W diament od Irrational Games grałem póki co parę godzin. Może 6, może 7. To niczego nie zmienia. Jestem oczarowany Bioshock Infinite i żaden komentarz ani żadna recenzja nie jest w stanie tego zmienić. 2K wydało grę wspaniałą. Tytuł, który zrobił na mnie wrażenie większe niż Tomb Raider, dla którego żałowałem każdej chwili przy Resident Evil 6. Panie i panowie, mamy majstersztyk.
W dodatku majstersztyk przez naprawdę wielkie „M”. Poniższy tekst nie jest oczywiście recenzją. Z Infinity nie spędziłem jeszcze dostatecznie dużo czasu, aby wydać ostateczny werdykt. Mam nadzieję, że ten się znajdzie, chociażby po to, aby znaleźć w tym tytule parę wad. Póki co jest niemal doskonale. Gra co chwila pozytywnie zaskakuje, natomiast poniższa lista to wypadkowa największych plusów, które po prostu przykuły mnie do ekranu.
KOLUMBIA!
Przyznam się - gdy po raz pierwszy dowiedziałem się, że akcja nowego Bioshocka będzie mieć miejsce w przestworzach, nie byłem zachwycony. Ogromne, podniebne miasto nie wydawało mi się złym pomysłem. Co innego seria małych platform, po których mielibyśmy skakać niczym w Mario. Parafrazując jeden z najbardziej popularnych fragmentów z filmowego Hobbita, „never have I been so wrong”.
Kolumbia jest po prostu prześliczna. To tętniące życiem miasto, przepełnione pokojowo nastawionymi mieszkańcami. Podniebną metropolię odwiedzamy w momencie wielkiego święta i widać to na każdym kroku. Na miejskim jarmarku możemy wziąć udział w konkursach z nagrodami, będącymi kapitalnie zamaskowanymi samouczkami. W cieniu olbrzymiego pomnika matka z dzieckiem odpoczywa podczas pikniku. Zeppelin z czarnoskórymi śpiewakami odwiedza kolejne platformy, grając na żywo. Fajerwerki co chwila rozbłyskują nad naszymi głowami. Od czasu do czasu ulicę przecina policyjny patrol, na który zapobiegliwie lepiej nie wpadać. Kolumbia żyje własnym życiem, ma własną historię do opowiedzenia i czujemy to od samego początku. Miasto jest urocze i będąc szczerym – gdyby nie brak wi-fi i laptopów, mógłbym tam zamieszkać na jakiś czas.
Główna lokacja w grze nie jest w dodatku jednolita. Poza kamienicami i ulicami odwiedzimy miejsca przyprawiając o gęsia skórkę, piękne ogrody, sale tortur, plaże z wycieczkowiczami w pasiakach i laboratoria z dziwaczną maszynerią, rodem z klasyków takich jak Frankenstein. Po 7 godzinach grania Kolumbia w ogóle się nie nudzi, zaskakując w coraz to kolejnej odsłonie.
ELIZABETH
Chociaż wciąż było mi dane dobrze poznać jedną z najważniejszych, o ile nie najważniejszą postać w tej grze, twórcom udało się coś oryginalnego. Chodzi mi o moment, w którym poznajemy błękitnooką kobietę. Wdzierając się do szczelnie chronionego kompleksu badawczego, kolejne zabezpieczenia, ostrzegawcze plakaty i grube, stalowe drzwi sugerują nam, że przed nami ukaże się prawdziwy potwór. Monstrum nie z tego świata, gotowe rozszarpać nas w jednym momencie. No i dochodzi do momentu, w którym poznajemy Elizabeth – kruchą, niepewną i delikatną kobietę, która jest jeszcze bardziej zdezorientowana niż my sami. Świetne posunięcie.
Jak już pisałem, z Elizabeth nie spędziłem zbyt wiele czasu. Jednak już teraz widzę, że Irrational Games postawiło sobie za cel wykreowanie postaci żywej i prawdziwej. Po prostu takiej, którą moglibyśmy spotkać na ulicy. Czy to za sprawą dobrych dialogów, czy jeszcze lepszej mimiki bohaterki, twórcom póki co zadania wychodzi nader dobrze. Mam nadzieję, że nie uświadczę tendencji spadkowej, bo zabiję.
SZCZEGÓŁY I SZCZEGÓLIKI
Od wielu lat uważam, że wielkość tytułu tkwi w szczegółach. To one sprawiają, ze doceniamy rzemiosło twórców i wychwalamy pod niebiosa ludzi odpowiedzialnych za to, co widzimy na naszym ekranie.
Infinite jest pełne detali na najwyższym poziomie. Kolibry latają wśród kwiatów, pożywiając się nektarem. Dzieci biegają po ulicach Kolumbii, chowając się za filarami i strzelając do siebie z wyimaginowanych pistoletów. W tle co jakiś czas przelatują olbrzymie zeppeliny. Kiedy coś wybucha, oczy wszystkich mieszkańców zwrócone są w tamtym kierunku. Podczas zwiedzania miasta możemy obejrzeć materiały filmowe, wprowadzające nas w historię i specyfikę Kolumbii. Klimatyczne plakaty wiszą dosłownie wszędzie, reklamując produkty i przypominając o jedynej, słusznej ideologii. W ciemnych kątach sal żmudnie pracują czarnoskórzy, kiedy biali mieszkańcy przechadzają się po targowych placykach. Ławki i śmietniki są pełne różnej maści „znajdziek”, takich jak monety, produkty spożywcze i napoje. Kiedy wepchnąłem się w ciemny, nieużywany zaułek miasta, przyłapałem na gorącym uczynku dwóch urwisów, palących skrycie papierosy. Po prostu geniusz.
CAŁA MASA BONUSÓW
Infinite jest nimi wypchane po brzegi. Eksplorując lokacje, znajdujemy audiologii, które później możemy spokojnie przesłuchać z poziomu głównego menu. Od czasu do czasu trafia się misja poboczna, którą wykonujemy, wracając się do miejsc, które już wcześniej zwiedziliśmy. Odkrywając ukryte lokacje, dostajemy silne dopalacze, które jednak nie sprawiają, że stajemy się zbyt potężni. Ot, po prostu nagroda proporcjonalna do zasług, jakie wykazali gracze, zaglądając w ciemny kąt. Jeżeli jesteście typem, który musi zajrzeć do każdej szafy i pod każde łóżko, to gra dla ciebie.
WALKA!
Ta, z wykorzystaniem mocy i broni palnej, przypomina mi Borderlands. Tam również widzimy, jakie obrażenia zadajemy przeciwnikowi, w postaci cyfr „wylatujących” z oponentów. Skojarzenia z tym tytułem to oczywiście pochlebstwo, bowiem Borderlands jest naprawdę solidnym i nietuzinkowym tytułem. W Infinite chętnie korzystamy z nowych mocy, bo te są najzwyczajniej w świecie ciekawe. Boli tylko, że nie możemy się skradać i po cichu zdejmować kolejnych celi. A może tylko mi ta sztuka jeszcze się nie udała?
To, co spodobało mi się najbardziej, to bezpardonowa brutalność. O dziwo, ta świetnie pasuje do świata wykreowanego przez Irrational Games. Obserwując rozbryzg krwi na ścianie zdałem sobie sprawę, jak dobrze łączy się to z rysem artystycznym obranym przez twórców. Piękno i jasność Kolumbii jest tylko pozorne. Rozbryzgi czerwonej mazi to po prostu jeden z wielu symboli ukazujących, jakie społeczeństwo między chmurami jest naprawdę - brutalne, propagujące głęboko niesprawiedliwe dysproporcje, złe i zepsute.
NIEOCZEKIWANA POLONIZACJA
Polskiej wersji językowej miało nie być. Jakie było zdziwienie graczy, kiedy okazało się, że tłumaczenie kinowe jednak jest dostępne, niestety, tylko w wersji na komputery osobiste. Cenega, polski wydawca tytułu, stanął na wysokości zadania. Na parę tygodni przed premierą, rodzimy dystrybutor poinformował, że polskich znaków w grze jednak nie uświadczymy. W ramach rekompensaty Polacy dostali darmowy season pass (jako jedyni!). Mamy więc darmowy dostęp do przyszłych DLC oraz polską wersję w dniu premiery. Brawo Cenega!
To by było na tyle. Wracam do gry. Jeżeli w Bioshock Infinite jeszcze nie graliście, musicie szybko naprawić ten błąd. Gra nie tylko obroniła wysoki poziom serii, ale ma naprawdę spore szanse, aby okazać się jej najlepszą odsłoną. Sprawdziłem dla was, gdzie na ten moment możecie tytuł nabyć najtaniej. Po paru godzinach grania mogę z czystym sumieniem napisać, że naprawdę warto.
-
Klucz Bioshock Infinite + season pass na Keye.pl (na GameCodes w tej samej cenie już się skończyły)