Miłośnicy filmowych przygód rozkojarzonego wynalazcy z przedziwnym zamiłowaniem do sera i jego twardo stąpającego po ziemi czworonoga mogą odkorkowywać szampany. Project Zoo to zaskakująco udana produkcja łącząca wysoką grywalność ze specyfiką uniwersum wykreowanego przez Nicka Parka. Mamy do czynienia z tytułem wartościowym, wbrew rysunkowej grafice, i wcale nie prostym. To jedna z tych gier, przy których ani przez chwilę nie można narzekać na nudę.
Oto największy przeciwnik słynnego duetu - pingwin Feathers McGraw porywa zaprzyjaźnionego misia polarnego Archiego. Przy okazji zniewala również wszystkie zwierzęta ogrodu zoologicznego (jak się później okazuje - nie tylko zresztą tegoż), zmuszając je do pracy. Całość nadzorują niebezpieczne roboty. I tu pojawia się Gromit, w którego wciela się gracz. Zbierając porozrzucane po planszy narzędzia i śruby stara się dostarczyć Wallece'owi materiałów niezbędnych do naprawy uszkodzonych mechanizmów czy wytworzenia nowej (odpowiednio zabawnej) broni; walczy z poplecznikami McGrawa (co ciekawe - rzadziej niż w konkurencyjnych grach tego typu), uwalnia uwięzione zwierzaki i gromadzi najróżniejsze bogactwa. Ogromnym plusem gry są autentycznie świetne projekty lokacji. Każde miejsce, które przyjdzie nam zwiedzić wraz z Gromitem to wspaniały, wielopoziomowy labirynt pełen zagadek, wyzwań i pułapek.
Co ważne, pomimo wyższego poziomu trudności w stosunku do typowego przedstawiciela gatunku, Project Zoo to gra idealna dla dzieci. W dużej mierze opiera się bowiem na interesujących, logicznych łamigłówkach, rozgrywka jest pozbawiona przemocy, a oprawa nasuwa na myśl animowany oryginał. Produkcja nie należy również do specjalnie irytujących. Po ewentualnej śmierci lądujemy w punkcie umiejscowionym jak najbliżej feralnego miejsca. Przy tym wszystkim, podobnie jak filmy, tytuł zjednuje sobie i bardziej dorosłych graczy specyficznym poczuciem humoru i autentycznie wysoką grywalnością.
Szkoda jedynie, że sterowanie Gromitem odbiega od standardów, do których przyzwyczaiły nas konkurencyje plarformery. Choć, w zasadzie, czy innym kwasie, idzie się doń przyzwyczaić przy odpowiedniej dozie samozaparcia. Niemniej ostrzegam - początkowo może być ciężko. Pies potrafi walczyć wręcz, wykorzystywać broń podsuwaną przez Wallece'a, skakać, pływać, turlać się, chodzić po ścianach (choć z tego rozwiązania, po prostu, się nie korzysta. To jeno czytelna aluzja do Matrixa. Tylko tyle i aż tyle) i alarmować wynalazcę w sytuacji, gdy napotka na uszkodzoną maszynerię. Rozgrywka skupia się na pokonywaniu coraz zmyślniejszych poziomów-labiryntów, najeżonych rozmaitymi pułapkami i wyzwaniami. Od czasu do czasu natrafiamy również na bossa, do którego zwyciężenia potrzebny jest fortel.
I choć formuła rozgrywki nie zdążyła się zestarzeć - gorzej prezentuje się oprawa graficzna. Boleśnie odczuwalnym jest, że gra została wydana już kilka lat temu, co uniemożliwia mi wystawienie wyższej oceny, a szkoda. Muzyka nie powala, ale spełnia swoje zadanie i dobrze ilustruje to, co się dzieje na ekranie. Nieźle poradzili sobie też aktorzy w studio (choć, żeby była jasność - zbyt wielu ich nie było).
Project Zoo to gra bardzo przyjemna, przemyślana i grywalna. Do tego sprzedawana za naprawdę śmieszne (by nie rzec psie, co w obecnej sytuacji byłoby przynajmniej dwuznaczne) pieniądze. Mamy do czynienia z produkcją uniwersalną, która spodoba się i dorosłym, i dzieciom. I graczom przez "G" wielkie jak dziura budżetowa, i niedzielnym amatorom komputerowej rozgrywki z kilkoma wolnymi godzinkami. Polecam.