Jeden z najlepszych współczesnych seriali powraca z finałowym sezonem. "Sukcesja" spełniła moje oczekiwania z nawiązką
Wychwalana przez publiczność "Sukcesja" od HBO z sezonu na sezon konsekwentnie podnosiła sobie poprzeczkę. Oczekiwania względem czwartej, finałowej odsłony są wobec tego - siłą rzeczy - niebywale wysokie. Z tym większą radością donoszę, że otwarcie nowej serii ma wszystko to, co w opowieści o rodzinie Royów najlepsze. A nawet więcej.
OCENA
Seans trwającego ponad godzinę pierwszego epizodu 4. sezonu "Sukcesji" utwierdza w przekonaniu, że czeka nas godne zamknięcie tej bezbłędnie napisanej opowieści. Siłą serialowej kroniki rodziny Royów - czy też, uściślając, nieustającej wewnętrznej walki o względy ojca i wpływy w firmie - są przede wszystkim błyskotliwe, ale nieprzerysowane słowne potyczki, szekspirowski duch, który unika przesadnego dramatyzmu oraz złożone postacie, które kochamy nienawidzić. Na całe szczęście "Sukcesja" wciąż to wszystko w sobie ma.
Na przestrzeni trzech dotychczasowych sezonów bohaterowie kreowali rozmaite sojusze i konflikty. Rodzeństwo Royów, dziedzice bezwzględnego Logana, skacze sobie do gardeł, aby w pewnym momencie złączyć siły i ugrać coś dla siebie. Czy którekolwiek z nich ma szansę pobić ojca w jego własnej grze? Czy w ogóle ktokolwiek ma szansę wygrać tę wojnę, w której każdy zmuszony jest poświęcić relacje z najbliższymi? W której najpewniej nikomu nie można zaufać? W tego typu opowieściach większość postaci czeka ponury finał. A zresztą - innego sobie dla "Sukcesji" nie wyobrażam. W najbliższych tygodniach prześledzimy emocjonujące potyczki, które doprowadzą do starcia ostatecznego. Do boju, Kendall.
Czytaj także:
Sukcesja, sezon 4. - pierwsze wrażenia
Zawarty niespodzianie pod koniec poprzedniej odsłony sojusz rodzeństwa Royów nie przyniósł oczekiwanych skutków. Logan Roy raz jeszcze udowodnił, że nie sposób przyprzeć go do ściany - zawsze znajdzie wyjście z zaistniałej sytuacji. Czy to dzięki miksowi bezwzględności, doświadczenia i inteligencji, czy to dzięki wsparciu innych - w najbliższym otoczeniu, firmie i branży nie brakuje przecież osób, które wręcz marzą o tym, by przypodobać się CEO Waystar Royco i, jeszcze lepiej, zaskarbić sobie jego wdzięczność.
Co dalej? Wolę oszczędzić wam zarysu fabuły, bo już sama sugestia co do obranego przez scenarzystów kierunku może zdradzić zbyt wiele, a w efekcie nieco zrujnować efekt. Musicie jednak wiedzieć, że czeka was najpewniej najintensywniejsze z doświadczeń w historii tego tytułu - oto nadciąga festiwal nowych ekscytujących wątków, fabularnych wolt, nieznanych i znaczących szczegółów dotyczących przeszłości Royów oraz zaskakujących tonów emocjonalnych. Jeśli ktoś obawiał się, że formuła serialu na poziomie 4. sezonu z pewnością się wyczerpie, uspokajam: twórcy doskonale wiedzą, na czym opiera się sukces "Sukcesji", ale zdają sobie sprawę, że widownia potrafi łatwo się zniechęcić.
W związku z tym wpuścili do produkcji HBO odrobinę świeżego powietrza - uwielbiane elementy przeplatają się z nowymi, trafionymi pomysłami. Zawrotne tempo nie męczy, ale zagęszcza emocje; błyskotliwy (i czarny jak smoła) humor sytuacyjny przeplata się z mroczną atmosferą niepokoju. Postacie ewoluują i nic, przez co przeszły w przeszłości, nie jest teraz bez znaczenia. Przeciwnie - wydarzenia z wcześniejszych sezonów pozostawiły trwałe ślady, zadrapania i blizny na charakterach. Stanowią też racjonalną i wiarygodną podbudowę tego, co - jak na razie - dzieje się w finale. Właśnie tak wygląda wzorowe scenopisarstwo. Czeka nas wielki epilog.
Oglądajcie.