdecydowanie dosyć. Wybaczcie, chłopcy, ale nawet ta jakże poruszająca opowieść o cyborgu ludożercy mnie jakoś nie grzeje.

REKLAMA

W ogóle co to ma być, robot odgryzający głowy i wypijający szpik z kości... Historia zaczyna się właśnie od polowania na tego blaszanego smakosza i jeżeli będzie trzeba go gonić przez całą planowaną trylogię, to ja podziękuję. Postacie też jakieś takie nijakie, Baldura za nic nie udało mi się obdarzyć sympatią, tak samo jak reszty bezdusznych bogów. Polubiłem natomiast towarzyszących nam w pierwszej misji zwykłych żołnierzy, którzy byli jedynym swojskim akcentem w całym tym cyber-punkowym cyrku, a którzy i tak szybko poginęli... A i owszem, klimat mi nie podszedł, za cholerę.

Przejdźmy jednak do samej gry, bo przecież śmigając Baldurem mamy przeżyć wspaniałe chwile, a nie oglądać go i słuchać (chociaż to też i wrócimy do tego zaraz). Walnę prostu z mostu - jeden wielki zieeeeew i maksymalna odtwórczość. Głównie machamy mieczykiem bądź innym żelastwem na podobieństwo Dantego, by zaraz zrobić sobie niespełna minutową przerwę na ubranie nowej zbroi, która akurat wypadła z jakiegoś odmieńca, dodanie sobie paru punktów w niezbyt rozbudowanym drzewku umiejętności i z powrotem na rzeź. A wszystko to zaserwowane w niezrozumiale odpychającej formie.

To znaczy, może akurat walka jest tu w miarę przyjemna, z pomysłem i bawiąca przez pierwsze parę godzin. Cała mechanika sprowadza się do operowania dwoma gałkami - obracając prawą wykręcamy kombosy, a lewą nadajemy im kierunek (od czasu do czasu przytrzymujemy jeszcze trigger, aby wyciągnąć spluwę). Jeżeli chodzi o prezencję, to wygląda to trochę jak Rasiak w świecie Devil May Cry (Baldur to drewniak, ale o to chyba chodziło). Jest też śmiesznie prosto i właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, aby olać okienko z kombosami, a tylko bezsensownie wywijać analogiem kozły.

REKLAMA

Od strony audiowizualnej jest w miarę w porządku. Graficznie to właściwie nic szczególnego z UE3 nie udało się wycisnąć, natomiast całkiem przyjemna jest ścieżka dźwiękowa z orkiestrą na czele. Sprawnie umila wędrówkę po ogromnych korytarzach, a motywuje do walki, gdy owe korytarze zaludnią się po brzegi identycznymi wrogami. Jednakże żadna orkiestra nie pomoże grze trwającej w założeniach sto godzin, a nudzącej się po dwóch.

Jedyna nadzieja jest w środowisku online. W końcu Diablo też nie byłoby Diablo bez Battlenetu. Ale czy klasy postaci (mi dane było testować tylko jedną, mającą na równi wszystkie zdolności), handel przez internet, co-op i PvP wywindują Too Human na pierwszej klasy MMO? Wyjątkowo marne szanse, ale nadzieje można mieć - w końcu żadnego tego typu internetowego eRPGa na X360 jeszcze nie było. Po tym, w co dane mi było zagrać, tytuł wiele w moich oczach stracił. Ale mimo wszystko czekam. Czekam, bo zwyczajnie nie wypada po tylu latach przestać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA