REKLAMA

Uncharted: Drake's Fortune

Przykrą sprawą jest wydać ok. 2000 złotych i nie być zadowolonym z nabytego produktu. Zwłaszcza gdy jest nim najlepsza pod względem technicznym konsola na rynku. Maszyna, której poprzednie wersje górowały przez dwie ostatnie generacje konsol. Co sobą reprezentuje PS3? MotorStorma, parę pseudo hitów i dziesiątki cudacznych portów gier, których docelową platformą jest oczywiście Xbox. Nie ukrywam, szczerze liczyłem na Uncharted. Czy można mówić o rozczarowaniu? W życiu! Jeżeli teraz miałbym kogoś namówić do kupna "Chlebaka", po prostu pokazałbym mu Uncharted. Wspominając przy okazji, że podobno (z naciskiem na "podobno") produkcja ta wykorzystuje zaledwie 30% mocy PS3.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Jednakże na wstępie należy powiedzieć, że nie ma tu absolutnie niczego, czego nie byłoby dotychczas w pozostałych grach. Wręcz przeciwnie, można dostrzec ogromne podobieństwa do innych tytułów... ale jak powielać, to tylko od najlepszych. Twór ludzi z Naughty Dog to mix najlepszych gier przygodowych pokroju Indiany Jonesa czy Tomb Raider z domieszką Gears of War. W każdym bądź razie, połączenie wyszło niezwykle ciekawie i gra nie zawodzi gameplayem, a jeżeli chodzi o aspekty graficzne - mamy do czynienia z jedną z najpiękniejszych gier ever.

REKLAMA

Po hiszpańskie złoto!

Historia skupia się na dwudziestokilkuletnim Nathanie Drake'u i jego towarzyszach - Elenie Fisher, reporterce polującą na jakiś dobry materiał, oraz Victorze Sullivanie, zadłużonemu po uszy przyjacielowi. Na samym początku przygody bohaterowie wyławiają z morza zaginioną trumnę Francisa Drake'a, wielkiego odkrywcy i przodka Nathana. Skrzynia okazuje się niestety pusta. No prawie pusta, bowiem znajduje się w niej tylko (albo aż) pamiętnik Francisa. Po szybkim przejrzeniu stron (warto dodać, że ostatnia z nich jest wyrwana), oczekiwania Nate'a się sprawdzają - dziadunio za swych najlepszych lat łakomy był na przeróżne bogactwa, a w tym wielki skarb El Dorado, który jak się okazuje nie jest wcale miastem wykonanym ze złota, a wielkim sarkofagiem z tego właśnie materiału. Po dotarciu na wyznaczone w notatniku miejsce, skarbu jednak ani widu, ani słychu. Jakieś 200 lat wcześniej zabrali go Niemcy. Podążając jedynym możliwym tropem, Nathan wraz z towarzyszami trafiają na tajemniczą wyspę dokąd prawdopodobnie niegdyś przemycili sarkofag nasi zachodni sąsiedzi.

Należy jednak pamiętać, że Sullivan (albo po prostu Sully), jako że wisi naprawdę złym ludziom naprawdę grube pieniądze, szybko ściąga na przyjaciół niebezpieczeństwo ze strony mściwego Romana (zbieżność imion z "naszym" Romkiem jest zupełnie przypadkowa ;) i jego kumpli. Nie mają oni nic przeciwko aby zapłatą za zaległe długi był właśnie skarb omówiony w poprzednim akapicie. Rozpoczyna się więc dramatyczny wyścig, niektórym mogą puścić nerwy, inni okażą się pewni siebie i zdeterminowani. Historia jest pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, jest bardzo spójna i udało jej się uniknąć banalności. Nawet biorąc pod uwagę, że na ostatniej stronie notatnika Francisa Drake'a, która, jak już mówiłem, jest wyrwana kryje się prawdziwa groza. Nagły obrót wydarzeń, którego w sumie w życiu bym się nie spodziewał.

Postacie są w Uncharted bardzo wyraźnie i barwnie przedstawione. Nathan zabłyśnie w waszych oczach dzięki nieprzeciętnemu poczuciu humoru i bardzo luźnemu podejściu do życia. Prawdziwy ryzykant. Elena... Fajna kobitka, ale raczej nie najwyższych lotów jeżeli chodzi o sami wiecie co. Ale i tak jest znacznie lepsza niż na samym początku miała być (o czym więcej w ramce po prawej). Sullivan z kolei stosunkowo szybko zejdzie na boczny plan.

Jedno trzeba przyznać - Uncharted: Drake's Fortune już od samego początku sprawia wrażenie pierwszej, prawdziwie next-genowej przygodówki. I nie pozwala temu uczuciu odejść do samego końca, który niestety nadchodzi szybko. Trochę ponad dziesięć godzin, które ja łyknąłem prawie na "raz", tak mnie wciągnęło. Gra się w to prawie tak jakby oglądało się film. Dobrze poprowadzona ścieżka fabularna, cut-scenki niczym z wysoko budżetowego filmu akcji (warto wspomnieć o wspaniałej... grze aktorskiej i mimice twarzy postaci!), humor i utrzymana w miarę spora różnorodność rozgrywki, chociaż nie ukrywam, że z czasem strzelanie trochę Wam zbrzydnie. Dodając do tego jeszcze niesamowitą grafikę i lokacje bijące na głowę wszystko co do tej pory widziałem - spoglądanie na zawieszony na krańcu wodospadu okręt podwodny o zachodzie słońca. Przygodówka z krwi i kości, a co!

Trochę jak Gears of War

Ale po kolei, po kolei. Rozgrywka w Uncharted skupia się głównie na wymianie ognia z wrogiem, ale przeplata się również ze elementami zręcznościówki i niestety dosyć prostymi zagadkami logicznymi. Po pewnym czasie możesz odczuć już lekki przesyt tego pierwszego. Przytłacza on zbytnie wyraźnie pozostałe czynniki. Sam system jest łudząco podobny do tego z Gears of War. Polega w głównej mierze na wykorzystywaniu przeróżnych osłon terenowych, w odpowiednim momencie wychyleniu się, puszczeniu salwy w przeciwników i ponownym ukryciu. Tak w kółko. Samo sterowanie jest bardzo intuicyjne i biegając pomiędzy murami i murkami czuć się będziesz jak ryba w wodzie. Aczkolwiek zdarzają się różne udziwnienia - Nathan czasem odmawiać będzie "przyczepiania się" do poszczególnych elementów co w ferworze walki można przypłacić życiem.

A walki są właśnie stosunkowo trudne. Nasz bohater jest bardzo podatny (jak na grę wideo oczywiście ;) na wszelkie obrażenia, zaś przeciwnicy są jakby ze stali. Czasem wpakujesz w drania cały magazynek, a ten co najwyżej zacznie tańczyć w rytm twoich kul. Dodatkowym utrudnieniem jest również genialne AI, którego choćby w Gearsach szukać ze świecą. Przeciwnicy będą wychodzić z shotgunem w momencie, gdy Ty będziesz przeładowywał. Wykorzystywać będą też całkiem sprawnie przewagę liczebną okrążając Cię, gdy ty akurat skupiasz swoją uwagę na innym punkcie. To wszystko zmusza Cię do ciągłego ruchu na polu walki, ciągłego przemieszczania się od jednej kryjówki do drugiej. A jeżeli jednak jakimś cudem będziesz umiał utrzymać się w jednej pozycji - wykurzą cię stamtąd granatem. Laik się nie ogarnie.

Jeżeli chodzi o arsenał, nie można tu mówić o niczym nadzwyczajnym. Naraz możemy nosić trzy rodzaje broni - lekką, ciężką oraz granat. Na broń lekką składają się przeróżnego kalibru pistolety, granat jest niestety tylko jeden, a broń ciężka to wszelkiego typu karabiny, shotguny czy wyrzutnie granatów. Dwa czy trzy razy dostaniesz do łap snajperkę. Odczuwa się brak czegoś "większego".

Na wzmiankę zasługuje też walka wręcz. Nathan preferuje dość, powiedźmy, "free-style'owy styl". Nie używa żadnej sztuki walki, a atakuje troszkę na oślep i nie waha się używać ataków poniżej pasa. I dosłownie, i w przenośni. Walki są bardzo uproszczone. Mamy do dyspozycji Brutalne Kombo (trzeba nacisnąć po kolei trzy przyciski - zawsze te same) albo Zwykłe Kombo (wal na oślep w jeden przycisk). Nie sposób nie wygrać.

Zagadki i trochę skakania

Levele w Uncharted są maksymalnie liniowe i nie musisz się martwić o to, że w trakcie gry nie będziesz wiedział dokąd pójść (a jeżeli nawet, to wtedy wystarczy nacisnąć jeden przycisk, a kamera nakieruje się na odpowiednie miejsce). Zagadki, polegające na przesunięciu jakiegoś posągu czy czegoś w tych klimatach, pojawią się niezwykle rzadko i najczęściej są raczej prostsze niż trudniejsze. A to dzięki temu, że wszystkie rozwiązywać będziemy razem z notatnikiem Sir Francisa Drake'a. Zapisał on w nim dość ogólne, ale zawsze, wskazówki i ilustracje jak dane "coś" ustawić, żeby można było przejść itd. W sumie trochę szkoda, że tak to uproszczono.

Widać, że coś ludziom z Naughty Dog zostało z platformówek i zręcznościówek jakimi zajmowali się dotychczas. Tutaj też przyjdzie nam troszkę poskakać; że przytoczę np. wspinaczkę bo niemalże płaskiej ścianie zamku, jakieś pięćdziesiąt metrów nad ostrymi jak brzytwa skałami. Nathan to prawdziwe małpiątko i straszny ryzykant. Niektóre jego skoki czy wyczyny są wręcz nieco przesadzone i niewiarygodne. Ale to przecież jest gra, czyż nie?

Sposób w jaki się to robi jest bardzo prosty. Twórcy nie zafundowali nam tu zabawy z tak zwanymi "skokami perfekcyjnymi". Nasz bohater sam będzie odmierzał z jaką siłą ma się wybić. Czasem też zdarzy się jakiś Quick Time Event (trzeba nacisnąć przycisk w odpowiednim momencie), ale nie jest to coś specjalnie trudnego. Bardziej emocjonujące są za to fragmenty gdy np. pod Natem zawala się podłoże czy walą się ściany i trzeba rozpocząć dramatyczny wyścig o życie.

Pokuszono się też o dodanie do gry poziomów, w których pojeździmy sobie jakimś pojazdem. W przypadku Jeepa jest to tylko jeden krótki level i siadamy wtedy za sterami wyrzutni granatów, bo prowadzi Elena. Zdecydowanie bardziej postanowiono rozszerzyć temat skutera wodnego. Tutaj i posterujemy, i trochę postrzelamy. Bardzo fajny był choćby level z pływaniem w centrum zatopionego miasta czy rwaniem pod prąd mknącego potoku.

Fajerwerki graficzne i muzyka

Gdybym nie widział wcześniej Crysisa to może dałbym i dyszkę. Zdecydowaną większość gry spędzimy pośród ruin wielkich miast albo w jaskiniach. Obydwie lokacje to po prostu dzieła sztuki! Po dżungli za dużo nie pobiegamy i mimo że jest trochę za jaskrawa, to pełna szczegółów. Największe wrażenie robią tekstury, czego po PS3 akurat w życiu bym się nie spodziewał (z powodu małej ilości RAM-u). Są ostre jak brzytwa i zastosowano na nich mnóstwo efektów, jak choćby najbardziej zauważalny bump-mapping czyli uczynienie powierzchni porowatej co wręcz idealnie nadaje się do tworzenia chociażby mchu na skalach. Dobre wrażenie robi też oświetlenie i kapitalne modele postaci.

Należy również wspomnieć o czymś, co miało być prawdziwą siłą Uncharted - animacje postaci. I faktycznie, trzy tysiące indywidualnych zachowań Nathana da się zauważyć i odczuć. Zwrócono uwagę na drobne szczegóły, np. postacie przylegające do ściany są prawie za każdym razem w nieco innej pozycji - raz z ręką na dole, raz nieco podniesionej, czasem zasłaniają nią twarz... Ogólnie rzadko zdarza się, aby jakaś się powtórzyła. Aczkolwiek po Assassin's Creed nie możemy mówić tutaj o żadnej rewolucji. Jest baaardzo dobrze i tyle.

Muzyka też jest świetna. Podczas walki zagrzewa nas do boju, podczas przechadzki po zmroku w dżungli sprawia, że jesteśmy maksymalne spięci. Po wygranej walce nagrodzi nas optymistyczną nutką.

REKLAMA

Drugi po MotorStormie Must-Have!

Świetna fabuła, bardzo przyjemne strzelaniny, elementy zręcznościowe, kapitalna grafika - to wszystko nakłada się na pierwszą next-genową przygodówkę z krwi i kości, a zarazem jedną z pierwszych prawdziwych gier "musisz-to-mieć" na PS3. Fakt faktem, nie ma tu generalnie niczego nowego i widać nawet, że trochę mogło być zgapione od innych tytułów, ale za to najlepszych i w najlepszy możliwy sposób. Uncharted zagwarantuje Ci trochę ponad 10 godzin wspaniałej, filmowej rozrywki! Szkoda, że takie gry nie wychodzą na PeCety...

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA