John Cena ma ostatnimi czasy bardzo napięty grafik. W samym 2023 roku pojawił się w aż 5 produkcjach. Aktualnie mamy dopiero marzec, a aktor już ma na koncie kolejne dwa tytuły, w których brał udział. Jednym z nich jest, dostępny na platformie Amazon Prime Video, film „Ricky Stanicky” w reżyserii Petera Farrelly’ego.
Przyznam szczerze, że jest to tytuł, który wziął mnie z zaskoczenia. Przyciągnął mnie do siebie głównie doborem obsady. John Cena na jednym ekranie z Zacem Efronem? To może być przecież całkiem interesujący duet. Nawet jeżeli będzie to rozrywka raczej prosta, nie zaszkodzi sprawdzić, jak film prezentuje się w całej okazałości. Moje pierwotne założenia dotyczące tej produkcji niewiele odbiegały od tego, co faktycznie zobaczyłam. „Ricky Stanicky” to komedia, której głównym celem jest chyba przypomnienie widzom, z czego śmiano się na początku bieżącego wieku. Wtedy też szczytem humoru było np. przebranie chłopa za babę. Cóż, najwidoczniej jest to żart ponadczasowy. Może jednak już dość?
Więcej o produkcjach dostępnych na platformie Amazon Prime Video, czytaj na łamach Spider's Web:
Ricky Stanicky narodził się na naszych oczach
Trzeba przyznać, że film rozpoczyna się dość intrygująco. Dzieciaki, halloweenowy wieczór, cukierki, dobra zabawa. Tak niewinnie mogłoby to wszystko wyglądać. Jednak nie każdy chce brać czynny udział w wydarzeniu. Mieszkańcy jednej z posiadłości jeszcze nigdy nie rozdali ani jednego słodkiego przysmaku, a młodzi przebierańcy doskonale wiedzą, o który dom chodzi. Trzech przyjaciół postanawia w końcu zemścić się za tą jakże dotkliwą zniewagę. W jaki sposób? Oczywiście poprzez pranka z podpaleniem psiej kupy w papierowej torebce. Żart w założeniu polega na tym, że „prezent” zostawia się na wycieraczce przed frontowymi drzwiami, używa się dzwonka, a następnie obserwuje, jak lokator wychodzi na zewnątrz i w panice próbuje ugasić ogień. Przy okazji całkowicie brudząc się odchodami. Taki był plan. Jednak ten w ostateczności nie wypalił, ponieważ nikogo nie było w domu. Chłopaki za wszelką cenę próbują powstrzymać rozprzestrzenianie się ognia, ale to również im nie wychodzi. W oddali słyszą już syreny policyjne, więc jeden z nich wpada na kolejny pomysł. Podpisuje na wpół spalone bokserki imieniem Ricky Stanicky i wyrzuca je na miejscu zbrodni. Tak oto potencjalne zarzuty służb będą skierowane do osoby, która nie istnieje.
Nikt nie spodziewał się, że tak naiwne działanie może faktycznie poskutkować, a jednak się udało. Od tej pory chłopaki właśnie w ten sposób wychodzą cało ze wszystkich swoich problemów. Robią tak przez wiele lat. Dean (Zac Efron), Wes (Jermaine Fowler) i JT (Andrew Santino) trzymają się razem nawet w dorosłym życiu. Chcąc wybrać się na męski wypad i uniknąć przy tym pretensji swoich partnerek i partnerów, wykorzystują wyimaginowaną personę w postaci Ricky’ego. Ma on bardzo dużo nagłych wymagań i ciężkich problemów, jak na osobę, która nie istnieje. Często potrzebuje swoich przyjaciół, a oni oczywiście za każdym razem muszą się do niego udać, przecież są jak rodzina. Cała strategia jednak sypie się w momencie, gdy JT przegapia pewne bardzo ważne wydarzenie. Wszyscy chcą nagle osobiście poznać mężczyznę, o którym chłopaki tak dużo opowiadają. W ten oto sposób do gry wkracza John Cena.
Dobry pomysł okraszony krępującym humorem
Trzeba przyznać, że sam zamysł na film był naprawdę interesujący. Z pewnością wiele osób za dzieciaka miało swojego wyimaginowanego przyjaciela. Jego obecność związana była z niekończącymi się rozmowami, zabawami do białego rana, ale też z rozrabianiem. Kiedyś jednak trzeba było dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za własne działania. Główni bohaterowie filmu „Ricky Stanicky” postanowili nigdy nie stawać się odpowiedzialnymi, dojrzałymi ludźmi. Pomimo swojego wieku wciąż wykorzystują biednego Ricky’ego, aby jakkolwiek wymigać od obowiązków i zobowiązań. Prowadzą nawet swoistą biblię. Umieszczają w niej wszystko, co dotyczy nieprawdziwego przyjaciela. Ile ma obecnie lat, gdzie przebywa, co robił, z kim i kiedy. Wszystko po to, żeby ich przykrywka była spójna oraz jak najbardziej realna. Zaangażowali się, to należy im przyznać. Jest to ten typ osób, które włożą dwa razy więcej czasu i pracy w wymyślanie sposobów na to, jak czegoś nie zrobić, zamiast faktycznie wykonać to w nawet szybszym tempie. Jak komu wygodniej.
Sama koncepcja więc bardzo w porządku. Co zatem poszło w tej produkcji nie tak? Niestety występujący w niej humor jest dokładnie taki, jakiego moglibyśmy się tego spodziewać. Prosty i czasami żenujący. Jeżeli ktokolwiek liczył na wyrafinowany żart, to zdecydowanie się zawiedzie. Nie ma co ukrywać – John Cena za każdym razem wprowadza to do filmów, w których gra. Nie oszukujmy się, tym razem było identycznie. Przynajmniej teraz ma na sobie jakiekolwiek ubrania. Przypomnijmy, że ostatnio wręczał Oscara kompletnie nago. Przebiera się zresztą bardzo często, W tym miejscu warto zaznaczyć, że wcielanie się w kilka postaci w jednym tytule wyszło mu naprawdę przyzwoicie. Zmienia przy tym akcenty, sposób wypowiedzi i zachowania. Ogląda się to przyjemnie, jeżeli tylko przymknie się oko na kloaczny miejscami humor. Oczywiście trzeba również z dystansem odbierać wszystkie udzielane przez niego rady, ponieważ zdecydowanie zbyt często niebezpiecznie ocierają się one o granicę kontrowersji. Jedno słowo więcej i jakaś grupa społeczna na pewno byłaby urażona.
Niegroźna komedyjka czy poważna opowieść o odkupieniu?
W pewnym momencie tytuł „Ricky Stanicky” przybiera dość niespodziewany obrót. Głupiutkie przebieranki przeradzają się w lekcję o odkrywaniu siebie. Jak do tego doszło? Ciężko stwierdzić, ale tego akurat nie można było przewidzieć. Cała ta farsa, która przypomina bardziej dziecięcy teatrzyk, zamienia się w opowieść o swoistym odkupieniu. Nie chcę tutaj zdradzać zbyt wiele, ale przygotujcie się na lekki szok. Film odważnie decyduje się na nieco poważniejsze tony. Przedstawia drugie szanse oraz wyraźnie zaznacza, że często nie jesteśmy w stanie poznać pełnego ludzkiego potencjału. Blokuje nas w życiu wiele czynników – status społeczny, sytuacja finansowa czy różnego rodzaju inne ograniczenia. Przez to nie możemy pokazać, kim jesteśmy naprawdę. To, co w nas najlepsze, pozostaje ukryte gdzieś we wnętrzu, często przez bardzo długi czas. Nigdy nie wiadomo też, kiedy los rzuci nam pod nogi realną szansę zamiast kolejnej kłody.
Ricky Stanicky, raczej można już mówić o nim w formie osobowej, reprezentuje sobą obraz człowieka sponiewieranego przez życie, któremu w końcu udaje się osiągnąć sukces. Oparty na kłamstwie, to prawda, ale jednak to wszystko nie miałoby miejsca, gdyby nie jego charyzma oraz zaangażowanie. John Cena wyróżnia się w tej produkcji najbardziej. Sprawia nawet, że pozostałe postacie wręcz blakną. Jest to zarówno zaleta, jak i wada produkcji. Ricky przyciąga uwagę widza w największym stopniu. Naprawdę ciężko jest oderwać od niego wzrok. Kto by pomyślał, że może być aż tak elektryzujący.
Szczerze jest mi przykro, że film „Ricky Stanicky” nie jest bardziej, można powiedzieć, dopieszczony. Nie jest to tytuł tragiczny, ale wiele brakuje mu przy tym do bycia naprawdę przyzwoitą komedią. Potencjał w tym wszystkim był ogromny, jednak pozostał ukryty do ostatnich sekund seansu. Co ciekawe, reżyserem tej produkcji jest Peter Peter Farrelly, scenarzysta nagrodzonego Oscarem „Green Booka”. Niekonwencjonalny pomysł, prawda? Ale przecież w każdym szaleństwie jest jakaś metoda. Znamy przykład Todda Phillipsa, który przeszedł jakże wyboistą drogę od „Kac Vegas” do kultowego już „Jokera”. Niestety „Ricky Stanicky” jest dla Farrelly’ego krokiem wstecz. Film mógł być poprowadzony nieco inaczej, aż się o to prosiło. Jednak nawet obecność niezwykle charyzmatycznego aktora nie pozwoliła tej produkcji zabłysnąć. Wyróżnić się spośród podobnych propozycji komediowych. Brakuje mu dopracowania, ale to nie oznacza, że przy przyszłych tytułach tego typu zostanie popełniony podobny błąd. Trzymam za to kciuki, ponieważ podczas seansu bawiłam się momentami bardzo dobrze. Chciałabym zwyczajnie więcej tych pozytywnych aspektów.
Film „Ricky Stanicky” można obejrzeć na platformie Amazon Prime Video.