REKLAMA

Kto zginął w Squid Game? Czyli jak oszaleliśmy na punkcie spoilerów

Netflix się nie patyczkował, wrzucając spoilery z 4 cieszących się ogromną popularnością seriali na jeden obrazek. Na profilu facebookowym serwisu pojawiła się gra, w której komentujący mieli wskazać, którą z 6 postaci ocaliliby przed śmiercią.

czym jest spoiler
REKLAMA

Netflix za jednym zamachem zdradził, kto umiera w takich tytułach jak "Lucyfer", "Dom z papieru" czy bijący rekordy popularności "Squid Game". Post, jakże adekwatnie podpisany "zabawa dla tych z za niskim ciśnieniem" zagotował krew części komentujących - w końcu mieli w planach kiedyś nadrobić wszystkie sezony hiszpańskiego fenomenu i dowiedzieć się, o co chodzi w koreańskim hicie.

REKLAMA

Czym jest spoiler?

Chociaż z wieloma ludźmi dzielę tę samą narodowość, ten sam język i posługujemy się podobnym kodem kulturowym, to coraz częściej nie możemy się porozumieć na poziomie podstawowych pojęć. Bo kiedy w recenzji piszę, że coś jest białe, to któryś z czytelników prędzej, czy później nie zgodzi się i kiedy już powołam się na słownikową definicję, to ten mi odpowie, że białość bieli jest zależna od kontekstu i kulturowych przyzwyczajeń odbiorcy, bo przecież Eskimosi znają wiele odcieni, a ja jestem niedokształcony.

Podobnie jest ze słowem "spoiler", bo to teoretycznie każda treść odnosząca się do fabuły utworu, której poznanie może zepsuć przyjemność z odbioru dzieła.

Ale, jak wspomniałem, to tylko teoria. Z praktyką bywa różnie. Zawsze znajdzie się ktoś, kto zakrzyknie: "Spoiler!" w najmniej oczekiwanym momencie. Na przykład wtedy, gdy – autentyk – w recenzji filmu biograficznego pojawi się informacja, że osoba, o której obraz opowiada, już nie żyje.

Strach ostatnio w mediach społecznościowych gębę otworzyć.

Trudno przewidzieć, czy samo poinformowanie o produkcji nowego odcinka nie zepsuje komuś frajdy z oglądania wcześniejszych. Gdyby podejść do tematu z perspektywy najbardziej zajadłych przeciwników spoilerów, to znaleźlibyśmy się w punkcie, w którym wcale nie dałoby się rozmawiać, ani napisać jakiegokolwiek tekstu, żeby nie popsuć komuś zabawy. Wyobraźcie sobie jak wyglądałaby najbardziej zachowawcza zajawka Titanica.

I tu dochodzimy do kolejnego punktu. Ile czasu musi minąć od premiery, żeby można było o niej rozmawiać? Rok, dwa lata, dziesięć lat, trzydzieści, sto? Możliwe, że ktoś nie przeczytał Biblii, bo dowiedział się na lekcji języka polskiego, że Nowy Testament kończy się zmartwychwstaniem. Może mówienie, że Józef K. z Procesu Kafki w końcu umiera, też jest zepsuciem fabuły i suspensu? A może powinniśmy ukrywać fakt, że Vader to ojciec Luke'a i Lei? Wszak minęło dopiero kilkadziesiąt lat!

Powiedzmy sobie jasno, że kto w ciągu siedmiu lat nie zobaczył Gry o tron czy House of Cards, nie ma prawa narzekać, że inni mu psują zabawę. Może sam sobie jest winien, że odpuścił kilka kulturowych fenomenów, kiedy akurat były one na topie. Nikt mi przecież nie powie, że nie powinniśmy mówić o śmierci Neda Starka, bo ktoś przez ostatnie lata ukrywał się piwnicy i nie powinienem psuć mu zabawy.

REKLAMA

Mówienie: "nie rozmawiajcie o tym, bo nie chciało mi się tego filmu jeszcze zobaczyć" - nie jest grzeczne.

Przed erą rozbuchanej informacji, aby móc uczestniczyć w życiu kulturalnym i wejść na intelektualne salony, należało wiedzieć, co jest modne i popularne. Było to trochę snobistyczne, ale w pewnym sensie uzasadnione. Dzisiaj jest inaczej. Nie znając popularnych fabuł, nie doświadczymy raczej wykluczenia, ale musimy liczyć się z tym, że niechciane informacje mogą nas zbombardować.

A rozwiązanie tego problemu? Czytać, oglądać, słuchać. I dyskutować z głową.

Tekst po raz pierwszy został opublikowany w grudniu 2017.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA