Ile to oni już tych TrackManii nastukali? Jak to się w naszych stronach mówi - od %$*#&^ i jeszcze więcej. Doszło do takich absurdalnych sytuacji, że sam nigdy nie pamiętam czy recenzuję TrackManię United Forever czy TrackManię Nations Forever. Co ciekawe - część z tych gier była darmowa. Co jeszcze ciekawsze - wszystkie trzymały zadziwiająco wysoki poziom. Przynajmniej z pozoru...
Jeśli nie wiesz, z czym się je TrackManię to albo masz komputer od niedawna, albo spędziłeś ostatnie lata w więzieniu na Białorusi i dopiero parę tygodni temu Cię wypuszczono. Dla zapominalskich - Nadeo to zespół nieco monotematycznych programistów (oprócz trzaskania kolejnych TrackManii stworzyli jeszcze dwie części symulatora jachtowego, Virtual Skippera), którzy większość swego życia poświęcili tworzeniu oldschoolowych, zręcznosiowych wyścigówek, w których nie liczy się szczęście czy ciężka noga, ale umiejętności i zdolność maksymalnego skupienia. Trzeba przyznać, że idea jest szczytna. No i mają chłopaki gest - część swoich gier lub aktualizacji do już wydanych oferują za darmo (jak chociażby recenzowana dosyć niedawno w PB TrackMania Nations Forever). Tu jednak mamy do czynienia z wydaniem przeznaczonym do sprzedaży. I to widać.
Szczególnie po tym iloma trybami i rodzajami aut nas uraczono. Tym razem nie jesteśmy skazani na kilkadziesiąt tras wiecznie w tej samej scenerii i wiecznie tym samym wozem. Oprócz klasycznego bolidu możemy usiąść chociażby za wirtualną kierownicą samochodu rajdowego, minivana czy pick-upa. Co ciekawe - każdym z nich poruszamy się po trasach w zupełnie odmiennej scenerii i tak - rajdówkę sprawdzimy na trasach szutrowo-asfaltowych (łudząco podobnych do tych, które możemy oglądać podczas rajdu Wielkiej Brytanii z cyklu rajdów WRC), minivanem porozbijamy się po mieście, a tym ostatnie - na trasach pokrytych śniegiem.
I już tutaj muszę niestety wspomnieć o drobnym zgrzycie, mianowicie kompletnie niegrywalne są wozy klasy Coast. Są to niby wyścigówki, jednak prowadzą się strasznie topornie. Model jazdy jest nijaki ni to zręcznościowy, ni to realistyczny. Prawdziwa katorga. Za to wszystkie pozostałe - cud, malina! Zero realizmu i właśnie o to w tym chodzi. Do każdego wozu trzeba jednak podchodzić inaczej, podobnie jak do typów nawierzchni (które w jednej scenerii mogą być różne). I tak, jeżdżąc rajdówką, większość zakrętów pokonujemy z pomocą kontrolowanego poślizgu zaś jadąc po popękanym asfalcie na trasach pustynnych będziemy musieli uważać na bardzo niestabilne podwozie naszej maszyny. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, mi np. osobiście najbardziej podobały się etapy rozgrywane pick-upem - nie za szybkie, nie za trudne, ale bardzo dobrze wyważone moim zdaniem.
Jednak nie na tym tylko polega różnorodność TrackManii. Po utworzeniu własnego konta na serwerze gry (lub wybraniu i aktualizacji konta założonego przy okazji gry w TM Nations Forever) możemy wybrać jedną z trzech kampanii (Nations, United i własna), kampania United zaś daje nam dodatkowo do dyspozycji 4 tryby rozgrywki. Tradycyjne - Wyścigi z czasem, gdzie w zależności od osiągniętego wyniku zdobywamy jeden z trzech medali. Nie ma co ukrywać, w co wyższych etapach nawet zdobycie srebra może być nielichym wyzwaniem. Nie zdziwcie się więc, że po "złotym początku" nadejdą ciężkie chwile.
Kolejny tryb to Platformy i tutaj pierwsza niespodzianka - to właściwie to samo co wyścigi, jednak tu nie liczy się czas, a liczba powrotów na trasę (w przypadku wypadnięcia z niej, dachowania, etc.). To tylko w teorii wydaje się takie proste, czasami naprawdę ciężko przejechać cały etap z zerem na koncie, nawet jeśli w każdej chwili możemy powrócić na sam początek toru i zresetować wynik. Szczególnie jeśli dodam, że próby treningowe nie liczą się do wyniku trybu oficjalnego. Dopiero po jego włączeniu wynik wysyłany jest na serwer. Mamy, rzecz jasna, możliwość poprawienia wyniku, jednak to kosztuje. Walutą w grze są miedziaki, można za nie kupić kolejne próby w trybie oficjalnym czy powtórki najlepszych wyników. Zdobywamy je, oczywiście, samemu śrubując te rezultaty.
O ile te tryby zasłużyły na dobre słowo, takowego nie mogę niestety rzec o pozostałych dwóch - Akrobacje i Puzzle. Ten pierwszy polega na zdobyciu jak największej liczby punktów za efektowne przewroty, beczki i inne wygibasy. Szkoda tylko, że samochody w TrackManii średnio się do tego nadają, bo o ile np. w takim Crashdayu kariera akrobaty to czysta przyjemność, tutaj trzeba liczyć tylko i wyłącznie na łut szczęścia. Albo nie odkryłem sposobu na ten tryb. Puzzle zaś polegają na tym, że dostajemy planszę ze startem oraz metą i z określonych elementów musimy ułożyć trasę. No i jak najszybciej ją przejechać, rzecz jasna. Moim zdaniem przekombinowano, bo już po kilku etapach zaczynają się schody, których ja osobiście nie przeskoczyłem, najwyraźniej nie jestem wystarczająco cierpliwy. A skoro już przy tworzeniu jesteśmy - do gry dodano również edytor tras. Sprawa jest niezwykle prosta - wystarczy z dostępnych segmentów ułożyć swoje własne "rollercoastery śmierci". Żeby tylko budowa autostrad byłą taka prosta...
Na pochwałę zasługuje możliwość gry przez Internet, sieć lokalną bądź w trybie "gorącego krzesła". Szczególnie upodobałem sobie wspólną zabawę na dość sporej liczbie serwerów, gdzie naraz może grać kilkadziesiąt, a nawet kilkaset osób! Większość z nich oferuje klasyczne próby czasowe, gdzie jednak mamy ograniczoną ilość czasu na odbycie swoich prób, a zwycięzcą jest gracz z najlepszym wynikiem. Uwierzcie mi, nie ma to jak ujrzeć swój nick na szczycie listy.
Niestety, od pięciu lat twórcy nadal pozostawili graczy w tym samym, mocno przestarzałym środowisku graficznym. Niby jakieś drobne zmiany są - tu jest mniej kanciasto, tu bardziej błyszczy, ale to nadal dobrze nam znany produkt sprzed pół dekady. Szkoda, że chłopaki z Nadeo nie pomyśleli o nowym silniku, to byłaby bardzo miła niespodzianka dla fanów. O, przepraszam, jest takowa - specjalne tryb 3D, w którym dzięki dołączonym do gry okularom 3D "można poczuć prawdziwą głębię gry". Prekursorem tego typu akcji w Polsce był Polsat i wrażenia są porównywalne właśnie do oglądania King-Konga z lat 30. w 3D - są nijakie. Na oprawę audio podczas gry niemalże nie zwracałem uwagi, me uszy zanotowały jedynie całkiem znośną muzykę, którą jednak w pewnym momencie zastąpiłem Winampem.
Co by złego czy dobrego o TrackManii nie pisać - fani i tak rzucą się na każdą nową grę z serii, a antyfanów nie przekonam. Ale spróbuję po raz kolejny - ta gra warta jest wydania 70 złotych. No chyba że masz wszystkie poprzednie części. Bo jakkolwiek ten tytuł nie jest grywalny - to tylko odgrzewany kotlet. Nadeo! Chcemy w końcu coś nowego!