REKLAMA

Desperat jest tak elektryzujący, że bez uziemienia nie podchodź. Recenzja

Choć ta propozycja znajdująca się w repertuarze American Film Festival nie należy do najgłośniejszych, opis fabuły zrobił wiele, by przykuć moją uwagę. Napad, thriller z motywem zemsty i społecznym komentarzem, a jakby tego było mało, gwiazdorska obsada z Billem Skarsgårdem na czele. To teoria, a jak wyszło w praktyce? 

OCENA :
8/10
desperat film recenzja skarsgard
REKLAMA

Gus Van Sant nie kręci byle czego. "Buntownik z wyboru", "Obywatel Milk", "Moje własne Idaho" - to tylko część znakomitego dorobku reżysera, który miał dość długą przerwę od wielkiego ekranu. Na powrót wybrał sobie ekranizację prawdziwej historii Tony'ego Kiritsisa, który w 1977 roku wziął zakładnika, żądając sprawiedliwości w związku z oszustwem, którego padł ofiarą. W przypadku tego filmu wielokrotnie pojawiały się tematyczne porównania do "Pieskiego popołudnia" Lumeta, ale uspokajam: "Desperat" to solidne, stojące na własnych nogach dzieło.

REKLAMA

Desperat - recenzja filmu. Witamy w kapitalizmie

Widz dość prędko zostaje wrzucony w akcję filmu. Tytułowym bohaterem jest Tony Kiritsis (Bill Skarsgård), który składa wizytę w Meridian Mortgage - firmie specjalizującej się w pożyczkach. Szybko okazuje się, że celem jego obecności w budynku przedsiębiorstwa nie jest kurtuazyjna rozmowa przy kawie i ciasteczkach - Kiritsis bierze za zakładnika Richarda Halla (Dacre Montgomery), prezesa i zarazem syna właściciela (Al Pacino) firmy. Porywacz związuje Halla przymocowanym do strzelby obrzynem, co stawia sprawę jasno: jeśli mężczyzna będzie próbował uciec lub cokolwiek kombinować, broń wystrzeli i zabije go na miejscu.

Ekranowe wydarzenia poprzedza plansza z tekstem "ta historia wydarzyła się naprawdę". Biorąc pod uwagę to, co zobaczyłem w ramach "Desperata", nie wiem czy jestem bardziej zszokowany czy rozbawiony tym, co zobaczyłem. Wraz z pojawieniem się napisów końcowych twórcy częstują widzów prawdziwymi nagraniami, które zarejestrowały przebieg tego, co się działo. Absurd i zarazem niebezpieczeństwo wynikające z tej sytuacji były idealnym materiałem do przeniesienia na język filmu, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdzie tematyka starcia jednostki z bezdusznym finansowym systemem znów jest - niestety - na czasie.

Co oczywiste, najwięcej czasy spędzamy z Tonym i Richardem, którzy są - w tym wypadku dosłownie - związani ze sobą na śmierć i życie. Akcja filmu jest prowadzona bardzo intensywnie, a surowy, realistyczny klimat nieprzewidywalności i niepewności towarzyszy tej historii praktycznie od początku do końca (oczywiście o ile widz nie zna rzeczywistych wydarzeń). Van Sant ucieka pułapce utopienia "Desperata" w niezrozumiałej i przesłaniającej przesłanie filmu terminologii - choć jest jej dużo, nietrudno jest zrozumieć, kto odgrywa jaką rolę w tej historii i na czym polega główny problem. Pojawia się tu bardzo dużo komedii, ale reżyserowi mimo tego udaje się sprawić, że dramatyzm sytuacji Kiritsisa i zaciskająca się na jego szyi pętla jest coraz bardziej odczuwalna. 

"Desperat" to reportersko wręcz nakręcona, żywa, skąpana w estetyce lat 70. kronika, której ton momentami przypomina wręcz kino a la Guy Ritchie, jednocześnie nie tracąc swojego thrillerowego klimatu. Van Sant na przykładzie sprawy Tony'ego nakreśla szerszy kontekst. Mocno skupia swoją uwagę na bezdusznej, kapitalistycznej machinie, która wykorzysta wszelkie luki i okazje, byle ogołocić zwykłego człowieka nie tylko z jego pieniędzy, ale marzeń o spełnieniu amerykańskiego snu. Reżyser równocześnie nie ulega pokusie uczynienia z głównego bohatera ikony ludu - filmowy Kiritsis ma w sobie znacznie więcej niejednoznaczności i znaków zapytania, niż na pierwszy rzut oka się wydaje.

Al Pacino - kadr z filmu "Desperat"

Wokół historii kręcą się też zakrzywiające rzeczywistość media, prezenterzy telewizyjni goniący za tematem, ale również dzwoniący do radia ludzie, wspierający Tony'ego w jego walce. Wielki kapitał, media niczym sępy, pełen gniewu bohater osamotniony w swojej walce, stary finansowy magnat, który jest gotowy poświęcić swojego syna, byleby nie przyznać się do oszukania głównego bohatera. Brzmi znajomo i choć Van Sant o większości powyższych tematów nie mówi widzowi nic specjalnie rewolucyjnego, błyskotliwie łączy ponurą tematykę z czarnym humorem i sporymi pokładami ironii. Dzięki temu "Desperat" zyskuje nie tylko efekt świeżości, ale zwyczajnie angażuje, doskonale łącząc intensywność historii z unoszącymi się nad nią oparami absurdu.

Zaprezentowana w filmie historia, często posługująca się humorem sytuacyjnym, ma prawdziwy nerw i nieraz bywa, że ogląda się ją z zapartym tchem na krawędzi fotela. Największy udział w tym ma Bill Skarsgård, który w "Desperacie" zalicza jedną ze swoich życiowych ról. Jego wyjątkowa aparycja pozwala mu na szafowanie swoim filmowym wizerunkiem jak chce i w przypadku filmu Van Santa doskonale to wykorzystuje. Niby jest prostym człowiekiem, ale czuć w nim pewne cwaniactwo drobnego przedsiębiorcy. Niby przyłożył się do organizacji porwania, a wielokrotnie zachowuje się chaotycznie, jakby naprędce musiał wymyślać, co robić. To wulkan, którego erupcję (wraz z jej efektem) ciężko przewidzieć.

Skarsgård nieraz już pokazał, że jest kapitalnym aktorem, wreszcie mógł to w pełni pokazać.

Aktorski drugi plan jest bardzo bogaty, choć rozpisany tak, by nie przyćmiewać gwiazdy wieczoru w postaci Skarsgårda. Dacre Montgomery ma do pokazania znacznie mniejsze pokłady emocji swojego bohatera, ale i on wychodzi obronną ręką ze swojego zadania - jest spokojny, stonowany, nigdy nie daje po sobie poznać, czy nabiera sympatii do Tony'ego, czy to tylko gra, która ma go zbliżyć do wolności. Show kradnie Al Pacino w roli bezdusznego ojca Richarda, autora finansowego przekrętu, który z opalenizną na twarzy bezczelnie odmawia osobistego zaangażowania w sprawę, charyzma Colmana Domingo i jego radiowy głos pozwalają zapomnieć o poczuciu niewykorzystania potencjału jego postaci. 

Gus Van Sant wydobywa z "Desperata" to co najlepsze - tworzy elektryzujące kino nieco nieporadnej zemsty, oddaje związane z opowiadaną historią napięcie, błyskotliwie ogrywa jej humorystyczny aspekt, jednocześnie nie tracąc z oczu ani na milimetr bohatera, jego dramatu i emocjonującej krucjaty. Może i Tony Kiritsis nie jest, nie był i nie będzie ikoną antykapitalistycznej rewolucji, ale im więcej angażujących, celnie uderzających w wyzyskujący zwykłych ludzi establishment filmów, tym lepiej. Zwłaszcza takich pokroju najnowszego dzieła Van Santa.

Recenzja opublikowana w związku z pokazem filmu na 16. American Film Festival we Wrocławiu.

REKLAMA

Więcej filmowych recenzji znajdziecie na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-11-16T06:18:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-15T12:19:49+01:00
Aktualizacja: 2025-11-15T08:53:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-15T07:36:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-14T21:13:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-14T20:14:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-14T19:45:25+01:00
Aktualizacja: 2025-11-14T18:09:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-14T15:25:37+01:00
Aktualizacja: 2025-11-14T11:32:22+01:00
Aktualizacja: 2025-11-13T18:57:26+01:00
Aktualizacja: 2025-11-13T16:17:15+01:00
Aktualizacja: 2025-11-13T14:41:20+01:00
Aktualizacja: 2025-11-13T13:07:51+01:00
Aktualizacja: 2025-11-13T12:27:18+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA