REKLAMA

Whirlwind of Vietnam

Monotonny szum łopat wirnika "mojego hueya" mielących powietrze, usypiał. Siłą woli i instynktu przetrwania przeczesywałem wzrokiem zielone morze wietnamskiej dżungli w poszukiwaniu facetów, na których moi koledzy wołali "żółtek' bez względu na wiek i płeć. Z zamyślenia wyrwał mnie głos I pilota Robina Mc Namary - Forest! Siadaj na baniaku, bo Ci "żółtki" nabiał odstrzelą i nie będzie innych Gumpów w przyszłości! I nie śpij, Twoja matka teraz przewraca się na drugi bok, ale Ty jesteś w pracy dla Wuja Sama! Rechot obecnych na pokładzie kolegów świadczył, że komentarz był celny i usłyszeli go wszyscy na pokładzie. Pokornie sięgnąłem po hełm i na nim usiadłem. Warto czasem słuchać rad prosto z ust weterana tej idiotycznej wojny. Przeżył w końcu 5 tur służby w Wietnamie i dalej jest z nami …. Żywy.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Jestem maniakiem symulatorów lotniczych. To pełna wiarygodności konstatacja. Wirtualna rzeczywistość pozwoliła mi realizować pasje związane z lotnictwem, z których jestem znany wszystkim bliższym i dalszym znajomym. Nic więc dziwnego, że wydając własne, ciężko zarobione pieniądze, wszedłem w posiadanie "Whirlwind of Vietnam". Realizując zakup, oczyma wyobraźni widziałem siebie samego za sterami UH - 1B Hueya w trakcie lotu nad wietnamską dżunglą w delcie Mekongu. Pełni szczęścia dostarczał słyszalny w słuchawkach nieśmiertelny evergreen Hendrixa "Hej Joe". Znacie ten motyw. Tak zaczynał się pierwszy "Vietcong" i osobiście uważam to intro za jedno z najlepszych w grach komputerowych. Oczekiwałem w swojej naiwności na symulator kształtu co najmniej na poziomie "Enemy Engaged: RAH - 66 Comanche versus KA - 52 Hokum". Rzeczywistość okazała się brutalna. Zakup tego tytułu to w skrócie rzecz ujmując porażka.

REKLAMA

Po kolei. Instalacja gry przebiega bezproblemowo, a ja w tym czasie przeglądam dołączony do gry przez Wydawcę - Cenegę Poland bryk, zwany Poradnikiem Gracza. Żenada. To najbardziej parlamentarne słowo opisujące to "dziełko". Zerowy zasób wiedzy do przyswojenia dla początkującego adepta wirtualnego latania wzbogacony powtórzeniami poszczególnych podtematów. Przykładzik? Proszę bardzo! "Ekran gry" + "Pilot" + "Drugi Pilot". To wszystko we wspomnianych działach oprócz fotograficznego powielenia treści okraszone zostało screenami z gry wątpliwej jakości w żaden sposób nieprzystającymi do kwestii omawianych. Reszta tegoż pożal się Panie i Stwórco "Poradnika" jest na tym samym poziomie. Intelektu najwyraźniej brakło, aby wzorem innych wydawnictw tego typu zamieścić topografię klawiszologii i możliwości konfiguracji gry. To tylko drobiazg …. Podobny do tego, że ustawień i innych istotnych informacji dotyczących gry nie pomieszczono na płytce z grą w charakterze pliku PDF. Panowie z "Cenegi"! Uczcie się, gdyż na naukę nie jest nigdy za późno. Krótko mówiąc - Poradnik Gracza z czystym sumieniem można umieścić w koszu na śmieci. Wartość jego jest żadna.

