REKLAMA

Total Overdose [retro]

Brudny, nieogolony, spocony facet o ciemnej karnacji w białej, rozpiętej koszuli i ogromnym sombrero na głowie podążał ulicami meksykańskiego miasta. Jego postura mogła przerazić, toteż wszyscy usuwali się na jego widok parę kroków w tył. A może to jego odór odstraszał przechodniów, kto to wie. Kroczył, bełkocząc coś po nosem. Prawdopodobnie jakieś przekleństwa, bo minę miał nietęgą. Co i rusz zaciskał pięści i szczerzył przeżółkłe od tytoniu i tequilli zęby. Nagle z tyłu usłyszał gwizd, który wyraźnie skierowany był do niego. Nie zdążył się odwrócić, poczuł na plecach dwa ukłucia. Padł na ziemię jak kłoda. Młody chłopak w fioletowej koszuli zdmuchnął dym wynurzający się z dwóch rewolwerów, trzymanych w dłoniach.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Zastanawialiście się kiedyś, co by powstało z miksu dwóch najbardziej wyczesanych gier w historii - GTA i Maxa Payne'a? Pewnie, że tak. Swojego czasu bullet time, znak rozpoznawczy Maksia, był dodawany do wszystkich możliwych gier; jeszcze trochę, a trafiłby do Simsów. W końcu ktoś pomyślał, by dodać go do klonu GTA. Jednak podczas procesu produkcji ktoś nieopatrznie rozlał tequillę na klawiaturę. Z pożytkiem dla nas.

REKLAMA

Total Overdose, wbrew memu skrótowi myślowemu, nie jest klonem Wielkiej Kradzieży Auta. Jest to konsolowa do bólu gra akcji, w której oprócz głównego wątku dodano możliwość rozgrywania zadań pobocznych i wożenia się po mieście. Właściwie związki z GTA ograniczają się do tego. Co oczywiście nie musi świadczyć na niekorzyść gry.

Bohaterem Totalnego Przedawkowania jest Tommy, brat bliźniak agenta DEA, który próbuje... próbował rozwikłać zagadkę śmierci swojego ojca, również agenta. Mówi się, iż zmarł z powodu przedawkowania narkotyków, jednak tak naprawdę został wrobiony. Niestety nasz szpieg ma pecha i doznaje kontuzji. Jest więc zmuszony wysłać członka rodziny do Los Toros - miasta przy granicy Meksyku i USA - gdzie trop się urwał. Wprawdzie szefostwo nie jest specjalnie zachwycone tym pomysłem, ale... w końcu zmienia zdanie. Jednak nie uprzedzajmy faktów. Do szczęścia przyda się Wam jedynie informacja, iż intryga jest grubymi nićmi szyta i nieraz Was zaskoczy. I choć gra kończy się szybko (za szybko), jej intensywność doprowadzi do zadyszki co mniej sprawnych fizycznie.

Pierwsze chwile obcowania z tytułem mogą być nieco mylące dla gracza, gdyż na początku rozgrywamy krótki etap ojcem głównych bohaterów, następnie pechowym agentem, a dopiero później przyjdzie nam się wcielić w Tommy'ego. Już od początku klimat meksykańskiej mieściny przytłacza. Po wszechobecnym kurzu i brudzie widać, że to środek pustyni. Miasto jest podzielone na szereg dzielnic, między którymi - niestety - następuje przerwa na wczytanie terenów. Cóż, nie można mieć wszystkiego.

Oprócz klimatu równie wcześnie da się zauważyć kolejną sprawę - sterowanie. Jest ono bardzo konsolowe i choć korzystamy z klawiatury i myszy, nadal mamy wrażenie, jakbyśmy grali na poczciwym PS2. Sterowanie jest przede wszystkim strasznie nieprecyzyjne, choć precyzja nie jest w tej grze zbyt ważna. Także kierowanie samochodem odznacza się konsolowym rodowodem, tzn. jest mało realistyczne. Wystarczy właściwie toczyć się 30-40 km/h, by po użyciu ręcznego zrobić efektowny poślizg o 180 stopni. Jednak za kółkiem nie spędzimy tak naprawdę zbyt wiele czasu, znacznie więcej będziemy musieli się nabiegać i naskakać. Tutaj sterowanie nie nastręczy Wam za wiele kłopotów - wszystko jest proste i przyjemne, do efektywnej i efektownej gry wystarczą nam kursory, mysz plus parę klawiszy dodatkowych, odpowiedzialnych za headshoty, bullet time, skok i użycie bonusów.

No właśnie - jak już wspomniałem, ważnym elementem Total Overdose jest bullet time. Tutaj oprócz klasycznych rzutów szczupakiem dodano kilka innych atrakcji. Można między innymi odbić się w pełnym biegu od ściany czy zrobić gwiazdę, jednocześnie zasypując przeciwnika gradem ołowiu. Jeśli dodamy do tego headshot, to już będzie pełen o... pełna rozkosz. Tutaj do samego naciskania lewego przycisku myszy dochodzi też użycie prawego i puszczenie go w odpowiednim momencie, co uwalnia pocisk prosto w bańkę naszego nieprzyjaciela. Z początku wydaje się to trudne, jednak po kilku sesjach z tytułem łatwo się przyzwyczaić.

Warto, bo za każdy udany combos dostajemy punkty - im bardziej efektowny i większa ilość zniszczonych przeciwników - tym lepiej. A bonusy? No cóż - mamy tu kilka rozróżnionych, specjalnych zdolności naszego bohatera. Wystarczy wziąć odpowiednią znajdźkę, by siać spustoszenie wśród wrogów, krzycząc "Huracane!" i wykonując obrót o 360 stopni. Z użyciem serii z dwóch uzi, rzecz jasna. Oprócz tego możemy też niszczyć wszystko z pomocą dwóch futerałów na gitary - Desperados się kłania. Możemy także przywołać tajemniczego jegomościa z granatnikiem, który wspomoże nas na jakiś czas w walce. Prawdę mówiąc, ja korzystałem z nich bardzo rzadko, więc traktuję je tylko jako ciekawostki.

Główny użytek pełniłem z bogatego arsenału - broń biała, pistolety, uzi, strzelby, karabiny maszynowe plus granaty i wyrzutnia rakiet. Żyć nie umierać - szczególnie jeśli przywołam fakt, iż wraz z postępem w grze będziemy w stanie używać dwóch broni jednocześnie oraz zyskamy do nich nieograniczoną amunicję. To wszystko dzięki zdobytym punktom oraz znalezionym bonusom (oprócz tego możemy również zwiększyć długość paska życia i adrenaliny, potrzebnej do wykonywania ewolucji). Wierzcie lub nie, ale nie ma lepszego uczucia, niż wparowanie w sam środek stojących wkoło wrogów i masakrowanie ich dwoma obrzynami ze świadomością, że żadna siła nie zabierze nam amunicji. Ech, poezja.

REKLAMA

Efekt psuje nieco sama oprawa wizualna - jest ona, lekko mówiąc, przestarzała. Nie najlepsza była już w dniu premiery, a co dopiero teraz - modele są kanciaste i poruszające się nieco sztywniacko, a tekstury - rozmyte. Z pewnością jednak nie można tej grafice odmówić uroku. Całość jest kolorowa, czasem wręcz cukierkowa, a feeria barw przy strzelaninach i wybuchach wszelakich cieszy oko. Naprawdę. Za to jeśli o muzykę chodzi - nie musicie się o nic martwić, jest ona po prostu ZNAKOMITA. Soundtrack do Total Overdose nagrały takie sławy jak Delinquent Habits i Molotov. Nie kojarzycie? Nic dziwnego, nie są może to bandy światowej sławy, ale ich muzyka jest po prostu żywa i wesoła. Połączenie klimatów hard rockowych, rapcore'owych i hip-hopowych z wyraźnym wpływem latynoskiego temperamentu wyszło producentom gry zdecydowanie na dobre - aż chce się strzelać! Oprócz tego oprawa audio została zrobiona po prostu bardzo porządnie, a głosy postaci - dobrane idealnie. Aktorzy spisali się na medal.

Total Overdose jest kolejnym dowodem na to, że najważniejszy w grze jest klimat. Bo czym może się ta gra pochwalić? Oprócz widowiskowej akcji - niczym szczególnym. Jednak największym plusem tytułu jest fakt, iż potrafi wywołać banan na każdej twarzy. Ja sam ukończyłem ją dobre kilkanaście razy i nadal nie mam dość. Po prostu idealnie jest się przy niej odprężyć, zapomnieć choć na pięć minut o codziennych troskach i dać się ponieść dziecięcej, wręcz dziecinnej (choć gra jest dostępna od progu 18 lat) zabawie. Co polecam i Wam, drodzy czytelnicy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA