Jeżeli mieliście okazję grać w chyba najbardziej znaną grę na konsolę GameBoy – Pokemony – wiecie zapewne, że tydzień ciągłej rozgrywki w zupełności wystarczyłby nie tylko na jej ukończenie, ale prawdopodobnie również na złapanie wszystkich kieszonkowych potworów. No, chyba że gralibyście z – dajmy na to – młodszym bratem i nie potrafilibyście dojście do porozumienia, w którą stronę się skierować i którego pokemona wybrać. A co dopiero gdybyście grali w kilkadziesiąt tysięcy osób naraz...
A tak właśnie wygląda rozgrywka w Pokemon Red na Twitchu – platformie ze streamami z gier. Jedna gra, jeden trener i niekończący się ciąg poleceń, niejednokrotnie ze sobą sprzecznych, wydawanych przez tysiące użytkowników. Każdy może po prostu wpisać na czacie komendę - na przykład „up”, „left”, „start” czy „A”, analogicznie do przycisków w GameBoyu – a nasz bohater ją wykona. Stąd też kierowana przez tysiące graczy naraz postać często bezsensownie kręci się w miejscu, nie ustaje w wysiłkach żeby użyć przedmiotu Helix fossil (bezużytecznego do określonego momentu), a menu potrafi być na przemian wywoływane i zamykane przez kilka minut.
Wbrew pozorom, mimo olbrzymiej chaotyczności w ruchach, graczom udało się osiągnąć całkiem niezłe postępy w grze – przyznam, że dla mnie wręcz niewyobrażalne, jak na to, co dzieje się na czacie kanału – docierając już aż do Lavender Town. Duża w tym zasługa trybu „democracy”, w którym kolejny ruch postaci uzależniony jest od najczęściej wpisywanej w danym momencie komendy. W trybie „anarchy” postać wykonuje każde polecenie, które pojawi się na czacie.
W teorii, oczywiście. Bo nikt chyba nie był przygotowany na taką popularność gry, począwszy od jej twórcy, na administratorach Twitcha skończywszy. Ten nieustający potok komend spowodował opóźnienia nie tylko na kanale TwitchPlaysPokemon, ale także na całej platformie. Coś takiego przydarzyło się jej po raz pierwszy, mimo iż za jej pośrednictwem transmitowane były najważniejsze rozgrywki e-sportowe, m.in. w League of Legends i StarCrafta, przyciągające przed monitory setki tysięcy osób.
Administracja oczywiście od razu ogłosiła, że „pracuje nad rozwiązaniem tego problemu”, nie precyzując konkretnie co zamierza zrobić, ale ze strony streamerów podniosło się larum. I właściwie trudno im się dziwić, bo ci popularniejsi potrafią zarobić na Twitchu naprawdę przyzwoite pieniądze. Walcząc o swoje uderzają jednak w coraz żałośniejsze tony, twierdząc na przykład, że Pokemony nie mają nic wspólnego z e-sportem, powinny więc zniknąć ze streamu.
Kanał TwitchPlaysPokemon wyświetliło już niemal 17 milionów osób. W rozgrywce bierze udział przeciętnie 50 tysięcy graczy naraz. Średnia liczba wiadomości pojawiających się na czacie na sekundę jest absolutnie niemożliwa do policzenia. To zaskakujące, jak jeden kanał z Pokemonami potrafił namieszać na tak potężnej platformie.