Najnowszy film akcji, z którego plakatu dumnie wybrzmiewa "od producentów Johna Wicka", rzuca mięsem na lewo i prawo. Przemawia do nas przemocą i przekleństwami. W żadnym momencie nie chce się jednak, żeby stonował swój język.

"Zabójczy lot" zaczyna się niczym "Deadpool": przy dźwiękach muzyki klasycznej, dochodzi do wesołej rozpierduchy w samolocie. Ktoś zadaje ciosy, ktoś strzela, ktoś biegnie z piłą mechaniczną. Krew leje się na wszystkie strony, części ciała latają dookoła. Ta scena otwierająca to obietnica niczym nieskrępowanej rozrywki - lekkiej, zabawnej, acz brutalnej. A jednak, kiedy już cofamy się te 12 godzin wcześniej, aby dowiedzieć się, jak do tej masakry doszło, twórcy nagle pomijają widowiskowe starcie. Widzimy, że grupa osiłków atakuje głównego bohatera. Cięcie. Poobijany Lucas Reyes wychodzi z baru i przyjmuje zlecenie przechwycenia niebezpiecznego hakera, który wybiera się na kilkunastogodzinny lot z Bangkoku do San Francisco. Ok. Zawiązanie akcji jak ta lala, ale gdzie sama akcja?
W napędzanych adrenaliną filmach opuszczanie naparzanek może być ryzykowne. Poprzeczka oczekiwań szybuje przecież w górę, bo twórcy sugerują, że mają nam coś lepszego do zaoferowania i proszą o chwilę cierpliwości. Na szczęście stojący za kamerą James Madigan nie każe nam długo czekać na przeszarżowane sceny akcji. Lucas Reyes szybko wsiada do samolotu, który - jak się za chwilę okazuje - po brzegi wypełniony jest zawodowymi mordercami ze wszystkich stron świata. Rosyjscy gangsterzy, mormoni z biblią, czy rozgadany hiszpański choreograf łasi są na nagrodę za głowę nieuchwytnego Ducha, którego główny bohater ma akurat dostarczyć do San Francisco żywego. Na szczęście z niego też jest niezły zabijaka. Dlatego jednemu wbije głowę w spryskiwacz, drugiemu skręci kark, a trzeciemu wbije nóż w głowę. Killsy, killsy i jeszcze raz killsy - to jest tu najważniejsze.
Zabójczy lot - opinia o filmie akcji
"Zabójczy lot" początkowo podsuwa co prawda sugestie, że będzie "Szklaną pułapką" w samolocie, ale nie bez powodu też Lucas Reyes spaceruje po pokładzie w hawajskiej koszuli, przywodząc na myśl granego przez Brada Pitta Biedronkę z "Bullet Train". Zasady są te same. Zamknięta przestrzeń, mnóstwo zabijaków, żadnych zasad. Każdy dąży po trupach do celu i zabija przeciwników wszystkim, co mu wpadnie w ręce. Ma przecież być pomysłowo, śmiesznie i widowiskowo. Nic więcej się nie liczy.
Zarzucanie filmowi, że ma pretekstową fabułę, byłoby równie bezsensowne, jak oczekiwanie niskich cen na lotnisku. On dobrze zdaje sobie sprawę z tego czym naprawdę jest: przetworzeniem znanych motywów, kliszowych postaci i wyświechtanych tropów narracyjnych, które musi podać w jak najbardziej atrakcyjnej formie. Dlatego cała siła "Zabójczego lotu" opiera się na pomysłowej inscenizacji. Ograniczona przestrzeń samolotu wydaje się absurdalnie wręcz długa i obszerna. Lucas przemierza kolejne poziomy, pomieszczenia i sekcje, ciągle trafiając na kolejne hordy przeciwników. Rozprawia się z nimi wszystkim, co akurat wpadnie mu w ręce, a oni odpłacają mu tym samym. Ich choreograficzne popisy, możemy podziwiać na długich ujęciach, czerpiąc pełną satysfakcję z licznych i coraz bardziej szalonych scen kaskaderskich.
Kiedy bohaterowie akurat nie rzucają się sobie do gardeł, to rzucają żartami. Dlatego piloci dzielą się swoimi marzeniami o sławie Chesleya Sullenbergera, którego w filmie Clinta Eastwooda zagrał Tom Hanks, a agenci CIA przerywają poważną rozmowę, aby niepoważnie skomentować współpracowników ćwiczących jogę. Humorystyczne wtręty albo stopują narrację, dając nam chwilę oddechu, albo są subtelnie w nią wplatane. W obu przypadkach twórcy podają je z wyczuciem, tak żeby nie zaburzać rytmiki i tonu swojej opowieści. To ten rodzaj dowcipu, co nie boi się krwi na ścianach, tylko dobrze się z nią komponuje.
"Zabójczy lot" w żadnym momencie nie traktuje siebie serio. Nawet jeśli nie stroni od brutalności, każde ujęcie opływa ironią. Otrzymujemy coś na kształt kreskówki dla dorosłych, bo w swym pościgu za dostarczeniem nam frajdy Madigan lubi naginać logiką i ignorować zdrowy rozsądek. Dzięki temu na koniec seansu będziecie klaskać, jak Janusze i Karyny po udanym lądowaniu.
Więcej o nowościach na VOD poczytasz na Spider's Web:
- Nie dziwię się, że to fantasy nie trafiło do naszych kin. Nawet jeśli kręcono je w Polsce
- Kinowy fenomen wreszcie obejrzymy online bez dodatkowych opłat. Kiedy trafi do streamingu?
- Genialny serwis z kinem niezależnym wreszcie odpalisz na telewizorze z Android TV
- Minecraft: Film zmierza do VOD. Jest data premiery
- Anora zmierza do SkyShowtime. Film obejrzysz bez dodatkowych opłat