Jak pracują zwierzęta w filmie i czy są bezpieczne na planie? Agata Kordos, trenerka zwierząt zdradza szczegóły
Zwierzęta na planach filmowych są ważne i odgrywają istotne role w znanych filmach. Przykładów daleko nie trzeba szukać. Nominowane do Oscara filmy "IO" Jerzego Skolimowskiego oraz "Duchy Inisherin" pokazują, że zwierzaki nie tylko odgrywają główne role, jak w "IO", ale również są bardzo ważne dla głównych bohaterów oraz wydarzeń rozgrywających się w filmie. O bezpieczeństwo zwierząt na planie filmowym dbają specjalni trenerzy, który również przygotowują je do ujęć w produkcji. Jak się pracuje ze zwierzakami, na co trzeba zwrócić uwagę podczas współpracy z nimi, jak się zmieniło podejście do zwierząt na planach filmowych na przestrzeni lat? Na te i inne pytania odpowiedziała mi Agata Kordos, treserka zwierząt w filmach.
Zwierzęta często goszczą w filmach czy serialach. Nie są to tylko i wyłącznie te domowe, takie jak psy czy koty, ale również ptaki, czy gady. Jak w ogóle poskromić zwierzaka i sprawić, aby "grał" w filmie i odkrywał sceny zgodnie z wizją reżysera?
O szczegóły pracy zwierząt na planie zapytałam Agatę Kordos, trenerkę zwierząt do filmów, która zajmuje się swoją profesją już 25 lat. Niedawno zajmowała się trenowaniem osiołków do nominowanego do Oscara filmu "IO" Jerzego Skoloimowskiego.
Zwierzęta na planach zdjęciowych. Tak przygotowują się do grania w filmie.
Sylwia Wamej: Głównym bohaterem "IO" Jerzego Skolimowskiego jest osiołek. Jak się pracowało pani z tymi zwierzętami i czy rzeczywiście są tak uparte, jak to się mówi w życiu codziennym?
Agata Kordos: Z osiołkami pracowało mi się bardzo dobrze. To nie było moje pierwsze spotkanie z osłami na planie, gdyż już wcześniej znałam Tacunia (Taco to osiołek z flilmu "IO - przyp. redakcji) i pracowałam z nim przy innym filmie. Natomiast "IO" to taki większy projekt z tymi zwierzakami. Osiołki zaskoczyły mnie swoją inteligencją i ciekawymi pomysłami. Chętnie jeździły na zdjęcia, chociaż wiązało się to przecież z dłuższymi podróżami, nieobecnością w domu, zmianą warunków. One jednak bardzo pozytywnie do tego wszystkiego podchodziły. Zaskoczyły też tym, że jak to się mówi, osioł jest strasznie uparty, natomiast zobaczyłam, że ten upór nie jest taki straszny, czasem się zdarza, że osiołki mają swoje "nie", jakby chciały powiedzieć, że nie będą czegoś tam robić, ale to wszystko było do przejścia.
Wiadomo, że ta sytuacja wiązała się z nowymi warunkami, które te zwierzaki spotykały w trakcie naszej filmowej podróży. Osiołek jest takim zwierzęciem, który nie do końca pokazuje swoich emocji. On wtedy po prostu analizuje, czy dla niego dane zadanie jest fajne, bezpieczne, czy też nie. Taco i pozostałe osiołki, grające w filmie po prostu miały do mnie zaufanie i zwykle przekonywały się, że jak mówię, że można coś tam zrobić, że będzie dobrze, to znaczy, że tak właśnie będzie.
Jak do "IO" trafiły osiołki? Bo nie tylko wspomniany już Taco pojawił się w filmie Jerzego Skolimowskiego.
Na początku dowiedziałam się, że powstaje film widziany oczami osiołka, który sobie patrzy na różne rzeczy, podróżuje. Jak dostałam scenariusz filmu, to okazało się, że te zadania dla osiołka będą bardziej skomplikowane. Na początku zakładałam, że zagra Tacunio, z którym tak jak wspominałam już, pracowałam wcześniej. Natomiast potem okazało się, że do wielu rozmaitych zadań potrzebne będą dwa osiołki. Dowiedziałam się, że jeden z nich mieszka u naszych przyjaciół. Brał już udział w reklamach, miał nieskomplikowane zadania do wykonania. Wiadomo było, że jest fajny, odważny, a przede wszystkim bardzo przyjacielski dla ludzi: nie kopie, nie gryzie, co się osłom czasem niestety zdarza. Z kolei u niego te zachowania wynikają z takiej dużej socjalizacji, dlatego że on po prostu miał sporo kontaktu z ludźmi, z dziećmi.
Natomiast oślicę Holę znaleźliśmy sami i co ciekawe, to była taka oślica, która żyła w stadzie dzikich osłów. Pojechaliśmy, obejrzeliśmy sobie wszystkie zwierzęta no i Hola zwróciła naszą uwagę, bo była taka bardzo ciekawska do ludzi, chociaż dzika, więc ludzi nie za bardzo znała. Widać było, że jest ciekawa i odważna. Podjęliśmy więc takie wyzwanie, że przygotujemy ją do tego filmu i udało się.
W "IO" nie brakuje trudnych dla osiołka scen, oczywiście widzianych jego oczami, dzięki odpowiedniemu ujęciu kamery. Osiołek zostaje zaatakowany przez chuliganów, bity przez nich. Jak powstają takie sceny?
Wiadomo, że wiele ujęć w filmie można zrobić odpowiednim montażem. Ale w tej scenie z chuliganami, oni faktycznie biegli do Taco, bo właśnie on grał w tej scenie. Taco jest akurat bardziej stabilny psychicznie i spokojniejszy. Gdy ci kibole biegli w jego stronę, Taco faktycznie sprawiał wrażenie, jakby chciał się ewakuować, ale po dwóch próbach stwierdził, że to jednak takie żarty, że jesteśmy przecież na planie i wszystko jest w porządku. Natomiast sama scena bicia osła, zrobiona była bez jego obecności, gdyż żadne zwierzę nie może nigdy ucierpieć na planie.
W marcu na 95. ceremonii rozdania Oscarów na scenę został przyprowadzony osiołek, podobny do tego, którego widzowie widzieli w filmie "Duchy Inisherin". Internauci, ale też organizacje pro zwierzęce dość krytycznie zareagowali na jego obecność, grzmiąc, że scena, tłum i kamery, to nie miejsce dla zwierzęcia. Czy oburzenie ludzi jest zasadne?
Nie mamy pewności, czy to był osiołek, który ma obycie z kamerami i światem aktorskim, czy zwierzę, które nigdy nie miało do czynienia z tym środowiskiem. Jeśli tak, to dla takiego zwierzaka na pewno jest to ogromny stres, może być zaskoczone tym całym splendorem.
Natomiast jeżeli był to osioł, który grał w filmie i tak jak nasze zwierzęta, pracował na wielu planach zdjęciowych, to nie powinien stresować się na scenie. Jeśli na przykład nasze osły miałyby wejść na scenę, nie miałyby z tym żadnego problemu, bo po prostu do takich warunków są przyzwyczajone. Trzeba pamiętać o tym, że jeśli to był zwierzak filmowy, to on był obyty z ludźmi i kamerami. Zwierzęta, będąc na planie przebywają z ludźmi, widzą, że jest mnóstwo sprzętu filmowego, kamer, świateł. One po prostu na to nie reagują, dlatego, że ten świat znają. Przede wszystkim są nim obyte.
Jak się dba o bezpieczeństwo zwierząt na planie oraz ich dobre samopoczucie?
Osły do filmu „IO” jeździły kilkakrotnie w różne miejsca. Mieliśmy przerwy pomiędzy tymi zdjęciami w różnych lokacjach i wiadomo, że wiązało się to z tym, że osioł musiał gdzieś tam przejechać te trzysta kilometrów. Będąc kilka dni w jednym miejscu mieliśmy oczywiście dla nich stajnię lub takie miejsce wypoczynku, żeby one faktycznie mogły się zrelaksować: padoki czy wybiegi dla nich. Jak już kolejny raz gdzieś jechaliśmy, to osły wręcz cieszyły się, że wsiadają do koniowozu, jakby wiedziały, że trzeba po prostu wsiąść i jechać na plan. To samo jest z innymi zwierzętami. My nigdy nie bierzemy na plan takich zwierzaków, którym to nie sprawia przyjemności i tego nie lubią.
Niedawno na planie serialu Amazona, "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" padł jeden z koni. Amerykańskie media donosiły, że przyczyną śmierci zwierzęcia była niewydolność serca, a koń padł podczas ćwiczeń. Organizacja PETA zaapelowała o to, aby m.in. przestać wykorzystywać zwierzęta do rozrywkowych celów. Co pani myśli o tej sytuacji?
Trzeba pamiętać o tym, że zawsze może być taki przypadek, gdzie coś złego dotnie zwierzę: kontuzja, choroba czy śmierć. Podobnie, jak człowiekowi, gdzie może iść ulicą i na przykład dostać zawału serca. Ja na szczęście nigdy nie miałam takiej sytuacji, gdzie doszło do śmiertelnego wypadku zwierzęcia na planie zdjęciowym. Ciężko mi sobie wyobrazić, że do śmierci tego konia w serialu Amazona doszło w wyniku ćwiczeń na planie. Nie wiem, co by musiało się tam wydarzyć. Mogło być tak, że zwierzę miało na przykład niezdiagnozowane problemy z sercem.
A co do wykorzystywania zwierząt, warto zauważyć, że zwierzaki na planach filmowych, zdjęciowych nie są wykorzystywane, one pracują. Jeżeli one lubią ten czas na planie, nie warto im tego odbierać, tylko dlatego, że komuś się to nie podoba. Wiadomo, nie każde zwierzę może być przecież aktorem i tak jak wcześniej mówiłam, nie zmuszamy do pracy w filmie tych zwierząt, którym się to nie podoba. Spora część zwierząt grających w filmach towarzyszy człowiekowi na co dzień, ale traktowanie ich w ten sposób, że one będą tylko leżeć na kanapie, to nie jest dobra droga.
W wielu produkcjach biorą udział zwierzęta pani oraz pani męża, Marka Russa, ale nie tylko, bo współpracują państwo z wieloma opiekunami zwierząt. Gdy już zwierzę przejdzie casting, to jakie są pierwsze kroki trenera i zwierzęcia na planie?
Na początku zawsze wygląda to w ten sposób, że dostajemy scenariusz filmu, serialu czy reklamy, zapoznajemy się z danymi scenami, dyskutujemy na temat tego, jakie zwierzę by pasowało, po czym wysyłamy twórcom danego projektu nasze propozycje. Nie zawsze wizja filmowców jest zgodna z tym, co dane zwierzę może wykonać, jeżeli chodzi na przykład o rasy psów. Także czasem musimy wytłumaczyć, że na przykład dana rasa nie ma predyspozycji do konkretnego zadania. Jak już twórcy wybiorą zwierzaka, to później przygotowujemy go do zadań, które są w scenariuszu, no i potem jedziemy na plan i pracujemy.
Na początku zawsze staramy się tak stopniować te zadania i czas pobytu na planie, zaczynając od małych kroków, po to, aby zobaczyć, jak zwierzę radzi sobie na zdjęciach i czy faktycznie będzie aktorem. W końcu trochę jest to tak, jak u ludzi. Nie każdemu taka praca będzie odpowiadać. Przygotowując zwierzę do "grania" w filmie, zaczynamy od tego, że na początek dajemy mu łatwe sceny, czy nawet epizod. Czasem jest tak, że mamy do czynienia z bardzo wyszkolonymi psami, gdzie wydawać by się mogło, że świetnie sprawdzą się na planie filmowym. Bywa jednak tak, że czworonóg niekoniecznie lubi atmosferę na planie, nie podoba mu się, że dane zadanie musi wykonywać kilka razy. Nic na siłę. Są jednak takie zwierzaki, po których po prostu jest widać, że one lubią być w tym filmowym świecie.
Z jakimi gatunkami zwierząt zetknęła się pani na planach zdjęciowych?
Wiele różnych gatunków gościło na zdjęciach. W końcu razem z mężem zajmujemy się tresowaniem zwierząt ponad 25 lat. Wszystko zaczęło się od psów, gdyż właśnie psy szkolimy na co dzień. To najbardziej popularne, towarzyszące człowiekowi zwierzę. Potem pojawiły się inne: koty, konie, ale mieliśmy też na planie mrówki, skorpiony, pająki, pytona, niedźwiedzia czy lisa. Śmiejemy się razem mężem, że na planach mieliśmy wszystkie gatunki: od słonia do mrówki.
Pamięta może pani wpadkę lub zabawną sytuację ze zwierzakiem na planie?
Zdarza się oczywiście, że są różne, czasem bardzo zabawne sytuacje na planach zdjęciowych. W ubiegłym roku mieliśmy na zdjęciach owcę, która miała być że tak powiem "twarzą" kampanii miasta Kraków. Chodziło dokładnie o taki spot o owieczce i smoku wawelskim. Gdy przyjechaliśmy na zdjęcia, ekipa była trochę zdenerwowana, bo nie wiedziała, jak ta owieczka sprawdzi się na planie. Było sporo czasu przeznaczonego dla zwierzęcia, natomiast owca przyszła, zrobiła, wyszła i wszyscy byli bardzo zdziwieni i rozbawieni, że tak szybko poszły te ujęcia. To jest owieczka, która grała w filmie "Listy do M 2". Ona jest bardzo kontaktowym stworzeniem. Ja zawsze się śmieję, że jest wyszkolona jak pies: zostaje w pozycji, może stanąć na przykład przednimi nogami na czymś. Każde zadanie robi jak z płatka.
Są też takie role zwierząt, które potrafią poruszyć nie mniej, niż te ludzkie. Jedna z takich należy do psa w filmie "Pora umierać" z Danutą Szaflarską. Jury Festiwalu Filmowego w Gdyni mówiło, że powinna być jeszcze jedna nagroda, właśnie dla tego psa.
Tak, to był Border collie - Tokaj, świetnie wyszkolony i doskonale odnajdujący się w wielu sytuacjach na planie. Z tym filmem wiąże się taka historia, że był już wybrany inny pies, ale nie był to nasz "aktor". Wiem, że na planie polubił się z panią Danutą Szaflarską, która grała główną rolę. Niestety, później czegoś się wystraszył na planie i nie chciał dalej współpracować.
Produkcja, wiedząc że mamy psy do filmów, zadzwoniła do nas z pytaniem, czy mamy psa, który mógłby na już zagrać w "Pora umierać". Mieliśmy kilka psów, w tym Tokaja, który nie był taki mały, jak wszyscy chcieli. Ja miałam jednak intuicję, żeby go zabrać na plan razem z innymi psami i pokazać ekipie. Gdy reżyserka Dorota Kędzierzawska go zobaczyła, powiedziała, że jest zdecydowanie za duży. Tokaj się rozejrzał dookoła, podbiegł do pani Danuty Szaflarskiej, położył się przed nią, uniósł łapy do góry. Wtedy pani Danuta powiedziała: a może jednak? Już następnego dnia Tokaj wszedł na plan. Miał tam dosyć skomplikowane zadania, natomiast jego doświadczenie w tej pracy i umiejętności sprawiły, że nie miał najmniejszego problemu z graniem w filmie. Wszystkich zaskakiwał i zachowywał się tak, jakby czytał scenariusz.
Z jakich filmów, w których wzięły udział wyszkolone przez panią psy, jest pani najbardziej dumna?
Jestem na pewno dumna z filmu „IO”, dlatego że może chociaż nie zdobył Oscara, to jest to produkcja, w której zwierzę grało główną rolę i to w filmie nominowanym do Oscara. Jestem również dumna z Tokaja w filmie „Pora umierać”. Wiele jest zwierzaków w filmach i serialach, które mnie bardzo pozytywnie zaskoczyły.. Takim pozytywnym zaskoczeniem był też kundelek - Koleś, który zagrał w filmie "Pewnego razu w listopadzie". To była produkcja, gdzie ta psia rola była dość spora. Koleś bardzo fajnie współpracował z aktorami i świetnie grał. Wcześniej wystąpił w filmie „Mój rower”. Trenowaliśmy też niedawno psa, grającego w nowym serialu "Kiedy ślub" na Canal +. Ma on bardzo ciekawą rolę, gdyż jest tzw. narratorem życia. Na razie nie mogę zdradzić więcej szczegółów, ale myślę, że będzie to ciekawy, psi film dla miłośników piesków. Zresztą, co ważne, kiedyś w filmach psy miały bardziej epizodyczne role, natomiast teraz coraz częściej wykorzystuje się ich możliwości oraz umiejętności, które posiadają. Dla nas to również jest coraz większe wyzwanie, bo ta poprzeczka filmowców co do wymagań zwierząt, cały czas rośnie.
Czy na przestrzeni lat traktowanie zwierząt na planach filmowych mocno się zmieniło?
Kiedyś, zanim z mężem zaczęliśmy zajmować się zwierzętami na planie, były one traktowane na planach zdjęciowych bardziej przedmiotowo, nikt jakoś szczególnie tymi zwierzakami się nie przejmował. W czasach, gdy w Polsce rządziły takie seriale jak "Przygody psa Cywila", czy "Czterech pancernych", gdzie pies odgrywał ważne role, do udziału w nich przygotowywał je Franciszek Szydełko. On zresztą wprowadzał mojego męża Marka w te wszystkie sprawy związane z produkcją filmów ze zwierzętami.
Z czasem te zwierzęce role zarówno w filmach, jak i reklamach mocno się rozwinęły. Na przykład jeśli chodzi o reklamy, szuka się teraz do nich ciekawych, oryginalnych zwierząt, posiadających równie ciekawe umiejętności. Często też można zobaczyć w reklamach sytuacje wzięte z życia codziennego, oczywiście odpowiednio zaaranżowane, jednocześnie wyglądające tak, jakby były naturalne. Bardzo dużo ludzi ma swoich domach psy, koty czy inne zwierzaki, więc na pewno taka reklama z czworonogami wypada bardziej wiarygodnie.
Ważne jest również to, że coraz więcej zwierząt pojawia się w filmach, mają spore role, a na planie widzi się ogromną empatię ludzi do zwierząt. Zwierzaki przebywają na planie do ośmiu godzin dziennie, zawsze jest zapewnione miejsce, gdzie mogą odpocząć. Myślę, że sprawy dbania o zwierzęta idą w dobrym kierunku. Gdy pracuję przy filmie, ekipa konsultuje ze mną sytuacje, gdzie dana scena może być stresująca dla psa czy kota. Bywa też, że ja mówię, że ujęcie będzie trudne dla zwierzęcia i proszę, żeby było jak najmniej osób przy kręceniu sceny. Nikogo to nie dziwi, bo wiadomo, że czasem jest jakiś stopień trudności dla tego zwierzaka, i trzeba mu zapewnić odpowiedni komfort pracy. Nie mogę narzekać na współpracę z ekipami filmowymi. Uważam, że w Polsce są dosyć wysokie standardy.
Może to, co pani mówi, uspokoiłoby nieco organizacje pro zwierzęce, które krytycznie podchodzą do zwierząt na planach zdjęciowych?
Tak, czasem w tym wszystkim jest taka przesada. Myślę, że jakby przeciwnicy obecności zwierzaków na planie, widzieli, jak pies, kot, czy jakiekolwiek inne zwierzę cieszy się, jak z nami jedzie na zdjęcia, cieszy z tego, że zrobił fajne zadanie, że zrobił to dobrze, to może zmieniliby swoje zdanie. Nawet, jak zwierzak ma pięć czy sześć dubli, to zawsze jest dla niego nagroda: czy to zabawka lub ulubiony smakołyk. Obrońcy praw zwierząt zobaczyliby też, jak te zwierzaki wybrane do filmu, kochają swoją pracę. Myślę, że po prostu nigdy nie byli na planie, nigdy nie widzieli, jak ta praca wygląda i stąd jest takie wielkie oburzenie.
Zajmuje się pani pracą ze zwierzętami już 25 lat. Jak pani trafiła na to zajęcie?
Najpierw poznałam mojego męża, Marka Russa, który już wcześniej szkolił psy, przygotowywał zwierzęta do pracy na planie filmowym. Później ja sama zaczęłam zajmować się zwierzakami. Zaczęłam wciągać się i wdrażać w tę pracę. W tej chwili nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie mieć tego zajęcia. Z wykształcenia jestem geografem, także w ogóle mam studia ukończone zupełnie niezwiązane ze zwierzętami, natomiast w tym zawodzie odnalazłam faktycznie pasję. Zawsze mówię, że moja praca to moja pasja i nie ma w tym ani grama przesady.