REKLAMA

"Komisja Morderstw" ma potencjał, ale czy uda się go wykorzystać?

"Komisja Morderstw" to nowy, kryminalny serial od TVP, który zapowiada się obiecująco, ale pierwszy odcinek pozostawia wiele do życzenia. Na razie jednak jest zbyt wcześnie, by go przekreślać. 

Komisja Morderstw ma potencjał, ale czy uda się go wykorzystać?
REKLAMA
REKLAMA

Polskie seriale mają pod górkę. Trudno im bowiem konkurować z produkcjami zachodnimi, z nieporównywalnie większymi budżetami i rozmachem, a w dodatku w mniemaniu przeciętnego widza "polski serial" kojarzy się raczej z telenowelą w rodzaju "Klanu" lub docusoapem w stylu "Szkoły" czy "Trudnych spraw", niż z widowiskami pokroju "Pitbula", "Gliny" czy "Oficera", wyprodukowanych dawno temu i do dziś wspominanych z rozrzewnieniem lub przynajmniej sentymentem.

Premiera rodzimej produkcji telewizyjnej odbywa się zatem na ogół bez rozmachu; mówi się o niej mało lub w najlepszym razie niewiele, podczas gdy najbardziej nawet błaha informacja na temat dzieła Netfliksa czy HBO jest błyskawicznie udostępniana, żywo komentowana i gorąco dyskutowana. Cóż, polskie telewizje zapracowały sobie na swoją opinię, co jednak nie znaczy, że nie bywa ona krzywdząca. "Wataha", "Pakt", czy "Prokurator" nie były może serialami pierwszoligowymi, ale zdecydowanie wyróżniały się na tle ogólnej mizerii. Nowa propozycja TVP, "Komisja morderstw", ma spore szanse zarówno na to, by rozkochać w sobie widzów, jak i na to, by umocnić powszechną - oględnie mówiąc, nie najlepszą - opinię o polskich serialach.

"Komisja morderstw" opowiada o działaniach policyjnego wydziału zajmującego się niewyjaśnionymi sprawami z przeszłości, określanego jako "Archiwum X". Jego członkami są świetni, doświadczeni śledczy, z którymi - ze względu na skomplikowany charakter lub burzliwą przeszłość - nikt nie chce pracować. Funkcjonariusze: inspektor Alicja Grześkowiak (Małgorzata Buczkowska), młodszy inspektor Maciej Staszyński (Krzysztof Pieczyński) i aspirant Dominik Herz (Marcel Sabat), z racji specyfiki swoich dochodzeń, zdecydowanie częściej wertują archiwa i korzystają z szarych komórek, niż sięgają po broń czy odznakę.

Serial jest typowym proceduralem - każdy odcinek opowiada o innej, niezależnej sprawie, jednocześnie funkcjonuje też kilka wątków przewodnich, przewijających się przez cały sezon. Akcja "Komisji morderstw" rozgrywa się na Dolnym Śląsku, jednym z najciekawszych regionów naszego kraju, pełnym intrygujących tajemnic sprzed lat. Pierwsza sprawa związana jest z zawartością jednej z przesyłek, znalezionych podczas odkrycia podziemnych magazynów przedwojennej Poczty Głównej w Breslau. Wewnątrz niej znajdują się szczątki dwójki dzieci.

Wydział spraw niewyjaśnionych musi ustalić, kim są ofiary i kto jest odpowiedzialny za tę zbrodnię.

Reżyser "Komisji morderstw", Adrian Panek, twierdzi, że w jego dziele znaleźć można "intrygę kryminalną, policyjną, ale także elementy horroru, thrillera, filmu psychologicznego, dramatu charakterów, nawet historie miłosne". W pilotażowym odcinku trudno odszukać większość z tych struktur, choć istotnie zdradza on wielopoziomowość serialu. Problem w tym, że to, co stanowi jego trzon, a więc rzeczone intrygi, są poprowadzone w sposób nie do końca udany.

Początkowo logicznie prowadzone śledztwo w pewnym momencie dostaje takiego rozpędu, że trudno się w nim połapać. Niby deus ex machina pojawiają się kolejne tropy i dowody, całość zaś wieńczy przewidywalny twist. Sama historia jest umiarkowanie interesująca, a jej największym problemem jest to, że nie wciąga i nie emocjonuje. W istocie brakuje jej drugiego dna, które twórcy przez chwilę starali się dodać, ale potem z tego pomysłu w zasadzie zrezygnowali, powracając doń dopiero pod sam koniec odcinka. Ostatecznie mówimy o sprawie sprzed II wojny światowej, której rozwiązanie niczego nie zmienia, na nic nie wpływa. Owszem, ewentualne wyjaśnienie tajemnicy z przeszłości ma znaczenie dla teraźniejszości, ale naprawdę minimalne.

Niemniej jednak "Komisja morderstw" ma też swoje wyraźne atuty.

Interesujące są powiązania pomiędzy postaciami, szczególnie między Alicją i Maciejem, czuć też, że gdzieś tam czają się motywy i wątki przewodnie, które nadadzą całości tempa. Zaletą jest też osadzenie akcji na Dolnym Śląsku, województwie tyleż urokliwym, co intrygującym.

REKLAMA

Pilot serialu TVP jest zatem w najlepszym razie przeciętny, ale zdradza potencjał. Pytanie tylko, czy twórcom uda się go wykorzystać. Niektóre karty odsłoni zapewne drugi, dla mnie decydujący o tym, czy warto śledzić tę produkcję czy lepiej ją sobie odpuścić, odcinek, który na antenę trafi już jutro. Mam nadzieję, że nie będzie to moje osobiste pożegnanie z "Komisją morderstw". Bo mimo wszystko lubię polskie seriale.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA