REKLAMA

Nie będę kłamał, że nowy "Obcy" miał na to jakiekolwiek szanse, ale zdobył mój podziw

Jako interquel "Obcy: Romulus" jest filmem zupełnie niepotrzebnym. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia, bo jeśli tak mają wyglądać filmy zupełnie niepotrzebne, biorę je z całym dobrodziejstwem inwentarza.

obcy romulus recenzja co obejrzeć
REKLAMA

Uwielbiam, gdy twórcy kolejnych sequeli, prequeli, sidequeli, interqueli i wszystkich innych -queli, tłumaczą, że zdecydowali się je zrealizować, bo w oryginale kryła się "jeszcze jakaś warta opowiedzenia historia". Nieprawda. W takich wypadkach zazwyczaj chodzi o kasę. Dzisiaj przecież sprzedają się tylko franczyzy, publiczność nie pędzi na oryginalne produkcje tak chętnie, jak na kolejne odsłony swoich ulubionych uniwersów. O ile większość tego typu tytułów powstaje z potrzeb ekonomicznych, o tyle "Romulus" zdaje się owocem miłości do "Obcego". Wygląda jak film zrobiony przez fana (nie tylko) dla fanów.

Akcja "Romulusa" rozgrywa się między "8. pasażerem Nostromo" a "Decydującym starciem". Trafiamy do kolonii górniczej, z której osierocona Rain próbuje się wyrwać. Marzy, aby dostać się na odległą planetę, dzięki czemu wreszcie będzie mogła poczuć promienie słońca na własnej skórze. Niespodziewanie jednak Weyland-Yutani przedłuża jej kontrakt na pracę w kopalni o kolejne kilkanaście lat. Już na samym początku stojący za kamerą Fede Alvarez podkreśla charakterystyczny dla "Obcego", utrzymany w cyberpunkowym duchu, strach przed wielkimi korporacjami. O ile jednak Ridley Scott czy James Cameron drapieżny kapitalizm krytykowali dość subtelnie, on dociska w tej kwestii pedał gazu do dechy.

REKLAMA

Obcy: Romulus - recenzja

Jedyną szansą na zobaczenie słońca okazuje się dla Rain kradzież statku z opuszczonej stacji kosmicznej. Wraz z przyjaciółmi i (elektronicznym) bratem dociera do Romulusa. Podróż do wymarzonej destynacji zajmie im jednak dziewięć lat, a w kapsułach kriogenicznych nie ma na tyle paliwa. Podczas jego poszukiwań trafiają na krwiożerczą formę życia. O tym, z czym mają do czynienia, dowiadują się od reaktywowanego cyborga, z dobrze nam znaną z "8. pasażera Nostromo" twarzą Asha. Zrobi on wszystko, aby chronić interesy korporacji i doprowadzić do końca powierzoną mu misję. Nawet za cenę ludzkiego życia.

Obcy: Romulus - recenzja - co obejrzeć?

Początkowo "Obcy: Romulus" miał powstać dla platformy Hulu, co oznacza, że mogliśmy dostać drugie "Prey". Z niezrozumiałych dla mnie powodów chwalony prequel "Predatora" jest odbiciem oryginału z rasową i genderową woltą. Jego repetycją, traktującą widzów jak idiotów. Alvarez również powtarza się tutaj za pierwowzorem, ale zamiast taniego naśladownictwa, wybiera podbijanie stawki. Dlatego w pościg za bohaterami szybko rusza cała wataha facehuggerów. Jednemu z nich udaje się nawet dorwać człowieka, z którego wnętrzności wykluje się ksenomorf, aby budzić grozę w korytarzach statku kosmicznego.

Jak po najnowszym dziele reżysera "Martwego zła" z 2013 roku należało się spodziewać, "Obcy: Romulus" jest bardzo intensywny. Tutaj nie ma przestrzeni na nudę. Alvarez ciągle atakuje widzów kolejnymi atrakcjami. Choć potrzebuje chwili, aby wjechać na właściwe tory, produkcja okazuje się przepełnionym akcją filmem grozy. Jego tempo nieustannie przyśpiesza. Aż można zadyszki dostać, kiedy wikłamy się w labiryntach tytułowego statku, w którego każdym zakamarku czai się niebezpieczeństwo.

Alvarez zgrabnie łączy tu klaustrofobiczny horror "8. pasażera Nostromo" ze spektakularnością "Decydującego starcia". To one pozostają dla niego najważniejszymi punktami odniesienia, ale reżyser stawia sobie za cel zespojenie całej franczyzy. Chętnie sięga do łopatologicznie przedstawionej nam w "Prometeuszu" mitologii "Obcego" i zagląda w rejony biohorroru znanego z "Przebudzenia". W trakcie oglądania nawet gracze poczują swojski klimat, bo korzysta również z poetyki "Obcego: Izolacji". W "Romulusie" transmedialne uniwersum splata się i wzajemnie uzupełnia, przez co atmosfera coraz bardziej się zagęszcza.

"Romulus" potrafi wbić w fotel nie tylko szaleńczym pędem, ale też oszałamiającą sferą wizualną. W każdym ujęciu prezentuje się bowiem obłędnie. To produkcja monumentalna. Scenografia z retrofuturystycznym zacięciem to oczywiście przede wszystkim hołd złożony oryginałom, ale podany z rozmachem współczesnych blockbusterów. To samo tyczy się efektów specjalnych. Jak sam reżyser przyznawał w wywiadach, stawiał na miks CGI i practicali. Dzięki temu prezentując się nam w całej krasie ksenomorf potrafi tyleż oczarować, co przerazić. Facehugger wywołuje natomiast grymas obrzydzenia, kiedy bohaterowie wyciągają go jednej osobie z gardła. Jeszcze nigdy nie mieliśmy okazji tak dokładnie przyjrzeć się anatomii obcych. Tym samym Alvarez pewniej niż jego poprzednicy stawia na body horror, a kosmici wyglądają u niego, jakby urwali się z wyobraźni Davida Cronenberga.

Zachowując ducha pierwszych "Obcych" Alvarez wprowadza do serii powiew świeżego powietrza, napełnia ją zupełnie nową i unikalną energią. "Romulus" z niepotrzebnego dodatku zmienia się dzięki temu w pełnoprawne kinowe doświadczenie. Niby wiadomo, że w kosmosie nikt nie usłyszy naszego krzyku, ale pianie z zachwytu podczas seansu może się już roznieść po całej galaktyce.

Więcej o "Obcym" poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA
  • Tytuł filmu: Obcy: Romulus
  • Rok produkcji: 2024
  • Czas trwania: 119 min
  • Reżyser: Fede Alvarez
  • Aktorzy: Cailee Spaeny, David Jonsson, Archie Renaux
  • Nasza ocena: 7/10
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA