Gdy o aktorach mówi się, że wyskakują z lodówki, zwykle jest to określenie nacechowane negatywnie, sygnalizujące zmęczenie oglądaniem tych samych postaci. W przypadku Tomasza Schuchardta jest zdecydowanie inaczej. Choć w tym roku pojawia się na ekranach wyjątkowo często, za każdym razem daje popis niezwykłego aktorstwa i trudno oderwać od niego wzrok.

2025 rok jest dla polskich produkcji dość płodny, jeśli chodzi o jakość. Życie pokazało, że w polskiej branży mamy wielu znakomitych aktorów, którzy choć niekoniecznie znajdują się na szczycie popularności, zasługują na docenienie w związku ze swoim wyjątkowym warsztatem i talentem. Jednym z nich jest Tomasz Schuchardt. Jego przygoda z kinem zaczęła się kilkanaście lat temu i to ze sporym przytupem - za występy w "Chrzcie" Marcina Wrony oraz "Jesteś Bogiem" Leszka Dawida, będące jednymi z jego pierwszych filmów w karierze, otrzymał nagrody na festiwalu w Gdyni. Już wtedy dało się odczuć, że Schuchardt zawojuje polską scenę filmową. Osobiście pierwszy raz zobaczyłem go w serialu "Ratownicy", gdzie grając jedną z głównych ról, natychmiast przykuł moją uwagę
2025 to rok im. Tomasza Schuchardta. Aktor ma niezwykłą formę
Choć Tomasz Schuchardt ma na koncie sporo udanych ról w poprzednich latach ("Bodo", "Doppelganger. Sobowtór", chylący się ku końcowi obecny rok to zdecydowanie jego czas. Ostatnie miesiące przyniosły aktorowi trzy szczególnie wyróżniające się kreacje, które potwierdzają, że Schuchardt to jeden z najlepszych współczesnych polskich aktorów, szczególnie z pokolenia 30-40 latków.
Choć na festiwalu w Gdyni pojawiła się wiele miesięcy wcześniej, do polskich kin "Utrata równowagi" Korka Bojanowskiego zadebiutowała dopiero wiosną tego roku. To film o ambicjach, intensywnej relacji student-nauczyciel, przesuwaniu granic. Tomasz Schuchardt wciela się w tym filmie w Jacka - nowo zatrudnionego reżysera, który ma przygotować grupę studentów do dyplomowego spektaklu. Jedną z członkiń grupy jest niezwykle ambitna, ale wątpiąca w siebie maja. Ze strony Jacka zaczynają się coraz bardziej ujawniać zachowania i metody, które są skuteczne, ale moralnie pozostawiają znaki zapytania. Schuchardt czuje się w tej roli jak ryba w wodzie - w całej jego kreacji od początku do końca jest piekielna charyzma, przerażające i wręcz paraliżujące z góry na dół spojrzenie, a pomiędzy tym gdzieś zdaje się być schowane minimum ciepła czy profesjonalna troska o pracę studentów. Trudno tę postać w pełni rozgryźć, a wszystko dzięki talentowi aktora, który jak mało kto umie balansować pomiędzy emanowaniem ciepłem a wzbudzaniem grozy.
Kilka miesięcy później Disney+ zawitało do Wrocławia i nakręciło tam osadzony w czasach nazistowskich "Breslau" - mroczny kryminał, w którym komisarz Franz Podolsky próbuje złapać seryjnego mordercę i wplątuje się w niebezpieczną grę. W tytułową rolę wciela się, a jakże, Tomasz Schuchardt. Jego Podolsky to najlepszy glina w mieście, z wyostrzonym umysłem i jeszcze większymi zdolnościami do picia. Pomimo pewnych słabości scenariuszowych i nie zawsze umiejętnemu rozwijaniu jego postaci, podążałem za tym bohaterem ze sporym zainteresowaniem. Sporą rolę odegrała w tym błyszcząca gwiazda piekielnie charyzmatycznego Schuchardta. To właśnie dzięki talentowi i prezencji aktora oraz błyskotliwości wypowiadanych przez niego dialogów byłem w stanie uwierzyć w postać faceta dość prostego, mającego wiele za uszami i jeszcze więcej za kołnierzem, niebędącego wzorem cnót, ale mającego swój minimalny kompas moralny.
Na ekranach polskich kin od niedawna możemy oglądać "Dom dobry" w reżyserii jedynego w swoim rodzaju Wojciecha Smarzowskiego. Reżyser stale zagłębia się w swojej twórczości w tematy trudne, problematyczne, niełatwe, bolesne. W tym przypadku obrał sobie na cel kwestię przemocy domowej. Jego najnowszy film jest, moim zdaniem, jednym z jego najlepszych - choć oczywiście uderza widza w twarz bez żadnego zabezpieczenia, jest naprawdę przemyślany reżysersko, eksperymentalny scenariuszowo, pozwalający wybrzmieć wielu formom przemocy, niepodający na tacy wszystkiego od początku. Choć największe brawa z pewnością należą się Agacie Turkot w roli Gośki, ciężko pominąć również kreację Schuchardta. Obsadzenie go było już na poziomie aparycji strzałem w dziesiątkę - mało który aktor wiarygodnie wypada zarówno jako czuły i kochający wrażliwiec, oraz gdy wciela się w potwora, manipulanta, który z uśmiechem na ustach potrafi zadać bolesny cios pięścią lub słowem. "Dom dobry" pozwala mu na wiele: i na przerażające, namacalne fizycznie szarże, i na szafowanie jego uwodzicielskim urokiem. Za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie, puls rośnie, a gęsia skórka pojawia się momentalnie.
Nie ma wątpliwości, że Tomasz Schuchardt jest jednym z najbardziej zarobionych aktorów ostatnich miesięcy. To mu się opłaca - każda jego rola jest godna wszelkich nagród świata. Nawet w "Heweliuszu" Jana Holoubka nie ma go zbyt wiele, ale momenty z jego udziałem są na tyle wyraziste, by docenić jego udział w tym serialu. Już niedługo zobaczymy go w "Ministrantach" Piotra Domalewskiego, z którym ponownie podjął współpracę - panowie znają się z "Cichej nocy" oraz filmu "Hiacynt". Subskrybenci Netfliksa również mają powód by czekać jak na szpilkach, bowiem aktor zagra w tworzonej przez serwis adaptacji "Lalki", a Schuchardt wcieli się w nikogo innego, jak w Stanisława Wokulskiego. Wiele wskazuje na to, że w najbliższym czasie będziemy dość często oglądać tego aktora na ekranie. Nie mam nic przeciwko, a wręcz przeciwnie. Im więcej Tomasza Schuchardta, tym lepiej dla każdej produkcji, w której występuje.
Więcej o filmach przeczytacie na Spider's Web:
- Na Netfliksa zmierza najpiękniejszy film 2025 roku. Was też zachwyci
- Obecność 4 lada chwila w HBO Max. Horror leci jeszcze w kinach
- Tom Cruise uhonorowany Oscarem. To jego pierwszy
- Arcydzieło kina wojennego wreszcie obejrzysz jak trzeba
- Rodzina do wynajęcia wzruszyła mnie do łez. Brendan Fraser jest genialny







































