Zawód recenzenta gier wydaje się być jak z bajki. Prosta i przyjemna praca. Rano przychodzimy do pracy (tudzież zasiadamy za biurkiem) i sprawdzamy, co tam dostaliśmy do recenzji. W świeżutkiej paczce od naszego szefa przeważnie znajdują się najnowsze gry. Klimatyczne RPG, wciągająca przygodówka, dynamiczne wyścigi. Gry, które na półki sklepowe trafią dopiero za miesiąc albo jeszcze później. My mamy je przed premierą. Lecz czasem przychodzą dni, że zamiast przełomowych tytułów w kopercie znajduje się gra, która nie przyśniłaby Ci się w najgorszym koszmarze. Gra, której nie wziąłbyś do ręki, nawet gdyby Ci zapłacili, a o włożeniu do swojego pięknego napędu możemy zapomnieć. Taką grą jest właśnie Trabi Racer. I co ma zrobić biedny recenzent?
To, że Trabant swego czasu był samochodem kultowym, wątpliwości mieć nie można. Takie "bajery" jak ogrzewana tylna szyba, światła przeciwmgielne i wsteczne, bezwładnościowe pasy bezpieczeństwa czy zagłówki siedzeń przednich powodowały, że wiele osób marzyło o tym, aby taką "furę" mieć. Dzisiaj, choć auto swoje lata ma, ciągle jest mnóstwo miłośników tego pojazdu. Twórcy gry Trabi Racer chcą nam przypomnieć, jakie to auto było świetne, a przy tym sporo zarobić. Panowie z Play mają na swoim koncie także takie "szlagierowe tytuły" jak Maluch Racer czy też Poldek Driver. Jak już pewno się domyślacie, wszystkie te gry były kompletnymi niewypałami. Trabi Racer ma spore aspiracje, aby do tych tytułów dołączyć.
Instalację przechodzimy bardzo szybko, bo jak się później okaże, zbyt dużo do instalacji nie było. W poprzednim numerze Playbacku w recenzji gry Mx Vs. Atv Unleashed narzekałem na mało rozbudowane menu. W Trabi Racer jest jeszcze gorzej. Dużo gorzej. Mamy dwa tryby gry. Jeden to taka jakby kariera. Jakby? Otóż decydujemy tylko o wyborze danej trasy, którą odblokowujemy wygrywając kolejne wyścigi. Musimy zająć w nich pierwsze miejsce, bo inaczej z dalszych tras nici. Im dalej w las, tym… kolejne Trabanty (o których szerzej wspomnę za chwilę). Sami wybrać danego modelu nie możemy. Drugi tryb różni się jedynie tym, że możemy sobie poziom i auto wybrać (tylko z tych, które wygraliśmy).
No i trafiamy na tor. Tras jest łącznie 10 (!). Do przejechania mamy 30 wyścigów. Jak łatwo obliczyć - na każdą trasę wypadają po trzy wyścigi - niestety. Poziomy są strasznie zaprojektowane. O jakimkolwiek sensownym ułożeniu tras możemy zapomnieć. Wygląda to, jakbyśmy jeździli po jednej, dosyć dużej makiecie, na której ktoś ułożył parę drzew, albo budynków, drogę prostą i kilka zakrętów. Wszystkie tory są praktycznie takie same, tylko że zamiast sklepu monopolowego mamy przystanek, a zamiast budynków - drzewa. No i zakręty są gdzie indziej. Nie ważne czy uderzymy w stacje benzynową, czy mały hydrant. Efekt jest taki sam - odbijamy się na taką samą odległość. Niezależnie od prędkości. Elementy na tej makiecie są dobrze przymocowane. Ścigać będziemy się przy ruinach zamku, w mieście nocą, w jakiejś wsi, po parkingu czy też przy supermarkecie. Super, prawda?
Trabantów łącznie jest dziewięć. Na początku dostajemy standardowego, a potem coraz to lepsze modele. Te różnią się od siebie tylko osiągami. Model jazdy nie istnieje. Auto na trasie zachowuje się jak… duży klocek. Jest mało zwrotny, strasznie ociężały, a jazda nim jest okropna! Zniszczeń również nie ma. I tu zastanawia mnie, co mają oznaczać słowa na pudełku "realistyczna fizyka". Chyba że podczas gry otworzymy sobie podręcznik od fizyki. A będzie to zdecydowanie lepsza rzecz, niż granie w TR. Bo przynajmniej się wielu ciekawych rzeczy można dowiedzieć.
Grafika w Trabi Racer jest (no, jak myślicie?)… straszna. Dużo lepszą oprawę miały gry w 2002 roku, ba, nawet może i w 2001. Wszystko wygląda jak z… tektury. Dokładnie tak. Ktoś wyciął sobie kwadrat, dokleił małe okienka i proszę bardzo - jest budynek. Zabawa trwa dalej! Teraz nie tniemy już tak dokładnie jak wcześniej, bo przecież skały już tak dokładne być nie muszą. Zamek… tu już mogą być większe problemy. Ale co to za kłopot dla naszego grafika! Troszkę dużej pracy i mamy zamek! A wodę bardziej przypominałoby chyba niebieskie prześcieradło niż to, co ujrzymy przy niektórych lokacjach… To już ładniejsza bywa przy grach na komórkę. I tak dalej… najlepiej z tego wszystkiego wyglądają same Trabanty, ale co to za pocieszenie, kiedy i te są strasznie słabe. Z resztą - wszystko możecie zobaczyć sami na screenach.
Jako że TR jest grą fatalną, to nic nie może się wyróżniać i dźwięk również idealnie wkomponowuje się w całość. Odgłosy silnika to jakiś dziwny warkot, którego nie da się słuchać, więc najlepiej wyłączyć. Muzyka, która towarzyszy nam podczas jazdy, idealnie pasuje, bo to… techno. Na dodatek strasznie słabe. O ile można nazwać to coś techno. Przeważnie techno kojarzy mi się z głośnym łomotem dobiegającym z głośników, a do tego z jakąś dziewczyną odzywa się raz na pół godziny i coś tam mruczącą przez minutę. Na dodatek to samo. Tutaj tego nie mamy. Autorem większości "utworów" jest niejaki Dj Seboo. Nie wiem, czym on te kawałki robił. Dużo lepsze wychodziły mi podczas zabawy Nokią 3310.
Teraz, aby całkowicie pogrążyć recenzowany tytuł, wspomnę o jakości wydania. Gra kosztuje ok. 20 zł. Zdecydowanie za dużo. TR nie jest wart, aby wydać na niego choćby grosz. Patrząc na płytę odniosłem wrażanie, że chyba jest dołączana do jakiegoś czasopisma, gdyż dostajemy jeszcze dwie inne gry, parę demówek i standardowe programy. Wersja pudełkowa… bardzo mnie rozśmieszyła. Otóż, gdy pierwszy raz ją zobaczyłem, myślałem, że to dosyć ładne wydanie w pudełku, w jakim wydawane są zdecydowanie lepsze gry. Otóż to tylko jakiś słaby kartonik, który podtrzymywany jest od środka… tekturą. Czyżby grafikom została, kiedy robili otoczenie? Całkiem możliwe. CD nawet nie jest schowane w jakimś pudełku. Ot, włożyli w kopertę za 5 groszy. O instrukcji czy czymś takim należy zapomnieć, bo i po co takowa? Tanie państwo, panie, tanie państwo…
Granie w TR nie sprawia żadnej przyjemności. Jest męczarnią. Okropna grafika, straszne dźwięki, zero frajdy z jazdy, auta jak klocki - tak w skrócie można scharakteryzować Trabi Racer. I na dodatek wysoka cena. Co ciekawe, na pudełku napisane jest, że to polska wersja językowa. Bardzo ciekawe, bo w opcjach możliwości zmiany języka nie widziałem. Jeśli dostaniecie TR, np. na urodziny, to znaczy, że ktoś Was nie lubi albo po prostu zapomniał o waszych urodzinach i w pośpiechu kupił coś, co było pod ręką w kiosku. W każdym razie - najlepiej jest wyrzucić TR jak najdalej. Nie ma sensu zabrudzać sobie dysku.