To jedna z lepszych produkcji o porwaniu samolotu. Nowy thriller Netfliksa trzyma w napięciu
30 maja 1973 r. miało miejsce najdłuższe porwanie samolotu w historii Ameryki Łacińskiej. Tego dnia lot HK-1274 został przejęty przez dwóch porywaczy, którzy zażądali 200 tys. dol. okupu. Akcja trwała ponad 60 godzin i stała się inspiracją dla twórców serialu "Porwanie lotu 601", który zadebiutował na platformie Netflix. Po jego seansie mam jeden wniosek: jeśli macie obejrzeć dziś jedną produkcję w serwisie, niech to będzie właśnie ta. Jest świetna.
OCENA
W latach 1968-1973 zostało porwanych 348 samolotów, a do ponad połowy doszło w Ameryce Łacińskiej. Ogromna liczba przejętych przez porywaczy maszyn skutkowała tym, że końcówkę lat 60. i początek 70. okrzyknięto złotą erą porwań samolotów. Historia, która zainspirowała twórców serialu Netfliksa, "Porwanie lotu 601", jest jedną z 17, które wydarzyły się w samej Kolumbii.
30 maja 1973 r. dwoje porywaczy, którzy podawali się za przedstawicieli Ludowego Frontu Rewolucyjnego, choć w rzeczywistości byli paragwajskimi piłkarzami, przejęli lot SAM Colombia Flight HK-1274 z 84 pasażerami na pokładzie. Mężczyźni zażądali okupu w wysokości 200 tys. dol. i uwolnienia więźniów politycznych skazanych w El Socorro w Kolumbii. Było to nie tylko najdłuższe porwanie w historii Ameryki Łacińskiej pod względem czasu (trwało bowiem ponad 60 godzin), ale również najdłuższe, jeśli chodzi o odległość - porywacze wielokrotnie dokonywali bowiem przekierowań do różnych krajów.
Porwanie lotu 601 - recenzja serialu serwisu Netflix
Historia, która została przedstawiona w kolumbijskim thrillerze Netfliksa w reżyserii C.S. Prince'a i Pablo Gonzaleza, w wielu miejscach pokrywa się z prawdą. Główną bohaterką produkcji jest doświadczona stewardessa linii Aerobolivar, Edie (Monica Lopera). Chaotyczny poranek sprawia, że samotna matka trójki chłopców spóźnia się na lot 601, podczas którego miała towarzyszyć swojej początkującej koleżance, Marisol (Ilena Antonini). Skutkuje to jej zwolnieniem przez szefową stewardów, Mancholę (Marcela Benjumea).
Tymczasem w samolocie z 43 pasażerami na pokładzie rozgrywa się istne piekło - okazuje się, że Borja (Valentin Villafane) i El Toro (Alian Devetac), dwójka porywaczy podających się za rewolucjonistów, przejmuje lot 601, żądając okupu w wysokości 200 tys. dol. w gotówce oraz uwolnienia kilkudziesięciu więźniów politycznych. Początkowo negocjacje menadżera Aerobolivar, Pirateque'a (Enrique Carriazo), przebiegają pomyślnie. Jednak gdy samolot zmierza w stronę Kuby, dokąd pilotom maszyny każe się udać jeden z porywaczy, okazuje się, że nie wszystko idzie po myśli menadżera - okazuje się bowiem, że rząd odmawia spełnienia warunków porywaczy, które wcześniej wynegocjował Pirateque. W efekcie kapitan oraz dwie odważne stewardessy próbują przechytrzyć Borjego i El Toro, by bezpiecznie sprowadzić zakładników do domu.
Choć produkcji o porwanych samolotach powstało już na pęczki, ta zdecydowanie różni się od tych, które pojawiły się dotychczas w bibliotekach VOD. Reżyserowie C.S. Prince i Pablo Gonzalez postanowili bowiem (zgodnie z oryginalnym czasem akcji) postawić na klimat retro i wyszło im to świetnie - wyjątkowa scenografia pozwala jeszcze mocniej wczuć się w kolumbijski klimat, podobnie jak dobór aktorek i aktorów. Casting był strzałem w dziesiątkę.
Historia trzyma w napięciu od samego początku, kiedy Edie spóźnia się na lot i zostaje zwolniona z pracy. Już wtedy zaczynamy zastanawiać się, jaką rolę będzie odgrywała stewardessa, która została tak szczegółowo przedstawiona w 1. odcinku. Twórcy postawili na zaskakujące, ale co najważniejsze - nieprzypadkowe rozwiązanie. Jest może jeden naciągany element związany z koleżanką Edie, Barbarą (Angela Cano), ale nie przeszkadza on w odbiorze produkcji - w kolejnych minutach jej postać zostaje bardziej szczegółowo przedstawiona, co pozwala jeszcze mocniej zagłębić się w historię.
Wspomnieć należy także o samych porywaczach, którzy również genialnie zagrali swoje role. Przez to, że targają nimi sprzeczne emocje, widz nigdy nie może być pewien tego, jaki będzie ich następny ruch. To jeden z kilku elementów, który nie pozwala oderwać się od ekranu nawet na chwilę, choć nie tylko napięcie możemy odczuć podczas seansu - twórcy postawili również na pewne humorystyczne elementy, które pozwalają nieco rozładować stresujące momenty, lecz w żadnym stopniu nie jest to groteskowe i niepasujące do reszty.
"Porwanie lotu 601" to kolejna warta polecenia produkcja, która wpadła do serwisu Netflix. Świetnie zaadaptowana historia, dobrze dobrana obsada, ale też trzymające w napięciu sceny, które dopełniają humorystyczne akcenty sprawiają, że seans tego serialu to sama przyjemność. Czekam na więcej tego typu tytułów w bibliotece Netfliksa - ten jest jedną z najlepszych wizytówek serwisu.
O produkcjach Netfliksa przeczytasz więcej na łamach Spider's Web: