To koniec „Lucyfera”. Jego szósty sezon był definitywnie ostatnim, co niesie za sobą różne konsekwencje. Dopięto wszystkie wątki, ale nie wszystkim ten stan rzeczy się podoba. Zebrałem największe zawody fanów. Czy wszystkie są słuszne?
W piątek na Netfliksie wylądowały finałowe odcinki diablo popularnego serialu z Tomem Ellisem. Moim zdaniem ostatni sezon był świetny... jako ostatni sezon serialu, ogólnie mówiąc. Dostarczył anielskie zastępy fan service'u, motywy, które przyjęły się w ostatnich latach i romanse, które pokochali widzowie. I przede wszystkim miał zakończenie, które nie pozwala na dokrętki i ciągnięcie tego w nieskończoność.
Nie da się jednak dogodzić wszystkim. Jedne rzeczy nie do końca wypaliły, drugie były naciągnięte, pozostałe pominięte. Niektórzy widzowie wręcz twierdzą, że ostatni sezon kompletnie się nie udał i jest niepotrzebny. Przenalizujmy, co jest nie tak z 6. sezonem „Lucyfera”. Nie muszę chyba dodawać, że ten artykuł to jeden wielki spoiler.
Finałowy sezon „Lucyfera” – co jest nie tak z zakończeniem serialu?
1. Przybycie córki z przyszłości (WTF?)
Chyba nikt nie lubi nagłego pojawiania się członków rodziny, o których wcześniej nawet nie wspomniano. To patent rodem z „Mody na sukces”. Rory, czyli córka Lucyfera i Chloe, była właśnie takim prostym zabiegiem na stworzenie praktycznie całej fabuły 6. sezonu. To zresztą nowy popularny zwrot akcji, który powoli staje się nużący – trochę jak z tym, że cała historia przyśniła się głównemu bohaterowi albo to, że jedna z postaci to wytwór jego wyobraźni. Zauważyła to internautka komentujących moją recenzję.
„Arrow”, „Flash”, a teraz Lucyfer. Co ich łączy? Wszyscy mają wściekłe, nastoletnie córki (odpowiednio: Mia Queen i Nora West-Allen – red.) z kompleksem nieobecnego tatusia i pojednanie w przeskoku czasowym :D! Podoba mi się serial i zakończenie, ale naprawdę scenarzyści mogli odrobinę się pomęczyć i wymyślić bardziej oryginalny wątek przewodni a nie kopiować po raz trzeci
— napisała Karolina.
2. Lucyfer był królem Piekła, a „nie mógł” go opuścić
We wcześniejszych sezonach Lucek podróżował sobie po zaświatach jak chciał i kiedy chciał. Tymczasem na koniec, gdy jego przeznaczeniem było zostać piekielnym terapeutą, nie opuszczał swojego królestwa. Chloe musiała więc sama wychowywać Rory. Ma to jednak związek z paradoksem czasowym – inaczej diametralnie zmieniłby przyszłość, co mogłoby się dla wszystkim skończyć fatalnie. Strasznie to przekombinowane, ale w sumie dość pomysłowe.
Rory przybyła z przyszłości z myślą zabicia Lucyfera. Była na niego wściekła, bo ją zostawił. Gdyby jednak nie cofnęła się w czasie, ten nie poznałby swojego powołania – miał przerywać piekielne pętle i pomagać w ten sposób duszom przenosić się do Nieba. Musiał się więc poświęcić i nieść światło (jak nakazuje jego imię) w dawnym królestwie. Nie mógł mieć przez to żadnego kontaktu z córką, bo ta nie miałaby mu tego za złe, nie wróciłaby do punktu wyjścia 6. sezonu i nie podpowiedziałaby mu tego rozwiązania. Zmieniając w ten sposób jej przyszłość, nienawidziłaby go po wsze czasy, bo nie poznałaby prawdy.
3. Trixie potraktowana po macoszemu
Seriale w przeciwieństwie do filmów, mają dużo czasu antenowego na wielowątkowość. Córka Chloe i Dana przewijała się przez wszystkie sezonu i miała stosunkowo spore znaczenie dla fabuły. W szósty sezonie została potraktowana dosłownie po macoszemu, a cała uwaga skupiła się na Rory. Tak jakby zapomnieli o niej nie tylko twórcy, ale i serialowi rodzice. Początkowo myślałem, że po prostu aktorka nie chciała już dłużej grać w „Lucyferze” (sic!), ale zjawia się na sam koniec. Podobnie jaki Charlie – półanielskie dziecko Lindy i Amenadiela.
4. Przemilczane rozstanie Lindy i Amenadiela
Amenadiel i Linda mieszkali razem i opiekowali się swoim bobasem – w poprzednim sezonie rodzinnych scenek było aż nadto. W tym sezonie ich związek tak jakby nagle rozpadł się. Przecierałem oczy ze zdumienia, gdy nagle zobaczyłem, że Linda przygruchała sobie kochanka. Najwyraźniej ich związek był na luźniejszych zasadach niż nam się wszystkim wydawało. Szkoda, że tak niespodziewanie i drastycznie go ucięto bez żadnego wyjaśnienia. Nie było też jakoś specjalnie pokazane jak się żegnają i jak będzie wyglądać ich dalsza relacja, a przecież stanowili kluczowe postacie całego serialu.
5. Pojawienie się mściwego i wkurzającego Francuza
Nagłe wykreowanej nowej postaci jaką była Rory to i tak małe piwo przy Vincencie Le Mecu (to ona zabiła Dana w poprzednim sezonie). Wyskoczył jak Filip z konopii i był moim zdaniem najbardziej naciąganym szwarccharakterem w tym sezonie. Nie dość, że był na maksa irytujący, to do tego gdzieś za kulisami porwał obdarzoną supermocami córkę Lucyfera. Z perspektywy scenopisarskiej to bardzo tani chwyt.
Wciśnięty na sam koniec antagonista Francuzik ni z gruchy ni z pierduchy nagle potrafi z ekipą łapać anioły. W dodatku takie, które są DOSŁOWNIE chodząco-latającą bronią. Nagle jedno podsłuchanie rozmowy bohaterów zmieniło go w łowcę istot niebiańskich. W ogóle ten „downgrade” aniołów w tym serialu czasem ten serial po prostu psuje i zmienia w jakiegoś głupiego akcyjniaka.
— napisał TheBlur na Filmwebie.
6. Poprawność polityczna over 9000
To serial Netfliksa, więc nie mogło zabraknąć zarzutów o Black Lives Matter i feminizm. Przejawiają się w dwóch wątkach. Czarnoskóry Amenadiel został policjantem, który walczy z rasizmem wśród białych funkcjonariuszy. Do ekipy dołącza też Adam z rajskiego ogrodu (nagłe pojawianie się postaci to znak rozpoznawczy serii), który jest przedstawiony w złym świetle, a Ewa staje się wyzwoloną kobietą, która kocha inną kobietę.
Adam - męski ultra-szowinista, dzban, dureń (generalnie serial obraża facetów na każdym kroku, np. przez dialog córki x z Maze: „Lucyfer to tylko facet, my jesteśmy bardziej rozwinięte”), płaczący Dan, płaczący gość z kliniki, płaczący przestępcy)
— napisał użytkownik Wykopu.
Ewa - silna kobieta
Wątki rasizmu wobec biednych czarnych wspominane w każdym epizodzie, cała policja jest rasistowska (Serio? policjanci w USA nie lubią tego)
Dużo trans, dużo LGBT, czarny zostaje Bogiem, znowu… już daliby Azjatę
O ile pierwszy motyw mógł się wydawać dla niektórych przegięty (biały gliniarz rozkazujący strzelać do czarnej, bezbronnej, kucającej i podnoszącej ręce kobiety, którą uratowali czarni policjanci i stają w jej obronie), o tyle drugi wyszedł całkiem uroczo - na przekór Staremu Testamentowi, a jednocześnie bardzo współcześnie i humanistycznie. I litości, już wcześniej pojawiały się takie tematy, więc nie wiem skąd nagle takie zdziwienie.
7. Nie było słitaśnego happy endu
Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby Lucyfer został Bogiem. Widziałem komentarze widzów, którzy nastawiali się na właśnie takie, przyjemne zakończenie, ponieważ wszystko do tego zmierzało. Po co w ogóle w takim razie była ta cała walka w 5. sezonie o niebiański tron? Władcą wszystkiego stał się jednak jego brat Amenadiel, który zaczął rządzić jako w niebie, tak i na ziemi. W innym wypadku, kto zajmowałby się tymi złymi duszami w Piekle? Miała to robić Mazikeen, ale również się rozmyśliła i wolała łapać bandziorów z Ewą. Tak musiało się stać.
Wydaje się jednak, że wymyślone przez twórców serialu zakończenie było najciekawsze, bo nikt się kompletnie nie spodziewał takiego finału. Chloe po śmierci dołączyła do Lucyfera w jego ponadczasowej misji, podobnie jak i pewnie Rory, która była aniołem, więc mogła bez przeszkód do nich przylecieć. Wszyscy więc żyli długo i szczęśliwie... w Piekle.