Jak bardzo „Oppenheimer” Christophera Nolana jest wierny historycznym wydarzeniom? Czy twórca zaproponował nam obraz wierny prawdzie, czy raczej luźną adaptację książkowej biografii?
![oppenheimer prawda fikcja historia fabuła o co chodzi nolan](/_next/image?url=https%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fsplay%2F2023%2F07%2Foppenheimer-prawda-fikcja.jpeg&w=1200&q=75)
Najnowszy film Christophera Nolana bazuje na napisanej przez Kaia Birda oraz Martina J. Sherwina biografii pt. „Oppenheimer. Triumf i tragedia ojca bomby atomowej”. Nagrodzona Pulitzerem i tworzona przez ćwierć wieku książka stara się jak najgłębiej zanurzyć w czasy, życie i osobowość Roberta, „niszczyciela światów”, portretując skomplikowanego człowieka i ujawniając wiele interesujących czy wręcz zdumiewających szczegółów jego kariery oraz „Projektu Manhattan”.
Brytyjski reżyser nie konfabuluje - jego monumentalne dzieło jest bardzo, bardzo bliskie historycznym faktom (wliczając w to pozostawienie zatrutego jabłka profesorowi na początku filmu). Co nie oznacza, że obyło się bez delikatnego fabularyzowania czy koniecznych pominięć.
Czytaj także:
Oppenheimer: tak było! Film kontra rzeczywistość
Zgadza się zadziwiająco wiele szczegółów. Faktycznie - będąc świadkiem pierwszego testu bomby atomowej na pustyni, daleko od Los Alamos, Robert Oppenheimer wyrecytował wers z Bhagavad-Gity: „Oto stałem się śmiercią, niszczycielem światów”. Z kolei podczas spotkania z prezydentem Harrym Trumanem (w filmie portretowanym przez Gary’ego Oldmana), wyznał, że jego zdaniem „ma krew na rękach”. A prezydent rzeczywiście miał powiedzieć do swojego pomocnika: „Nie wpuszczaj tu więcej tej beksy”.
Z drugiej strony - mimo niepewności, żalu i wyrzutów - Oppenheimer był też wielce podekscytowany sukcesem eksperymentu. Na zgromadzeniu - jak w filmie - wykrzyczał, że Japończykom bomba z całą pewnością nie spodobała, a poza tym szkoda, że nie zbudowali jej na czas, by spuścić ją na Niemców.
Część naukowców z „Projektu Manhattan” - w tym Szilard - zwróciła się do Trumana z petycją o zrzucenie bomby na bezludną wyspę - miałaby to być demonstracja jej mocy, która da Japończykom szansę na poddanie się, zanim zapadnie decyzja o ataku na ich miasta. Oppenheimer apelował do swoich kolegów, aby nie podpisywali listu Szilarda, mówiąc, że takie sprawy należy pozostawić przywódcom politycznym i przyznając rację oficjalnemu stanowisku, według którego zaniechanie zrzucenia bomby zaowocuje śmiercią tysięcy amerykańskich żołnierzy w czasie inwazji. Do dziś nie rozstrzygnięto tej debaty. Film przywołuje powyższe fakty i wskazuje że Oppenheimer służył w oficjalnej komisji, która wybrała cele bombowego ataku.
Odzwierciedlenie tych szczegółów przyczynia się do wiernego odtworzenia skomplikowanej natury naukowca - tego, z jak wielka ambiwalencją odnosił się do własnego wynalazku, jak bardzo miotał się sam w sobie. Obserwując w praktyce konsekwencje własnych odkryć, wreszcie sprzeciwił się dalszemu rozwojowi broni atomowej, w szczególności bomby wodorowej (choć nie tylko z powodów moralnych). Dlatego też krytykował plany sił powietrznych dotyczące potencjalnego przeprowadzenia niewyobrażalnie niebezpiecznej dla ludzkości wojny nuklearnej. Faktycznie argumentował, że bomby wodorowe są zbyt potężne - mogą zniszczyć największe miasta, a jeśli zbudują je również Rosjanie, cień wielkiego niebezpieczeństwa padnie także na miasta amerykańskie. Ostatecznie jednak nigdy nie był w pełni przeciwny broni jądrowej; przyznał, że poczucie wzajemnego zagrożenia może zniechęcić obie strony do użycia broni, a nawet do pójścia na wojnę. Tak czy inaczej, jego powściągliwa postawa wobec bomby wodorowej zagroziła finansowaniu projektu. W efekcie jego wcześniejsi zwolennicy postanowili go zniszczyć.
A przesłuchanie? Prawdą jest, że czym innym było wyznawanie lewicowych idei w latach 30., podczas Wielkiego Kryzysu i na początku lat 40., gdy Związek Radziecki i USA byli sojusznikami w wojnie. Jednak w 1954 roku, w środku zimnej wojny, sprawy miały się inaczej - związek z komunistami można było potraktować jak zdradę. Filmowemu przesłuchaniu poświęcona jest znaczna część filmu; przesłuchujący są przedstawiani jako niemal jawnie wrogo nastawieni, tak bardzo, że można powątpiewać w autentyczność scen. A jednak takie właśnie są: dialogi zostały wzięte, momentami wręcz jeden do jednego, z transkrypcji przesłuchania, które opublikowano przed laty.
Nolan słusznie portretuje trybunał jako narzędzie osobistej zemsty - dzieło Lewisa Straussa, przebiegłego, samozwańczego finansisty i przewodniczącego Komisji Energii Atomowej. Strauss był nie tylko zagorzałym orędownikiem budowy bomby wodorowej, ale też faktycznie został upokorzony przez Oppenheimera - najpierw na publicznym przesłuchaniu w Kongresie, a potem wielokrotnie na spotkaniach AEC.
W filmie widzimy, jak jeden z naukowców „Projektu Manhattan” - David Hill (Rami Malek) - zeznaje, iż Strauss zorganizował kampanię przeciwko Oppenheimerowi, by się na nim zemścić. W rezultacie Senat odrzucił nominację Straussa - po raz pierwszy od 1925 r. odrzucono kandydata do gabinetu. Ta scena pochodzi z transkryptu przesłuchania w Senacie, którego we wspomnianej na początku tekstu biografii nie znajdziemy. Nolan dokopał się do niego na własną rękę.
Nawet relacja Roberta z Kitty jest oddana bardzo wiernie.
Ich małżeństwo było podobno jeszcze bardziej burzliwe, ale reżyser uwypuklił to, co w nim kluczowe: żona wielokrotnie nakłania męża do walki z wrogami i krytykuje jego bierność.
Oczywiście, siłą rzeczy od rzeczywistości najbardziej odbiegają dialogi i pewne aspekty charakterów, które trzeba było dopasować do potrzeb medium i uatrakcyjnić. Trudno jednak wskazać jakieś naprawdę poważne odejścia od rzeczywistości - jeśli już, zdecydowanie łatwiej wskazać te aspekty historii, których Nolan nie tknął. Nie zobaczymy na przykład pełnego, kompletnego portretu współpracujących naukowców - ogromnego zespołowego wysiłku; obraz pominął wiele znanych, błyskotliwych i barwnych postaci. Nie dowiemy się też zbyt wiele o aspektach czysto naukowych i technicznych projektu - choć podejrzewam, że nie jest to coś, co interesuje przeciętnego widza.
A co z fantastyczną sceną zamykającą? Film kończy się retrospekcją rozgrywającą się krótko po wojnie - Oppenheimer rozmawia z Albertem Einsteinem nad jeziorem w Princeton. Obaj naukowcy zastanawiają się, czy śmiercionośny wynalazek może pewnego dnia zniszczyć cały znany nam świat. Tej sytuacji Bird i Sherwin nie opisali w biografii, nie sposób też znaleźć żadnych sugestii, by faktycznie kiedykolwiek miała miejsce. Nie szkodzi. To eleganckie dramaturgiczne i dopasowane do wydźwięku filmu zwieńczenie. Przypomnienie, że prace Oppenheimera wciąż stanowią olbrzymie zagrożenie dla ludzkości. Olbrzymie, ale nie jedyne - bo po nim nadeszły kolejne, a nowe już majaczą na horyzoncie.