REKLAMA

Transformers Rise of the Dark Spark to podróż do czasów PlayStation 2. W złym znaczeniu

Wbrew logice, naprawdę wiele spodziewałem się po tym tytule. Miałem ochotę na dobrą, intensywną, wypełnioną akcją i odmóżdżającą grę z wielkimi robotami w roli głównej. Niestety, Transformers Rise of the Dark Spark oferuje jedynie to ostatnie.

Transormers Rise of the Dark Spark - recenzja sPlay.pl
REKLAMA
REKLAMA

Po włożeniu płyty do napędu PlayStation 4 na mojej twarzy pojawił się niespodziewany grymas bólu i rozczarowania. Już w menu głównym zacząłem podejrzewać, że coś jest nie tak. Mosiężnie ciosane okna i zakładki nie napawały entuzjazmem, lecz to dopiero skok do świata gry sprawił, że oczy zaczęły wychodzić mi z orbit, a szczęki nieprzyjemnie zaciskać się z bólu. Dawno, naprawdę dawno nie widziałem już tak brzydkiej produkcji. Nic tutaj nie zdało egzaminu – okna informacji, HUD, modele postaci, lokacje, otoczenie, głębia, wygładzanie krawędzi, ilość detali, niepowtarzalność elementów lokacji – z wszystkim tym Transofmers Rise of the Dark Spark jest naprawdę na bakier, cofając gracza do końcowej ery PlayStation 2.

TRANSFORMERS: Rise of the Dark Spark_20140702154855

Oczywiście moje porównanie do świetnej, ale zapomnianej już platformy Sony jest nieco przesadzone. Niemniej po przesiadce z Killzone: Shadow Fall Intercept oraz zaskakująco dobrego Sniper Elite III do wirtualnego Cybertronu gra była dla mnie jak brudna szmata rzucona prosto w twarz. Już dawno nie widziałem tytułu z taką warstwą wizualną i szczerze mówiąc przypuszczałem, że już nigdy nie zobaczę. Życie płata jednak figle i produkt, na który naprawdę liczyłem w skrytości serca, okazał się być potworkiem odrzucającym od ekranu. Nie samą grafiką jednak człowiek żyje. Ważniejsza jest przecież frajda z rozgrywki, prawda? Oczywiście, że tak. O ile jakaś frajda w ogóle jest…

Pisząc bardzo dyplomatycznie, Transformers Rise of the Dark Spark pozostało mentalnie w XX-wiecznym modelu prowadzenia rozgrywki

TRANSFORMERS: Rise of the Dark Spark_20140702210737

Brniemy do przodu po sznurku, w ciasnych mapach, posyłając hordy przeciwników do piasku. Ci pojawiają się nie wiadomo kiedy, nie wiadomo gdzie, bez jakiejś generalnej logiki. Ot, klasyczne *bang*, *bang*, *bang* i idziemy dalej. Mamy przystawki, mamy większych i bardziej wytrzymałych oponentów no i mamy te kluczowe dla marki Hasbro Transformery, z którymi od czasu do czasu przyjdzie nam się zmierzyć. Cały problem polega na tym, że w ogóle nie czuć, jakobyśmy byli wielkimi, potężnymi maszynami wypchanymi po brzegi technologią przyszłości. Bycie robotem, najważniejsza składowa tej produkcji, po prostu nie zachwyca.

Twórcy całkowicie rozminęli się z proporcją i ciężkością gatunkową olbrzymich ton stali. O ile na Cybertron ma jeszcze jakiś planistyczny sens, jesteśmy u siebie i wszystko zostało zaprojektowane pod nasz format, tak w lokacjach na planecie Ziemia czuć, jak bardzo pospiesznie został wykonywany ten tytuł. Nie czuć skali, nie czuć wielkości tego, że jest się potężnym Transformerem.  Ziemia nie drży pod naporem naszych metalowych stóp, elementy dookoła się nie trzęsą, obiekty takie jak samochody, pomniki czy budynki są koszmarnie zeskalowane w stosunku do naszej wielkości, natomiast ludzie – jacy ludzie? Wszystko jest tutaj sterylne, smutne, szare i kwadratowe. Efekty świetlne producenci wpychają na siłę, aby ukryć niedoróbki graficzne. O ile Cybertron nie odstrasza tak bardzo, to Ziemia jest już prawdziwym koszmarem.

TRANSFORMERS: Rise of the Dark Spark_20140702222656

Na całe szczęście wciąż można zmieniać się w pojazdy, wciąż można wcielić się w większość najważniejszych robotów oraz wciąż można wziąć udział w konflikcie Deceptikonów i Autobotów

To jednak smaczki, które doceniają jedynie najwięksi fani. Co z tego, że mogę sterować pożądanymi z dzieciństwa zabawkami, skoro to nie daje takiej frajdy, jakiej bym oczekiwał? W Transformers Rise of the Dark Spark jest coś dziwnie hipnotyzującego i przyciągającego do ekranu, ale stawiam, że to raczej zaskakująco źle zbalansowany, wymagający stopień trudności i przyzwyczajenie docierania do napisów końcowych, niżeli autonomiczna wartość tego potwora jako gry komputerowej.

TRANSFORMERS: Rise of the Dark Spark_20140702161824

Boli. Po prostu boli. Liczyłem, ze Transformers Rise of the Dark Spark zaspokoi mój głód efektownej gry akcji. Miast tego, jedynie go spotęgował. Ciężko wskazać mi na zalety omawianej produkcji, oczywiście poza obecnością zabawek z dzieciństwa, przerobionych przez wizję Michaela Baya. Wciąż nie byłem na czwartym z kolei kinowym hicie z Autobotami i Deceptikonami, ale dając wiarę naszej recenzji, raczej nie będę się tam wybierał w najbliższym czasie. Zdaje się, że gra jest filmu warta. Transformers Rise of the Dark Spark nadaje się tylko dla największych i najbardziej wytrzymałych miłośników ogromnych robotów. Ogromne rozczarowanie.

REKLAMA

Czytaj również:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA