Ciszę w ciemnym zaułku przerwał rozrywający powietrze huk wystrzału. Chwilę potem drugi, trzeci, czwarty… Wątła postać stała przywarta plecami do ściany, trzymając w drżących dłoniach wysłużonego Glocka. Kolejne łuski upadały z brzękiem na brukowany chodnik, cieni było jednak coraz więcej, jak gdyby każdy kolejny wystrzał powodował pojawienie się kolejnych sylwetek. Im bliżej podchodziły, tym wydawały się ohydniejsze. Widoczne stawały się blade kolory, widoczne ropniaki, płaty zgnilizny i otwarte rany. Krok po kroku karykaturalne sylwetki podchodziły coraz bliżej, było ich coraz więcej, na domiar złego już ostatnia łuska z brzękiem uderzyła o ziemię…
…Kocham survival horrory! Mam małą manię na tym punkcie. Serie pokroju Resident Evil czy Silent Hill znam niemal na pamięć, filmy spod znaku "28" czy "żywych trupów" to kluczowe pozycje w mojej salonowej wideotece, z niecierpliwością wyczekuję kolejnych wiadomości na temat jakiegokolwiek "survival - horrororu". Nic dziwnego, że obok "Zombie Master", wieloosobowego moda do Half-Life 2, nie mogłem przejść obojętnie. Po prostu się nie dało.
Założenia tej darmowej, fanowskiej modyfikacji są dosyć ciekawe. Zmuszeni do współpracy gracze (ocaleni) wykonują odpowiednie zadania, oczywiście aby przetrwać w iście survivalowym stylu. Przeszkadza im w tym niemal wszechmogący władca zombie (tytułowy Zombie Master), który pod swoimi skrzydłami trzyma hordy zombie oraz różnego rodzaju "eventy"(wybuchy, pułapki, zmiany na mapach, zamykanie/otwieranie niektórych drzwi etc). Jeśli wcielimy się w skórę ocalałych, "Zombie Master" stanie się standardowym FPS-em, a jeśli w Mistrza Zombie - cała gra zacznie bardziej przypominać uproszczonego RTS-a.
Ale jak się w to gra! Nawet nie sądziłem, że ten skromny, ważący zaledwie 50 mb mod zapewni mi tyle godzin wciągającej zabawy. Zombie Master nie potrzebuje pięknej grafiki czy wspaniałej fabuły, do ekranu przyciągają same założenia, które przekładają się na tony grywalności. Zabawa w kotka i myszkę między mistrzem zombie a cywilami to jedno z najoryginalniejszych rozwiązań z jakimi spotkałem się w ciągu ostatnich miesięcy (pod tym względem rządzi jednak Portal). Te wszystkie ucieczki przed dziesiątkami zombie, rozglądanie się za podstępnymi pułapkami (np. walący się dach), współpraca z innymi ludźmi i wypełnianie kolejnych zadań to świetna zabawa. Ta darmowa gra wciąga jak mało która komercyjna produkcja. No, chyba że mistrz zombie…
…to dupek. Wyobraźcie sobie, że wraz z towarzyszami przedzieracie się przez mroczny las do starego magazynu. W środku jest muzealny już agregat, po uruchomieniu którego nieopodal podnosi się elektryczna brama. Ku waszemu zdumieniu cały magazyn jest DOSŁOWNIE wypchany po brzegi przez ściśnięte niczym sardynki w puszce zombie. Nie ma najmniejszych szans na wejście do tej rudery, a co dopiero na znalezienie starego ustrojstwa. W tym momencie zombie znikąd spadają wprost na nasze głowy i po niewielkiej (acz słodkiej) rzezi możemy poobserwować własną, pokiereszowaną postać w trybie obserwatora. Właśnie w tej chwili zakompleksiony, dwunastoletni grubas cieszy się do monitora ze swojego jakże uczciwego zwycięstwa. My natomiast mamy chlubną sposobność wyzwać go na ogólnym czacie wbudowanym w grze. Na całe szczęście co poważniejsze serwery skutecznie ograniczają władzę mistrzowi zombie (chociażby poprzez ograniczoną ilość przyzywanych zombie), toteż tego typu przypadki na całe szczęście należą do mniejszości.
Początki zawsze bywają ciężkie. Im dłużej grałem w Zombie Master, tym lepszych nawyków się dorobiłem. Przykładowo - walka z zombie jest zupełnie nieopłacalna. Amunicji jest tutaj jak na lekarstwo, spleśniałych oponentów z kolei cała dywizja. Jeżeli byłem już przyparty do muru, wolałem używać broni białej (łom ^^), miotać w nich różnymi przedmiotami czy powodować eksplozje beczkami z paliwem. Cennej amunicji używałem jedynie w ostateczności. Skupianie się na walce z maszkarami to największy błąd graczy w tej darmowej produkcji. Zombie z minuty na minutę jest coraz więcej, naszej amunicji wręcz odwrotnie. Bardziej opłaca się uciekać, obwarowywać się w pomieszczeniach czy zastawiać przejścia różnymi meblami (fenomenalna fizyka prosto z Half-Life 2).
Kwestia muzyki i grafiki to już raczej indywidualna sprawa autorów map, niemniej niektóre ich dzieła są naprawdę ładne - korzystają z takich dobrodziejstw współczesnej techniki jak HDR czy dynamiczne oświetlenie. Zdarzają się też mapy nad wyraz brzydkie, kanciaste i jednolite. Wszystko zależy od umiejętności amatorskich projektantów, którzy te lokacje tworzą. Podobnie ma się sprawa z muzyką. Co ciekawe, w grze bardzo popularny stał się system voip (komunikacja z innymi graczami za pomocą głosu, np. poprzez mikrofon i słuchawki), a co za tym idzie, na serwerze możesz spotkać pełno (w tej grze jest to prawdziwy precedens) muzyków, którzy sami tworzą własną ścieżkę dźwiękową do gry poprzez znane piosenki, a następnie dzielą się nimi z pozostałymi graczami. Na całe szczęście zawsze można takiego grajka zablokować.
Najwyższy czas na podsumowanie tego chaotycznego tekstu. Zombie Master to gra wybitna, oczywiście jeżeli mówimy o produkcjach wykonanych przez fanów. Amatorska modyfikacja kipi grywalnością, a wszystko za sprawą ciekawego pomysłu, na którym opiera się gra. Wymuszenie współpracy między graczami, wspólne ucieczki, wykonywanie misji i osłanianie siebie nawzajem to czynności, dzięki którym stracisz przy Zombie Master wiele, naprawdę wiele godzin. Tak właśnie było w moim wypadku. Polecam każdemu amatorowi survival horrorów, fanom gier spod znaku Valve i wszystkim tym, którzy uwielbiają internetowe gry z elementami współpracy. Zaskakująco dobra produkcja.