REKLAMA

Marvel dawno nie był tak kozacki. Gunn w swoim stylu żegna się ze "Strażnikami Galaktyki"

James Gunn ma mentalność 14-latka. I nie chodzi tylko o to, że na Twitterze odpowiada internautom żartami o twojej starej. Jego filmy ociekają gówniarskim humorem, czego najlepszym przykładem jest "Legion Samobójców: The Suicide Squad" i jego serialowy spin-off "Peacemaker". W "Strażnikach Galaktyki 3" również się nie hamuje, przez co mocnym uderzeniem żegna się z Marvelem.

strażnicy galaktyki 3 recenzja marvel
REKLAMA

Dołącz do Disney+ i zacznij oglądać głośne filmy i seriale.

Nie spodziewajcie się łzawego pożegnania, ani hołdu złożonego ukochanym postaciom, jak to miało miejsce w "Czarnej Panterze: Wakandzie w moim sercu". James Gunn to chłopak z Tromy - wytwórni specjalizującej się w filmach, w których tańsze od humoru są tylko efekty specjalne. Nawet kiedy wielkie wytwórnie rzucają w niego milionami dolarów na superbohaterskie widowiska, nigdy się od swoich korzeni nie odcina. Choć trzeba przyznać, że w Marvelu trochę pazur stępił. Niemniej pierwsi "Strażnicy Galaktyki" byli dla MCU czymś odświeżającym. W trójce reżyser podkręca wszystko to, za co tak pokochaliśmy tę serię.

Akcja "Strażników Galaktyki 3" rozgrywa się gdzieś poza metanarracją MCU. W przeciwieństwie do "Ant-Mana i Osy: Kwantomanii" nie ma nas po prostu przybliżać do nowej części "Avengers". Tytułowi (anty)bohaterowie dryfują sobie na swoim Knowhere gdzieś w kosmosie, aż ich spokój zakłóca pewien złoty typ. Adam Warlock próbuje porwać Rocket Racoona, ale zamiast tego mocno go rani. Gadającego zwierza nie uleczy się jednak bez kodu rozbrajającego zabezpieczenia w jego wnętrznościach. Quill wraz z resztą ekipy rusza więc na jego poszukiwania.

Czytaj także:

REKLAMA

Strażnicy Galaktyki 3 - recenzja nowego filmu Marvela

Jak to już w serii bywa, akcja przyjmuje wymiar osobisty. To nie jest kolejny film MCU spod znaku "złol atakuje, więc superbohaterowie się bronią". Podobnie jak Quillowi w "Strażnikach Galaktyki 2", Rocket Racoonowi przyjdzie zmierzyć się ze swoim dziedzictwem. Reżyser retrospekcjami przybliża nam jego tragiczne losy - od królika doświadczalnego, po pyskatego szopa, który ciągle podkreśla, że szopem nie jest. Dzięki temu Gunn może tu przybić swój autorski stempel, ponownie opowiadając o rodzinie. Nie takiej zwykłej, ale takiej, co sami ją sobie wybieramy - jej członków nie wiąże krew, tylko przyjacielska zażyłość.

Strażnicy Galaktyki: Volume 3 - zwiastun - MCU - premiera

Tym razem Gunn rezygnuje z patosu, któremu pozwolił przejąć kontrolę nad drugą częścią serii. Zdarza mu się uderzać w poważniejsze tony, uciekać w sentymentalność, aby przetargać nas emocjonalnie, wymusić łezki spływające po policzku. Przybiera to jednak formę droczenia się z widzem, bo tuż za rogiem czai się rozładowujący napięcie humorystyczny wtręt. W ten sposób obsesje reżysera wybrzmiewają tu bez zbędnej ckliwości. Chociaż Quill maślanymi oczkami spogląda na Gamorę, z rozrzewnieniem wspominając dawny związek, melodramatyzm sprowadza się do przedszkolnych przekomarzanek. Potężny i mający budzić postrach Adam Warlock okazuje się natomiast rozpieszczonym bachorem z mommy issues, a Drax prezentuje swoje umiejętności posługiwania się środkami stylistycznymi, puentując poetycką metaforę żartem o kupie.

W "Strażnikach Galaktyki 3" Gunn rozpływa się w gimnazjalnym z ducha humorze, zmieniając go w pełnoprawny środek wyrazu. Rozsmakowuje się przez to w naddatku, uciekając w liczne anegdoty. Można się kłócić, czy w uzasadniony sposób przepakowuje swój film wątkami pobocznymi, czy wszystkie linie narracyjnie zostają odpowiednio rozwinięte, czy postacie nie są przez to zbyt płaskie. Kto by się tym jednak przejmował, skoro dzięki tym wkrętom, w MCU po raz pierwszy w historii pada f-bomba.

Czytaj także: To koniec grzecznych superbohaterów? W nowym filmie Marvela usłyszymy przekleństwo

Może i Gunn rozmienia się tu na drobne, ale robi to w imię dobrej zabawy.

REKLAMA

Lubi przy tym przywdziewać maskę ironicznego publicysty, kiedy każe bohaterom rozmawiać na tak przyziemne tematy jak nepotyzm. Nawet jeśli przemawia przez niego cynizm, to wszystkie gorzkie znaczenia przekazuje z zadziornym uśmiechem na ustach, przekraczając granice absurdu. Dlatego na stworzonej przez antagonistę planecie mającej być ulepszoną Ziemią (nazywa się Antyziemia) gość z głową ośmiornicy sprzedaje narkotyki dzieciakowi z głową karalucha.

"Strażnicy Galaktyki 3" to takie The Best Of James Gunn, ale ograne hity podrywają tu do tańca z zupełnie nową mocą. Ten ewidentnie świeży zapał wylewa się z każdej sceny. I owszem, wszystko odbywa się zgodnie z wymogami MCU, czyli prócz tego, że jest śmiesznie, ma być jeszcze szybko i kolorowo. Film wypełnia więc widowiskowa akcja. Dawno jednak ta orgia CGI i cała marvelowska przesada nie były tak angażujące. Dlatego bohaterom, którzy za każdym razem, gdy zrobią coś odjechanego, pytają, czy wyglądali przy tym kozacko, należy zbiorczo odpowiedzieć, że tak. W "Strażnikach Galaktyki 3" cały czas jest kozacko.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA