Polacy w niemieckim serialu „bluzgają, żyją w barłogu i gwałcą”. Czy to już szkalowanie, czy tylko wymogi gatunku?
My również widzieliśmy produkcję stacji Sky, która swoją premierę miała na festiwalu Berlinale. Przedstawiona zostaje nam wizja współczesnego świata, który stoi przed zagładą. Za 8 dni w Niemcy ma uderzyć ogromny meteoryt. W promieniu wielu kilometrów nikt nie ma nawet najmniejszych szans na przeżycie. Europa pogrąża się w chaosie, a ludzie, w rzeczywistości odartej z wszelkich norm i konwenansów, pokazują swoje prawdziwe oblicza.
Na ekranie widzimy nie tylko uciekających w popłochu Niemców, przewijają się również Rosjanie, jak i Polacy. Na to w jaki sposób zostali przedstawieni na ekranie zwrócił uwagę dziennikarz „Do Rzeczy”, Marcin Makowski:
Temat podchwyciły również prawicowe media, w tym Telewizja Republika.
Publikacje zostały utrzymane we wspólnym tonie. Wniosek jest jeden - Niemcy szkalują Polaków. Nie ma wątpliwości co do tego, że obraz przedstawicieli naszego narodu nie jest zbyt przychylny. Faktycznie polska rodzina ukazana w 1. odcinku serialu to banda oszustów i degeneratów, która nie potrafi skonstruować zdania nie zawierającego wulgaryzmu. Chłopak imieniem Jacek próbuje zgwałcić młodą Niemkę, a gdy ta wzywa pomocy, agresor zostaje od niej oderwany. Następnie woła matkę, a ta staje w obronie swojej latorośli ze strzelbą w ręku. Nie ma już odwrotu, sytuacja jest napięta do granic możliwości i katastrofa wisi w powietrzu.
Jakby tego było mało, Polacy chcą zastrzelić Niemców. Jednak ci ostatecznie przejmują inicjatywę i to polska rodzina, a przynajmniej jej część, ginie od kul wystrzelonych z broni. Skojarzenia z wydarzeniami z połowy ubiegłego wieku nasuwają się same.
Tak, serial „Osiem dni” nie ukazuje naszych rodaków w pozytywnym świetle. Nie szukałbym jednak w tym celowej chęci nadszarpnięcia opinii o naszej nacji.
Choć oczywiście trudno też mówić o robieniu dobrego PR-u. Wszystko jednak zostaje wrzucone w ramy gatunku. Serial Sky jest wypadkową kina katastroficznego i postapokaliptycznego, zatem obraz nieufnych wobec siebie bohaterów jest tu całkowicie naturalny. Inne przedstawienia tego nurtu mają w zwyczaju pokazywać ludzi dbających tylko o siebie. Takich, którzy w obliczu zagrożenia nie zawahają się przed zastosowaniem ostatecznych rozwiązań. Nikt tu nie jest ani dobry, ani zły. Wszyscy po prostu starają się przetrwać, a w świecie pogrążonym w chaosie wszystkie chwyty są dozwolone.
„Osiem dni" nie odkrywa zatem prochu na nowo, nikogo nie stara się skrzywdzić. Powiela jedynie gatunkowe klisze, przeszczepia je na realia, w których toczy się akcja serialu .
Zresztą przedstawiciele innych narodowości również nie są wybielani na ekranie. Każdy ma coś za uszami.
Gdybyśmy chcieli posądzić twórców „Osiem dni” o intencjonalne szkalowanie Polaków, to musieliby się oni zdecydować na ukazanie Niemców jako bohaterów bez skazy. Tak jednak nie jest. Jeden z nich buduje bunkier, który byłby w stanie pomieścić kilka osób, ale nie chce tam wpuścić swojego pracownika. W zamian daje mu auto, ale to nie zda mu się na zbyt wiele, kiedy meteoryt uderzy w Ziemię. Młodzi Niemcy na przemian albo korzystają z okazji i okradają sklepy albo urządzają dzikie imprezy, na których przygodny seks i narkotyki są oczywistością. Wieloletni partnerzy rzucają się w ramiona kochanków, a były żołnierz Wehrmachtu bluzga na Kościół. Czy jest to ukazanie swoich rodaków w pozytywnym świetle? Raczej nie, to ponownie wrzucenie opowiadanej historii w prawidła gatunku i nic ponad to.
Również Rosjanie przedstawieni zostali jako pozbawiona moralności swołocz. Amerykanie w „Ośmiu dniach” to zaś tchórze, którzy początkowo wyciągają pomocną dłoń, by ostatecznie ją cofnąć i zostawić Niemców samych sobie. Takie wymogi gatunku. Nie ma co w tym doszukiwać się drugiego dna, choć pewnie nie ma co na to liczyć, gdy obecnie nasz kraj jest tak silnie spolaryzowany.
A gdyby ktoś jeszcze koniecznie chciał iść z pochodniami w stronę siedziby HBO i domagać się od Reduty Dobrego Imienia działań mających na celu wymazanie z kart historii tego „antypolskiego” serialu, to mam ciekawostkę. Ta sama produkcja pokazuje też starsze polskie małżeństwo, które podwozi dwie Niemki pod drzwi ich berlińskiego domu. Kobieta żegna jedną z bohaterek słowami Niech Bóg ma Cię w swojej opiece, po czym z uśmiechem zaciska w jej dłoni krzyżyk. Ach, ci źli Niemcy i ich niekończące się mieszanie Polaków z błotem.