Gra została zainstalowana i po określeniu profilu ruszyłem do boju. Oczekiwałem przy okazji feerii doznań wizualnych, na jakie wskazywały wymagania sprzętowe. Nic bardziej mylnego! Symulator (?) kształtuje się na poziomie pierwszej osłony "IŁ-2 Sturmovik". Na obecne czasy lichutko bardzo i przegrywa ze rodziną "Enemy Engaged" na stojąco. Żenująco słaba oprawa graficzna idealnie uzupełniona zostaje głosem narratora w wersji "PL". Ten głos czytający komunikaty równie dobrze mógłby czytać menu pierwszej lepszej restauracji. Różnica między "kotlet schabowy raz!", a "idziecie na perymetr" jest żadna. Wspomniałem o porównaniach. Zabawa z opisywanym programem kończy się poniżej "Operacji Pustynny Grom", którą uważałem i uważam za nieporozumienie w kwalifikowaniu go w rodzinie symulatorów.

Zaliczyłem pełną kampanię w trybie "Trudny". Żałość i orka na ugorze. Ukończenie tego programu kończy się stwierdzeniem, że zaliczenie go do gatunku symulatorów jest poważnym nadużyciem. "Whirlwind of Vietnam" nie jest nawet zręcznościówką. To ciężko strawny kloc. Obsługa programu z klawiatury jest bajką dla sadomasochistów. Ja po kilku godzinach zmagania się z klawiaturą podłączyłem joystick m-ki "Saitek Pro-Evo". Użytkuję go z powodzeniem przy wszystkich symulatorach. Ulżyło? W życiu! Okazało się, że "Whirlwind of Vietnam" nie akceptuje formy przyporządkowania klawiszy. Ładna wieś... Brzmiąca śpiewem włościan szczęśliwych… Model lotu? Kiszka totalna. Zmiana stanowisk w trakcie walki? A komu to jest potrzebne? Latam helikopterem, a reszta załogi w założeniu powinna wykonywać swoje obowiązki. Takie trudne jest to do zrozumienia? Jak coś jest uniwersalne, to z reguły w "realu" jest do niczego. Ta zasada sprawdza się codziennie. Niestety. Równie dobrze można latać siedząc okrakiem na pralce m-ki "Frania". Czas spędzony przy tym pseudo-symulatorze uważam za w pełni stracony.

Nie zamierzam się znęcać nad recenzowanym tytułem. Sam fakt jego wydania uważam za nieporozumienie, podobnie jak jego cenę. Z reguły nie zajmuję stanowiska w kwestii potencjalnych zakupów przez Graczy, ale tym razem zrobię inaczej. "Whirlwind of Vietnam" jest grą, na którą zwyczajnie szkoda wyłożyć pieniądze w żądanej wysokości. Poczekać spokojnie i kupić ja za 9,90 razem z dowolną gazetką komputerową. Znacznie lepsze pozycje "chodziły" w ostatnim czasie za wyłożone w tej wysokości środki.

REKLAMA

Niniejsza recenzja znacząco się różni od tekstów dotychczas pisanych przeze mnie. Nie ma sążnistych opisów gry, jej możliwości i wielu innych aspektów. Dlaczego? Z prostej przyczyny. "Whirlwind of Vietnam: Operacja w dolnie Ia Drang" w mojej ocenie nie zasługuje na takie potraktowanie. O żenującym poziomie wydania sprokurowanym przez Cenegę Poland nawet nie wspominam. Sama gra to "kicha" pisana przez wielkie "K". Wystarczy to, co napisałem powyżej.

Reasumując, powiem tak. Odradzam zakup opisywanego tytułu, a już w szczególności za taką cenę. Nie pozostaje Nam - Graczom nic innego, jak maglowanie starych tematów. Nowy pretendent w klasie symulatorów bojowych śmigłowców, zapowiadany jako klimatyczna opowieść o Wojnie w Wietnamie okazał się zwykłym chłamem. Szkoda. Nie Wydawcy, bo ten sobie poradzi, ale naszych nadziei jako Graczy. I tym niewesołym wnioskiem kończę niniejszy tekst pozdrawiając Czytelników.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA