REKLAMA

Gry kultowe... c.d.

Mijające lata wyznaczane były zmianami kolejnych komputerów lub ich modernizacjami. Niejako przy okazji ja - facet w średnim wieku ku zgorszeniu moich rówieśników zamiast"browarkować w ich towarzystwie grałem w gry komputerowe, na ile tylko czas pozwalał. Mam tylko jeden problem …. W jaki sposób przeprowadzić selekcję i pokazać w przekroju niemal dziesięciolecia gry, które wywarły na mnie największe wrażenie, a jednocześnie w pełni zasługujące na status gry kultowej? Będzie to trudne zadanie wymagające środków specjalnych, gdyż grywam prawie we wszystko. W moim polu zainteresowania nie mieszczą się gry sportowe, w tym ścigałki samochodowe i motocyklowe z tej prostej przyczyny, iż od ponad 30 lat poruszam się po klepisku i duktach zwanych szumnie drogami w Mojej Ojczyźnie próbując przeżyć, co jak na razie mi się udaje. Programy strategiczne i ekonomiczne zwyczajnie mnie nudzą i nużą, wobec czego omijam je szerokim łukiem. Pozostałe pozycje w miarę możliwości usystematyzuję w grupy mając na uwadze przynależność do konkretnego gatunku. Zaczynamy!

Rozrywka Blog
REKLAMA

Dynastia PC

REKLAMA

W ramach zabawy nowym sprzętem na pierwszy rzut poszedł "Baldur`s Gate" (prod. BioWare Corporation). Nie wiedziałem wtedy, że jest to początek dłuższej znajomości z autorskim studiem BioWare Corporation. Wspaniała gra wyposażona nie tylko w atrakcyjną fabułę i mnogość questów do wykonania, ale i wartości nieprzemijające. Honor, Wierność, Przyjaźń, Szacunek, Miłość i Zdrada. W czasie naszej przygody wędrując wraz z drużyną towarzyszy niejedno stanie się naszym udziałem. Ledwie ukończyłem tę grę i złapałem oddech pojawił się dodatek "Opowieści z Wybrzeża Mieczy". Okazało się, że nie ma przebacz! Zdecydowanie lepszy od pierwowzoru budował zręby tej charakterystycznej atmosfery, która stanie się firmowym znakiem Wrót Baldura. Z idealną punktualnością wyznaczaną upływem około 12 miesięcy pojawia się kolejna część tej sagi - "Baldur's Gate II - Cienie Amn". Pozycja, która moim zdaniem z woli Autorów skupiła w sobie wszystko, co najlepsze w gatunku RPG. Fabuła i questy wyznaczyły nowy poziom jakości. Po upływie … znowu około roku, czyli w wyznaczonej normie pojawia się dodatek "Throne of Baal". Kolejny element serii BG okazał się wart swoich antenatów. Klasa sama sobie! Czy można w jakikolwiek sposób odmówić tej pozycji zaszczytnego miana gry kultowej? Nie ma takiej możliwości.

W czasie owym okazało się, że na potężnego producenta w dziedzinie gatunku RPG wykreował się wynikami swojej pracy właśnie BioWare Corporation. Po wydaniu "Tronu Baala" na chwilkę studio zamilkło pochłonięte nowym projektem. Dzięki mniej lub bardziej kontrolowanym przeciekom do publicznej wiadomości przedostawały się informacje o nowym produkcie tworzonym przez tą Firmę. Zastygliśmy w oczekiwaniu po raz kolejny przechodząc nieśmiertelne "Baldursy". W końcu pojawił się on w całej swojej krasie - "Noce Neverwinteru"!

"Neverwinter Nights" otwarł nowy rozdział w historii RPG i produktów tego Producenta. Poczynając od grafiki, która odeszła od tradycyjnego rzutu izomerycznego na rzecz aktywnej kamery, wspaniałej muzyki i świetnej ścieżki dźwiękowej na fabule kończąc. Zderzyliśmy się z epicką opowieścią o żądzy władzy, zdradzie, męstwie i odwadze. Wielość wątków, mnogość zadań pobocznych do wykonania i niezrównany klimat zapewniły sukces tej pozycji, mimo niewątpliwych słabości, do jakich zaliczyłbym między innymi interfejs gry. Zgodnie z taktyką producencko - wydawniczą BioWare w przewidywalnych okresach pojawiły się dodatki do gry stanowiące rozwinięcie opowiedzianej historii. Czy była możliwość je pominąć? Nie sądzę. "Naverwinter Nights: Hordes of the Underdark" i "Neverwinter Nights: Shadows of the Undertide" okazały się wielce godne protoplasty. Z perspektywy czasu do jednych z niewielu ułomności tego cyklu zaliczyłbym … cenę, za którą przychodzi Graczom nabywać gry w naszej RP (numer dowolny, "czwórka" jest już prawdopodobnie nieaktualna, ale to nie moja sprawa). Po kilkuletniej przerwie zgodnie z zapowiedziami cykl otrzymał swoją dalszą kontynuację w postaci "Neverwinter Nights 2" ze stajni Obsidian. Nowa oprawa graficzna i dźwiękowa, niezła fabuła i klimat oraz wysoka grywalność sprawiły, że nowe dziecko znalazło się w godnym towarzystwie wysoko ocenione przez Graczy [nie przez wszystkich… - Volt.].

Mniej więcej w tym samym czasie na rynek trafia produkt studia deweloperskiego Gas Powered Games pod tytułem "Dungeon Siege". Historia wieśniaka, który zupełnie przypadkowo uczestniczy w wielkich wydarzeniach umieszczona została w pięknie graficznie zaprojektowanych lokacjach zachwycając swoim kształtem. Któż nie pamięta rozwiązania bolączek związanych z przyciasnym w grze inventory? Ciężko Ci i nie masz siły taskać zdobytych fantów? Kup sobie … osła! A może i dwa, o ile kasa na inwestycje pozwala. On poniesie wszystko, a czasem kopytkiem też potrafi celnie wierzgnąć odbierając chęć do życia adwersarzom. Czysta frajda! Szereg zastosowanych nowych rozwiązań w zakresie awansu postaci, wielkości drużyny przyjaciół i możliwości stosowania nabytych umiejętności spowodowały, że Dungeon Siege stał się ulubioną grą miłośników gatunku cRPG z domieszką rasowej gry akcji. I nie tylko… Dzięki ustalonej zaporowej cenie na ten tytuł przez wydawcę pokochali go głównie mistrzowie domowego piractwa. Na każdej giełdzie można było kupić gierkę za groszy parę, podczas gdy legalne egzemplarze w spokoju spoczywały w "Empikach" strasząc widzów ceną i wywołując grymas niechęci na twarzach Graczy połączony ze znanym gestem. Widać nie wszyscy zdolni są do sprzedania ostatniej koszuli w imię zakupu upragnionego programu komputerowego. Ot, taka smutna konstatacja na temat krótkowzroczności niektórych Wydawców. "Dungeon Siege" okazał się grą godną kontynuacji, jako przeciwwaga dla "Nocy Neverwinteru" i doczekał się jej w postaci dodatku pt. "Legend of Aranna". Dobra passa została podtrzymana i dzięki posiadanym zaletom "Dungeon Siege" wszedł do kanonu gier kultowych. Zgodnie z utartymi zwyczajami po kilku latach ukazała się część druga cyklu oznaczona w tytule rzymską dwójeczką, podtrzymując obowiązujący trend wyznaczonymi możliwościami technicznymi. Następca "jedynki od strony audiowizualnej wygląda wręcz świetnie. Także jej wnętrze, czyli linia fabularna wzorem poprzednika jest więcej niż godna i dostarcza niezapomnianych wrażeń. Nic więc dziwnego, że "Dungeon Siege II" otrzymał tradycyjnie dodatek. Uzupełnienie noszące podtytuł "Broken World" jest idealną rozszerzeniem i kontynuacją historii, stwarzając niejako pole do growych swawoli. Uzasadnienie do zaliczenia tej gry w poczet wielkich chyba nie jest potrzebne? Tak myślę ….

