Quantum of Solace to kolejna część filmu o sławetnym agencie 007 - Jamesie Bondzie. I nie tylko. Wraz z kinową premierą - zapowiedzianą na ostatni dzień października bieżącego roku - na sklepowe półki zawita gra o tym samym tytule. Tworzona przez Beenox Inc. wespół ze studiem Treyarch. Przed wsiąknięciem w pełną wersją, przetestowaliśmy wypuszczoną znienacka wersję demonstracyjną na "blaszaku".
Często się zdarza, że takie niespodzianki wychodzą twórcom całkiem nieźle, ale niestety nie w tym przypadku. Quantum of Solace nie zachwyca, a tym bardziej nie zaskakuje. James Bond omijał szerokim łukiem PeCetowców, więc i życiorys skąpy, i posiadacze tychże maszyn sprzętowych nie mieli powodów do radości. Dość leciwe już Nightfire było zaledwie przeciętne, a w omawiane demo nie grało mi się z wypiekami na twarzy. Wręcz przeciwnie - znalazłem więcej powodów doprowadzających mnie do rozwlekłego marudzenia aniżeli błogości.
Jednak opisywana wersja z całą pewnością zapisze się do historii gier komputerowych. Jako jedna z najkrótszych demówek, jakie ujrzały światło dzienne. Choć - jak na dzisiejsze czasy - nie zajmuje zbyt dużo, bo niecałe 700MB, to długość rozgrywki jest żenująco krótka. Rozumiem, że teraz jest moda na tytuły niedługie, ale za to powodujące spływ potu na ciele i masę emocji towarzyszących nam podczas zmagań z komputerem, ale demo QoS nie oferuje ani tego, ani tego. Starcza na CAŁE kilka minut, co jest LEKKĄ przesadą. Myślę, że spokojnie dałoby się je ukończyć w czasie nie dłuższym niż 5 minut. Poza tym nowy komputerowy Bond nie tylko rozkłada na łopatki swoją "krótkością", ale nie dostarcza żadnej frajdy oraz satysfakcji z zabawy. Po prostu nie wywołuje żadnych silnych uczuć. W porównaniu z choćby Gears of War wydaje się być po prostu wyprany z czynników wpływających na ich wystąpienie, przez co nie zostawia na graczu nawet najmniejszego śladu. A chyba nie to jest zadaniem gier akcji, do jakich zalicza się Quantum of Solace.
Wspomniałem wyżej o produkcie Epic Games. Nie bez kozery, gdyż nowości sygnowanej logiem Activision Blizzard jest najbliżej do GoW-a (jak i obu odsłon Vegas) właśnie. W większej części mamy do czynienia z rasowym FPS-em, ale główną rolę w wymianie ognia odgrywa tu system chowania się za przeszkodami i ostrzeliwanie zza ich rogu bezmyślnych oponentów. Wtedy rozgrywka przybiera nieco rumieńców - trzeba raz kryć się, a raz skierować ołów w stronę stojących nam na drodze uzbrojonych śmiałków. A przy okazji możemy podziwiać naszą postać, gdy przylepiamy się do np. ścian czy pozostałościach po niezbyt miłych dla ocząt fajerwerkach.
Nową grę z agentem 007 napędza silnik znany dobrze miłośnikom Call of Duty 4. Tyle że już tam nie powalał oprawą wizualną, więc i tu nie spodziewajcie się czegoś (znacznie) ładniejszego. Twórcy wycisnęli z tego engine'u graficznego chyba wszystko, co się dało, a i tak szczerze mówiąc efekt finalny nie wzbudza entuzjazmu. Choć model Bonda jest naprawdę ładnie wykonany (w końcu swojej postury, a także głosu, użyczył Daniel Craige) i może się podobać, tak powtarzające się, ciasne korytarze, wygląd wrogich jednostek oraz wybuchy czy ogień - już niekoniecznie. Nie jest źle. Jest znośnie. Przy takiej szacie gra powinna hulać, lecz tak nie jest - m.in. przez sztywno ustawiony limit klatek na wartość 30, co dla niektórych ociera się o granicę grywalności. Szczególnie, że mowa o szybkiej, ale nie żywiołowej strzelance w konwencji zarówno FPP, jak i TPP.
W przeciwieństwie do najlepszych tytułów z tego gatunku, demówka QoS jest pełna powodów do narzekań. Wszyscy malkontenci poczują się jak w raju. Za sprawą nudy wynikającej z nieciekawej konstrukcji przedstawionego nam etapu gry, liniowości rozgrywki, braku SI, a co za tym idzie niskiego poziomu trudności. A także ze zbytniej prostoty. Być może był taki cel producenta, ale osobiście wymagam od produkcji growej na miarę 2008 roku czegoś więcej niż kolejnej, schematycznej i ciągnącej się jak Moda na Sukces rozrywki. Może tak być też, że źle osądzam nowego Jamesa Bonda w wersji na pecety i zbyt surowo oceniam grę na podstawie krótkiego obcowania z wersją demonstracyjną.
Jest nadzieja, że gdy finalny produkt trafi do rąk graczy, znajdzie się miejsce na urozmaicenie rozgrywki i nabierze ona nie tylko rumieńców, ale i zyska na dynamiczności, której tak brakuje w demie. To jest wizja pozytywna, a że ja jestem, odkąd pamiętam, pesymistą, to nie oczekuję, by pełna wersja zmieniła moje zdanie na temat Quantum of Solace. I spodziewam się mocnego średniaka, ot co. Nieraz moje wejrzenie w przyszłość się sprawdziło, więc może i tym razem intuicja mnie nie zawiedzie? W chwili, gdy czytacie te słowa, będziecie mogli na własnej skórze przekonać się czy miałem rację, czy też nie.