Pędźcie do kin na jeden z najlepszych seansów roku. Genialny film przegrywa z odgrzewanymi kotletami
Po bodaj najdłuższej przerwie między premierami wyreżyserowanych przez niego filmów, nagrodzony czterema Oscarami Joon-ho Bong powraca w wielkim stylu. Okej, „Mickey 17” nie jest kinem aż tak przewrotnym, nieoczywistym i jadowitym, ale to wciąż kino znakomite, już teraz plasujące się w czołówce najmocniejszych premier roku. Czołówki, z której - jestem pewny - nie wypadnie.
OCENA

Joon-ho Bong nazywany jest mistrzem miksowania gatunków - w istocie jego filmy to dzieła cechujące się mocnym gatunkowym szlifem, zmyślnie łączące elementy pozornie do siebie niepasujące. Humor i brutalność, realizm i groteska, napięcie i absurd współgrają i uzupełniają się w dziełach Koreańczyka. W przeciwieństwie do wielu filmowców balansujących między kinem arthouse’owym a mainstreamem, Bong jest niewiarygodnie skuteczny w kreowaniu produkcji zarazam ambitnych i przystępnych.
Kluczowe dla niego pozostają jednak przede wszystkim kwestie społeczne: szczyci się przecież portfolio pełnym obrazów portretujących napięcia klasowe i społeczne nierówności. Pokrewna tematyka wydaje się fundamentem całej twórczości Bonga, a „Mickey 17” nie wyłamuje się z szeregu. Nierówny jest jednak - niestety - sposób formułowania tych komentarzy. Zdarza się bowiem, że niebezpiecznie zbliżają się do łopatologicznego dydaktyzmu. I to właśnie momenty banalnego pouczania osłabiają wydźwięk całości.
Mickey 17 - recenzja filmu
Mickey Barnes (Robert Pattinson) wpadł w długi, a facet, u którego się zapożyczył, nie słynie z wyrozumiałości. Jeśli nie odzyska pieniędzy, dopadnie Barnesa choćby na końcu świata. Cóż zatem pozostaje naszemu poczciwemu, naiwnemu protagoniście, jeśli nie próba odnalezienia schronienia gdzieś poza znanym nam światem? Mickey zgłasza się zatem na ochotnika jako członek złogi misji kolonizacyjnej, która w cztery lata ma dotrzeć na lodową planetę Niflheim. Na pokładzie rządowego statku kosmicznego despotycznym władcą jest Kenneth Marshall (Mark Ruffalo) - kiepski polityk i religijny fanatyk, pragnący uciec od ziemskich ograniczeń i założyć na odległej Niflheim genetycznie „czystą” kolonię wiernych wyznawców.
By zapewnić sobie miejsce na statku, Mickey godzi się przejąć funkcję tzw. „Zastępowalnego”, nie do końca pojmując, jakie niesie ona ze sobą konsekwencje. Okazuje się, że Zastępowalny jest przeznaczony do wykonywania najbardziej ryzykownych, wręcz niebezpiecznych zadań; przeprowadza się na nim eksperymenty, testuje leki i szczepionki, wysyła na zwiady. Śmierć nie stanowi bowiem problemu: po każdym zgonie jego ciało jest „drukowane” na nowo i przywracane do życia przy zachowaniu świadomości i pełnego pakietu wspomnień.
Podczas jednej z misji siedemnasta wersja bohatera zostaje uznana za zmarłą w akcji, po upadku w lodową szczelinę na kolonizowanej planecie. A jednak Mickey 17 przeżył, ocalony przez lokalne stworzenia. Po powrocie do bazy odkrywa, że w międzyczasie „wydrukowano” już kolejnego klona, numer 18. Sytuacja prowadzi do konfliktu, który z czasem zatacza coraz szersze kręgi: istnienie więcej niż jednego Zastępowalnego naraz jest surowo zabronione i grozi całkowitą eliminacją Barnesa.
Film Bonga, luźno oparty na powieści „Mickey7” Edwarda Ashtona, to pokręcona i fantastycznie rozrywkowa opowieść. Unikalny styl filmowy autora, w którym przebudzenie świadomości klasowej splata się z groteską w stylu niemal anime, osiąga tu apogeum. Bawi, śmieszy, porusza, obrzydza. Fascynuje zderzeniem kontrapunktów. Słowem: Bong w formie.
Być może jego najnowsza satyra jest najbardziej precyzyjna, wycelowana wprost w korporacyjny kapitalizm i polityczne elity, ale wypada też najbardziej łopatologicznie. Bong wpada w dydaktyczny, czasem nieznośnie moralizatorski ton, wkładając w usta swoich postaci niezbyt subtelne manifesty. Szkoda, choć doceniam, że przy okazji zahacza o dowcip, dodając całości co nieco przyjemnego optymizmu, przerzedzając mrok niepokojących przepowiedni dotyczących przyszłości ludzkości. Twórca wie, że śmiech w obliczu autorytarnego populizmu jest aktem nadziei. Podkreśla też jedną z największych słabości faszystowskich liderów: to, jak bardzo są niedorzeczni i kuriozalni. W walce z podobnymi jednostkami kluczowe jest, by jak najczęściej to obnażać, uwypuklać. Przypominać. Poza tym film eksploruje kwestie związane z tożsamością, wartością jednostki oraz etyką klonowania; stawia pytania o unikalność i indywidualność. I zostawia spore pole do namysłu.
Znakomity Pattinson idealnie dostraja się do tej dziwacznej atmosfery. Uderza w rejestry specyficznej melancholii, co wychodzi mu znakomicie, ale pełnej siły nabiera w zetknięciu ze swoim nieco psychopatycznym sobowtórem. Aktor pysznie bawi się kreacjami, czerpiąc równą przyjemność zarówno z wytrzeszczonych w obłędzie oczu, jak i z chwytających za serce momentów refleksji.
„Mickey 17” to świetny film. Nie tak dobry, jak może być obraz napisany i nakręcony przez Joon-ho Bonga, ale wciąż: rozrywkowy, zabawny, mądry, świetnie zagrany, wizualnie obłędny, czasem wzruszający, często: niepokojący. Kino pełną gębą - takie, którego powstaje obecnie zbyt mało. Niestety, „Mickey” raczej tego nie zmieni - słabiutkie otwarcie to kolejny dowód na to, że widownia wciąż ceni sobie bardziej sequelozę i odgrzewane kotlety od czegoś unikalnego.
Mickey 17: obsada, premiera
W obsadzie znaleźli się:
- Robert Pattinson jako Mickey Barnes
- Naomi Ackie jako Nasha Adjaya
- Steven Yeun jako Berto
- Toni Collette jako Gwen Johansen
- Mark Ruffalo jako Hieronymous Marshall
- Anamaria Vartolomei jako Kai Katz
- Daniel Henshall jako Preston
- Patsy Ferran jako Dorothy
- Steve Park jako Zeke
- Tim Key jako Pigeon Man
- Holliday Grainger jako Red Hair
- Cameron Britton jako Arkady
- Edward Davis jako Alan Manikova
- Ian Hanmore jako Darius Blank
- Lloyd Hutchinson jako Underboss
Światowa premiera filmu odbyła się 15 lutego 2025 r., a w Polsce zadebiutuje on 14 marca.
Czytaj więcej o filmach:
- Rzućcie wszystko i oglądajcie najlepsze science fiction Netfliksa. Zaraz zniknie z platformy
- Film z gwiazdorską obsadą prosto z kin trafił na telewizory. Zajęło mu to zaledwie 60 dni
- The Electric State - recenzja. Oceniamy najdroższy film Netfliksa
- Najnowszy dreszczowiec z Liamem Neesonem trafił do sieci. Przyszedł czas rozgrzeszenia
- Polski film pobił rekord w kinach. Prześcignął nowego Kapitana Amerykę