Konkurencja nie spała snem kamiennym, wszak rynek gier komputerowych jest wielki. Nie trzeba było długo czekać i na rynku pojawił się tytuł autorstwa studia Bethesda Softworks - "The Elder Scrolls III: Morrowind". Wcześniejsze produkcje z tej serii cieszyły się raczej umiarkowanym zainteresowaniem. Teraz wszystko miało się zmienić. Gra rpg, która gatunek ten wyprowadziła na zupełnie nowe wody. Olbrzymia obszarem krain, wielka ilością postaci, epicka fabułą z mnogością dodatkowych zadań i gigantyczna ilością tekstu niemal od razu stanęła w szranki z utytułowanymi konkurentami. Widok FPP z możliwością przełączania się w tryb trzeciej osoby zauroczył Graczy. Atmosfera i klimat oraz możliwości kreacji własnej postaci w nieograniczonym i dowolnym kierunku związanym z projekcją sylwetki oraz oblicza pochodziły niemalże rodem z szkicownika technika kryminalistyki powalając wprost swoim bogactwem. Czy może dziwić, że trzecia odsłona "Zwojów Eldera" stosunkowo szybko została wzbogacona o dwa dodatki - "Przepowiednia" i "Trójca"? Opowieść stała się kompletna, przykuwając na długie godziny klawiatury komputera.

Po upływie kilku lat pojawił się godny następca "Morrowinda". Czwarta odsłona cyklu - "The Elder Scroll IV: Oblivion" swoją bajeczną oprawą graficzną przyćmiła wszystko, co do tej pory gościło na ekranach naszych monitorów. Walka o rząd dusz Graczy w wykonaniu producentów kart graficznych i innych podzespołów komputerowych weszła w decydującą fazę. Ten swoisty wyścig zbrojeń ruszył z niespotykanym impetem drenując kieszenie użytkowników pecetów zmuszonych do modernizacji posiadanego sprzętu lub zgoła jego wymiany. W tym przypadku nie żałowałem wydanych pieniędzy. Historia zawarta w "Oblivku" i jego addonach o podtytułach: "Knights of the Nine" i "Shivering Isles" warta była tych poświęceń. Tak właśnie rodzą się wielkie, Kultowe Gry!

W tym ustalonym porządku w pewnym momencie pojawia się bliżej nieznane niemieckie studio developerskie Piranha Bytes (celowo nie piszę w sztywnej chronologii czasowej, aby z tekstu tego nie uczynić pseudo - naukowej dysertacji na temat gier komputerowych, to jest moja historia i wygodniej jest mi ją opowiadać w tej konwencji). Zachodni nasi sąsiedzi przedstawiają swoje dzieło o tytule "Gothic". Jest rok 2001. W Polsce premiera tej gry będzie miała miejsce równy rok później. Zetknąłem się z wersją angielską tuż po premierze. Grafika na umiarkowanym poziomie raczej mnie nie zachwyciła. Początkowe doznania wynikające ze spotkania z "Bezimiennym", skazańcem wtrąconym do "pudła" za Barierą były mizerniutkie. Grę walnąłem z rozmachem w kąt i niemal o niej zapomniałem. Po upływie kilku miesięcy okazało się, że Gracze w pewnym kraju nad Wisłą i większość moich znajomych w tym środowisku zapamiętale gra głównie w "Gothica". Dlaczego, u licha?! Po raz kolejny zainstalowałem ten tytuł na kompie i zassało! Zassało bezlitośnie. Historia "Bezimiennego" zawładnęła moim komputerem. Potem musiało być już tylko gorzej. Część druga tej historii ugruntowała pozycję "Gothica" w sercach Graczy. Tak narodził się gigant gier cRPG. A były to dopiero początki. Następstwem niewątpliwego sukcesu była kontynuacja przygód bohatera tej historii i jego kompanów w "Gothic II", później uzupełniona dodatkiem o tytule "Noc Kruka". Triumf okazał się pełny, mimo utyskiwań na dość krótką zawartość dodatku. Oczekiwanie na część trzecią było bolesne. Informacje o jego innowacyjności, bajecznej grafice, fantastycznej fabule i wielkich obszarach Myrtany do zwiedzenia elektryzowały wszystkich fanów serii. W końcu tytuł ten, moim zdaniem w pośpiechu został wydany. "Gothic 3" okazał się dla mnie wielkim rozczarowaniem. Kosmiczne wymagania sprzętowe w żaden sposób nie przełożyły się na efekty tak szeroko reklamowane. Spaprany kod źródłowy gry, uniemożliwiający właściwe jej działanie, żenujące błędy w grafice były dobitnym dowodem, że pośpiech jest najgorszym z doradców. Mimo tych dyskwalifikujących niedomagań i koniecznej modernizacji sprzętu poznałem kolejną odsłonę historii naszego herosa. Cóż można powiedzieć? Bogactwo questów i zadań pobocznych w ilości dobrze ponad 500 robi wrażenie, podobnie jak i oprawa graficzna, mimo jej zacięć, przenikania przez przedmioty i postacie. Prawdziwy fan "Gothica" zniesie wszystko. Wiadomo już, że producent czwartej odsłony tego cyklu będzie inny w stosunku do poprzednich części. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Czy można cykl "Gothic" nazwać kultowym? Nie ma innej opcji ….

Powyżej wymieniłem w mojej ocenie kluczowe gry gatunku RPG ostatnich lat. Czy to już wszystkie godne zainteresowania i szacunku pozycje? Nic bardziej błędnego! Brak miejsca uniemożliwia mi króciuteńki chociaż opis cyklu "Star Wars: Knight of the Old Republic" w dwóch odsłonach. Rewelacyjna gra została oparta na realiach równie kultowej epopei filmowej "Wojen Gwiezdnych" Georga Lucasa. Bogactwo rozwiązań w niej zawartych wystarczyłoby dla kilku pozycji. Inną grą godną ze wszech miar wspomnienia w tym miejscu jest "Deus Ex". Fantastyczna gra osadzona w realiach Przyszłości była wielkim wydarzeniem zbierając wielce pozytywne opinie Graczy. Zgodnie z tradycją otrzymała część drugą noszącą tytuł "Deus Ex: Invisible War". Obie te pozycje stworzyło studio Ion Storm. Zdania na temat części drugiej były podzielone, mnie akurat bardzo się podobała, a w szczególności system modyfikacji postaci za pośrednictwem implantów wykonanych w futurystycznych technologiach. W chwilach, gdy ogarnia mnie zmęczenie "nowościami" instaluję na komputerze "deusika" i z radością pogrywam. Wiele jest gier tego gatunku, w które grałem, ale moja pamięć z lubością wraca do wymienionych powyżej tytułów. Całkowicie pasuje do nich angielskie określenie "evergreen".

Nie samymi rolplejami człowiek żyje. Ja niestety, grywam w niemal wszystko, o czym wcześniej wspomniałem. Pora na gry przygodowe. Do czego z przyjemnością wracam i co w mojej ocenie w pełni zasługuje na tytuł gry kultowej w tym gatunku? Numer jeden to bez wątpienia przygody Kate Walker i cykl "Syberia" autorstwa francuskiego studia Microids pod wodzą Benoit Sokala. Przepięknie i niezwykle starannie wykonana przygodówka z niesamowitą fabułą najeżoną zagadkami utrzymania została w specyficznym klimacie. Jej pozycja w kanonie gier przygodowych niepodważalna. Nic dziwnego, że Twórcy zostali niemal przymuszeni przez Graczy do stworzenia kontynuacji w postaci "Syberii 2". Najśmieszniejsze jest to, że akurat w Polsce ten tytuł miał mocno utrudniony start i trudno przebijał się do świadomości Graczy. Niemal każdy patrząc na okładkę i widniejące na niej słowo "Syberia" od razu doznawał niekoniecznie pozytywnych odczuć. Wiadomo, dla "Prawdziwego Polaka" nazwa Syberia to martyrologia narodowa, carskie zsyłki patriotów, "czarny woron", kibitki i łagry. I oczywiście temperatury bliskie każdemu niedźwiedziowi polarnemu. Kto wpadł na pomysł obdarzenia taką nazwą wspaniałej gry? Francuzi ….

Numer dwa mojej listy gier przygodowych to "Najdłuższa Podróż" z dźwięczącym mi po dziś dzień w uszach głosem Edyty Olszówki, użyczającej go April Ryan. Historia dziejąca się w dwóch przeciwstawnych światach, które umownie nazwę realnym i baśniowym, skonstruowana została przez Autorów ze studia FunCom. Bohaterka dziwnym zrządzeniem losu jest łącznikiem pomiędzy nimi i otrzymuje zadanie uratowania ginącego świata magii. Coś na kształt "Niedokończonej Historii", ale skonstruowanej z niesamowitym wdziękiem i olbrzymią dawką humoru. Kto wpadł na to, jak wejść w posiadanie szklanego oka spoczywającego w oczodole pewnego średnio sympatycznego jegomościa może sobie sam pogratulować. A gadający Kruk, niemal nieodłączny towarzysz przygód April? W "Najdłuższą podróż" trzeba zagrać, aby zrozumieć, co budziło zachwyt Graczy na całym świecie. Nic, więc dziwnego, że radość była wielka, gdy FunCom zapowiedział wydanie kontynuacji gry. W ten sposób narodził się "Dreamfall: The Longest Journey". Po premierze gra spotkała się ze skrajnie przeciwstawnymi ocenami. U jednych wzbudziła niekłamany zachwyt spełniając marzenia, inni odsądzali ją od czci i wiary za odejście od pierwowzoru, zarzucając Dreamfall" pojawienie się elementów zręcznościowych. Zapewne prawda leży pośrodku, niemniej przyznać muszę, że fabuła musi zachwycić największych nawet malkontentów. O pozycji tej gry i ewentualnej przynależności do świata gier kultowych nie ma co dyskutować. Jest to po prostu oczywiste.

Pisząc ten tekst przeszukuję własna pamięć i z jeziora wspomnień wyławiam, to, co w mojej ocenie jest najcenniejsze. Gry autorstwa studia Microids, o którym wcześniej wspomniałem z racji "Syberii" to mistrzostwo w swojej klasie. Dwa tytuły dla dopełnienia kolekcji - "Still Life" i "Post Mortem". Szczególnie ten pierwszy tytuł zapadł mi w pamięci z powodu niesamowitego klimatu, mrocznej fabuły, fantastycznych zagadek i świetnej ścieżki dźwiękowej. Absolutnie najwyższa klasa w gatunku. A teraz czas ma mojego absolutnego faworyta ….

"Silent Hill". Pamiętacie ten tytuł? Pisałem o nim w części dotyczącej moich konsolowych zmagań. Teraz pora na kontynuację tego tematu, jako że ten wspaniały horror trafił do napędów pecetów. Autorzy ze studia Konami nie przypuszczali nawet, jaki sukces osiągnie ta seria. Kolejno części 2,3 i 4 dostarczyły mi niezapomnianych wrażeń. Miałem zaszczyt o tym kultowym zjawisku, jako że za takowe je uważam, pisać w antologii cyklu dla "Playbacku". Zainteresowanych odsyłam do tego tekstu. Szukacie grozy i strachu w czystej esencjonalnej postaci? Chcesz poczuć, jak kropla potu ścieka Ci po twarzy, a wszystkie zmysły rozpaczliwie w Tobie wołają, że to TYLKO gra?! Szukasz doznań, które być może towarzyszą żywcem zakopanym w ziemi? Kochasz być osaczony przez wszystko to, co nieznane i nienazwane? Nie ma sprawy! Kup "Silent Hill" w dowolnej kolejności części cyklu. Zainstaluj na komputerze, poczekaj niemal do północy, zgaś wszystkie światła, włóż słuchawki i zanurz się w rzeczywistość "Cichego Wzgórza". Do rana czasu wiele, a droga przed Tobą daleka. Poznanie prawdy będzie bolesne. Po tym doświadczeniu nic już nie będzie takie jak wcześniej. Każdą kolejną grę, szczególnie z elementami grozy porównywał będziesz do najlepszej serii - "Silent Hill". Przypomina mi się w tym momencie gra "Obscure". Niezła przygodówka z nietuzinkową treścią, okraszona ciekawymi zagadkami i w niezłej oprawie audiowizualnej. W starciu z historią "Piramidogłowego" nie miała najmniejszych szans, podobnie zresztą jak wiele innych tytułów. Teraz trwają pracę nad kolejną częścią cyklu i mam wielkie nadzieje, że pośród platform, na które jest przeznaczona będzie także poczciwy "blaszak".

Jakie tytuły aspirujące do miana gry wartościowej stojące na progu kanonu gier kultowych mógłbym jeszcze wymienić? Jest ich sporo, ale na czołowych miejscach mojej listy znajduje się niewątpliwie seria "Tomb Raider" z panią archeolog, "Onimusha: Demon Siege", czy też cykl przygód Indiany Jonesa. I w tym miejscu wielu Czytelników przywoła tytuły, których nie wymieniłem. Cóż mogę powiedzieć? Pamięć ludzka jest ułomna, a z wiekiem jest niestety coraz gorzej.

Czas na gry, w których się walczy, skrada i strzela. Shootery wszelkiej maści i strzelanki znakomite zwane grami akcji. Ekstraliga w mojej opinii to seria "Half Life" autorstwa Valve Software. Tuż za nim równie kultowy "Doom 3" produkcji studia id Software. Nawet nie będę starał się uzasadniać tej tezy. Zagrajcie Szanowni Czytelnicy, a dopiero potem wymienimy poglądy. Bogactwa tych pozycji nie jest w stanie oddać nawet najlepsza recenzja czy też opinia. Kto następny? Dobre sobie! Jak bowiem z tej masy gier znakomitych wyłowić to, co najlepsze nie krzywdząc innych pozycji z nazwy niewymienionych? Seria "Tom Clancy's Splinter Cell" stworzona przez Ubisoft Studios i jej główny heros - Sam Fisher. Doskonała gra, doprawiona do smaku stale podnoszącym się poziomem oprawy audiowizualnej jest bez wątpienia pozycją kultową, mimo nielicznych głosów krytyki, jaka spotkała ostatnią jej część opowiadającą o doli podwójnego agenta. Oto korowód moich faworytów - seria "Medal of Honor" ( EA Games) w kolejnych odsłonach pozwalająca poczuć realizm pola walki czasu II Wojny Światowej i poruszający się w tych samych realiach cykl "Call of Duty" ( Infinity Ward) to pozycje niewątpliwie kultowe. Dla porządku w tym wielce szacownym gronie umieszczam F.E.A.R. ( TimeGate Studios), który przebojem wdarł się do czołówki udostępniając Graczom możliwość uczestnictwa w klimatycznym, arcyciekawym przeżyciu. Nie sposób nie wspomnieć też o mężczyźnie, który w pewnych kręgach nazywany jest po prostu "numerem 47". Seria przygód "Hitmana" autorstwa IO Interactive bez wątpienia jest dla miłośników gatunku niewątpliwie kultową. I znowu ten sam dylemat. Co wymienić, a co pominąć, lub opisać tylko krótką notatką? Nigdy nie ma pełni szczęścia. Wspomnieć należy o grach taktycznych, jak chociażby seria "SWAT" ( Irrational Games) czy też "Tom Clancy's Rainbow Six" ( Red Storm). Zajmują niekwestionowaną pozycję w moim sztambuchu. I na tym wyliczankę w tym miejscu z bólem serca zakończę.

Czas na ostatni gatunek gier. Tych mojemu sercu najbliższych. Symulatory wojskowe. Lotnicze i morskie. To właśnie ten gatunek spowodował, że zacząłem przed laty grać w gry komputerowe i konsolowe. Są tacy, którzy twierdzą, że gatunek ten jest niszowy, podobnie jak gry przygodowe. Nie będę polemizował z tym stanowiskiem, każdy ma prawo do własnego zdania, nawet takiego, które nie do końca ma oparcie w faktach. Nieistotne. Przed prezentacją wspomnę tylko, że użytkowałem znakomitą większość symulatorów i mam swoich w tej dziedzinie niezmiennych kandydatów do zaszczytnego tytułu gry kultowej. Na pierwszy rzut seria stworzona przez rosyjskich programistów ze studia Maddox Games seria "Ił - 2 Sturmovik" wraz z kolejnymi częściami i dodatkami. To maybach świata symulatorów. Cykl stworzony z wybitną dbałością o tło historyczne, obdarzony świetną grafiką i dźwiękiem. Olbrzymia grywalność, jaką oferuje Graczom nie ma sobie równych. Co ciekawe, nawet zupełny lotniczy żółtodziób (freszer) ma szansę przeżyć, dzięki świetnie rozwiązanemu panelowi konfiguracji stopnia realizmu. Na początku lotniczej kariery można ustawienia symulatora uczynić bardziej przyjaznymi, dzięki czemu nauka nie jest tak bolesna. W ten sposób nauczyłem kilka osób "latać" symulatorami ku ich wielkiej radości. Pierwszy "Sturmovik" trafił w moje ręce po doświadczeniach związanych z użytkowaniem "Flankera 2.0" i "Flankera 2.5" autorstwa Strategic Simulations Inc. Powiem krótko: bardzo bolesnych doświadczeniach. Poczułem się niemal jak w raju ściskając w rękach pierwszego "Sturmovika". Wszystko jasne, proste i oczywiste. Powoli zwiększałem sobie stopień trudności i tak to sobie szło. Misje wplecione sytuacyjnie w przebieg lotniczego teatru wojennego czasu ostatniej wojny wsysały w głąb gry bezlitośnie. Pięknie opracowane modele samolotów, wiernie przedstawiające aktorów wojennych zmagań potęgowały doznania z gry. Ścieżka kariery z awansami i odznaczeniami dopingowała do wysiłków i maksymalnego zaangażowania w walce. Możliwość wyboru strony konfliktu to kolejna zaleta "Sturmovika" i jego kolejnych odsłon, stale się poszerzająca. W pierwszej części cyklu można było zasiąść za sterami chociażby Messerschmitta BF 109 G w barwach Luftwaffe i stanąć do walki przeciwko radzieckim pilotom. W kolejnych można latać w barwach kilku flot powietrznych, w tym także można wybrać karierę pilota 1 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego "Warszawa" i odbyć kampanię schyłku II Wojny Światowej. Możliwości jest wiele i wszystkie odwzorowane są z wielkim pietyzmem i realizmem właściwym dla czasu wydarzeń. Więcej na temat "Sturmovika" przeczytacie w artykule bezpośrednio odwołującym się do tej serii. Prawdę powiedziawszy w chwili obecnej jedyną realną moim zdaniem konkurencją dla dzieła programistów pod wodzą Olega Maddoxa jest tylko ostatnia odsłona serii "Falcon", a konkretnie "Falcon 4.0 Allied Force (prod. Lead Pursuit LLC) i cykl "Lock On"( Strategic Simulations Inc. - pamiętacie tę firmę? Mam taką nadzieję …).

Drugi rodzaj symulatorów, które darzę wielką estymą to symulatory morskie, a konkretnie okrętów podwodnych. Jest w tej dziedzinie jeden wielki i zarazem kultowy cykl oraz trochę drobnicy. Zajmiemy się tylko gigantem gatunku i to krótko, jako, że zamierzam mówić go w osobnym tekście. Seria "Silent Hunter" dzierżona jest od części numer III w rękach programistów Ubisoft Studios i oby tak pozostało. Doskonały symulator ostatnio wzbogacony o część czwartą cyklu odnoszącą się do działań wojennych w rejonie Pacyfiku przeciwko flocie cesarskiej Japonii. Jest to powrót do źródeł, gdyż stajemy do służby u Wuja Sama mimo lichego kursu dolara. Części numerowane jako II i III dotyczyły służby w Krigsmarine. Co otrzymamy podejmując służbę na morzu? Zbadajcie tę kwestię sami, a niecierpliwych odsyłam do wcześniej awizowanego tekstu. Powtórzę się po raz kolejny i w pełni świadomy. Niewiele gier zasługuje w takim stopniu na miano kultowej, jak właśnie ten symulator. Dla porządku wymienić jeszcze muszę jedną pozycję ze świata podwodnej wojny. To "Sub Command: Seawolf-Akula-688(I)" autorstwa ekipy zespołu naukowego Sonalysts, na co dzień pracującego na rzecz amerykańskiej Navy! Niewiarygodne. Rewelacyjny symulator trzech okrętów podwodnych o napędzie nuklearnym w tym rosyjskiej, śmiertelnie niebezpiecznej Akuły. Pełny realizm, świetne i różnorodne scenariusze poszczególnych misji i nawet mimo upływających lat oprawa audiowizualna w dalszym ciągu trzyma przyzwoity poziom. I w tym wypadku nazwanie tego tytułu kultowym ma wszelkie uzasadnienie.

Zamiast zakończenia

W te sposób docieramy do końca mojej opowieści o grach, które obdarzyłbym mianem kultowych. Nie ma w niej wielu gier, które poznałem bezpośrednio w nie grywając i w mojej ocenie na ten zaszczytny tytuł jeszcze nie zasługują. Powtarzam, jeszcze nie zasługują lub też zdobycie tego miana z przyczyn obiektywnych leży poza ich zasięgiem. Przykład? Pierwszy z brzegu - "Dark Messiah of Might and Magic" stworzony przez programistów z zespołu Arkane Studios. Piękna gra obdarzona śliczną grafiką, niezłą fabułą i niestety mocno przykrótka, jak na rasowego przedstawiciela gier akcji z elementami rodem z erpegów w chwili obecnej nie zasługuje w mojej ocenie na zaliczenie jej do kręgów kultowych. Za wcześnie. Zobaczymy, ile zaliczy wznowień i jak po kilku latach oceniać ją będą kolejni Gracze. Z podobnych względów nie zamieściłem w tekście przedstawicieli ostatniej fali wydawanych gier, jak tu bowiem po kilku dniach czy też tygodniach bytowania na rynku po premierze lub zgoła przed nią namaszczać taki program do rangi kultowego. Nie uchodzi.

Co nie zmienia faktu, że kandydatów jest wielu, piekielnie wielu. Mała wyliczanka? Proszę bardzo - parę tytułów, które moim zdaniem mają szansę stać się growymi przebojami i awansować do kategorii "superstar". "TimeSchift" - o ile nie skopią go do końca kolejni producenci, "Bioshock" - szeroko reklamowana superprodukcja, której start napawa niepokojem z uwagi na nadchodzące mocno nieciekawe wieści dotyczące systemu zabezpieczenia płyty. Wynika z nich jednoznacznie, że komuś poważnie szajba odbiła. Wyraźnie upały panują nie tylko w naszej części Europy. Pomysł z ograniczeniem ilości instalacji gry kupionej za moje własne pieniądze i stanowiącej po zapłaceniu moją niezbywalną własność mógł się zrodzić tylko w jakimś mocno przymulonym łbie. Delikwent, który to wymyślił niech odstawi to, co aktualnie pali, gdyż wyraźnie go to degraduje! Kontynuacja "S.T.A.L.K.E.R.-a" może stać się wielkim strzałem w rynek gier akcji pod jednym prozaicznym warunkiem. Jej produkcja nie może trwać tyle, co części pierwszej. "Assassin's Creed"? Ma wszelkie dane na superhit, ale …. Kontynuacja "Far Cry"? Podobnie. I tak możemy tą wyliczankę ciągnąć zastanawiając się, która z tych gier uzyska status growego hita.

Wiem, że niniejszy tekst wywoła polemikę, dlaczego tą, a nie inną pozycję uznałem za wyjątkową stawiając ją w galerii gier kultowych. Nieśmiało powiem, że jako autor tekstu i gracz w jednej osobie mam pełne prawo do subiektywnej oceny. Można się z nią zgadzać lub nie. Ze swej strony ciekaw jestem, jakie tytuły Waszym - Szanowni Czytelnicy zdaniem powinny znaleźć się w całkowicie niezależnej Galerii Sławy. Może uda się kiedyś powołać do życia taką właśnie klasyfikację wszechczasów, do której wejście zagwarantowane byłoby tylko dla najlepszych z najlepszych? Któż to wie …?

REKLAMA

To niezły temat do kolejnych rozważań, ale nie w tym tekście. Skoro wraz ze mną dotarłeś do tego miejsca Czytelniku powiem jedno - jesteś nielichym TWARDZIELEM!

Pozdrawiam!

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA