Na przełomie I i II kwartału 2007 roku na ekrany kin mają powrócić znani i lubiani żółwie Ninja! Z tej okazji francuski koncern Ubisoft postanowił stworzyć grę na podstawie tegoż filmu (tym razem w całości komputerowego!). Do tej produkcji podszedłem - po średnio udanych "żółwiach" Konami - sceptycznie i z obawą, co może z tego wyniknąć, nawet jeśli odpowiadają za to ludzie, którzy maczali palce w największych hitach Ubi. Lecz sama myśl, że może być to powrót - Donatella, Leonarda, Raphaela i mojego ulubieńca Michelangela - nade wszystko udany, nie pozwala mi spać spokojnie; nareszcie pod koniec lutego dane mi było się przekonać - w sieci ukazało się małe demko (ważące niespełna 250 MB), nie mogłem patrzeć na to obojętnym okiem - od razu zabrałem się za zassysanie!
"Operacja pobieranie" zajęła tyle czasu, co przejście wersji demonstracyjnej. Ale po kolei... Standardowo wita nas logo Ubisoftu oraz aż nadto konsolowe menu tytułowe (sami możecie zobaczyć na jednym ze screenów). W zasadzie żadnych opcji do wyboru nie mamy (oprócz "jasności"), konfigurację klawiszy gra nam sama ustawia. Jedynie przed pierwszym uruchomieniem TMNT wybrać możemy rozdziałkę. Hehe, mam tylko nadzieję, że w pełnej takiej "biedy" nie będzie. W końcu to demko, a na dodatek skromne, więc czego tu oczekiwać? :)
Pora rzec słów kilka na temat zawartości tej wersji. Niestety, o dużej ilości etapów zapomnijcie, do rąk oddano nam tylko jeden poziom (treningowy), do tego ograniczony czasowo (gra sama wyłącza się po upłynięciu kilku minut), bo jak inaczej wytłumaczyć "urywanie się" gry?
Zabawę zaczynamy jako jeden z czwórki (później będziemy mieli dostęp do całej żółwiej ekipy). Po pierwszych skokach, wspinaczkach, bieganiu po ścianach niczym Książę z Persji skosztujemy bitki ze zgrają braci-bliźniaków-bałwanów z Klanu Stopy. Walki dają największą frajdę! Ciosów, jak zauważyłem, może nie jest za wiele, ale combosy są rozbudowane i efekciarskie! Każdy z żółwi ma swoj unikatowy wachlarz uderzeń. Donatello wycina w pień wszystkich i wszystko zwykłym kijem, Michelangelo za pomocą nunchaku kładzie na łopatki oprychów, obracając się błyskawicznie wkoło nich (co widać na obrazku), Leonardo szybkimi ruchami wbija miecze w plecy wrogów, a Raphaelo z użyciem dwóch sai, bedąc w "pasztecie", dokopuje pozostałym rzezimieszkom. Bywają sytuacje, w których wręcz wymagana jest kooperacja między nimi. Żółwie Ninja spisują się nie tylko w pojedynkach! Wbiegają niczym "parkourowcy" na wysokie mury, odbijają się od nich i lądują, jak kot, na czterach łapach, przy okazji zbierając złote monety.
Gra nie jest wybitnie efektowna i brak w niej nowoczesnych graficznych fajerwerków, ale oprawa wizualna prezentuje się przyzwoicie i mile dla oka. Troszkę zalatuje użyciem "cell-shadingu", ale efekt jest jak najbardziej pozytywny. Detale budynków są również na znośnym poziomie. Wymagań sprzętowych też nie ma specjalnie kosmicznych - ani razu nie zacięła się, ani nie zwolniła. Jednakże posiadacze Geforce'ów 2/4 MX nie pograją - w PC musi się znaleźć karta zgodna z min. Pixel Shader 1.1. Animacja żółwich bohaterów, jak i przeciwników jest OK, może nie zachwyca jak w serii Prince of Persia, ale postacie poruszają się naturalnie i płynnie. Dodam jeszcze, że naprawdę ciekawie ukazano filmiki - w formie komiksu (takie zagranie było już wykorzystane w paru tytułach, choćby w starej, ale nadal jarej XIII i w paru innych, których nazw chwilowo przypomnieć sobie nie mogę [ot np. w słynnej historii nowojorskiego gliny o wdzięcznym tytule "Max Payne" - mCrvn]).
Dźwiękowo TMNT ujdzie w tłoku. Szczególnie do gustu przypadł mi głos szczurzego bossa - Splintera, który często udziela nam cennych rad. W trakcie gry słyszymy też odzywki naszych braci oraz przyjemną dla ucha muzykę. Nie jest ona jakoś znakomita, ale przynajmniej nie nudzi się po 10 minutach.
Wojownicze Żółwie Ninja nie chwyciły mnie za serce ani nie wywołały u mnie ślinotoku. Chwile jakie spędziłym przy demku nie były stracone, zdecydowanie lepiej bawiłem się przy nowej gierce Ubisoftu, aniżeli grach Konami z zielonymi bohaterami w roli głównej. W sumie, jest to dość strawna gra akcji z dużą dozą elementów zręcznościowych - można się przy niej zrelaksować, bo walki nie są jakieś arcytrudne, jedynie ździebko irytować może przypadkowa śmierć żółwi, gdyż zdarza się nie doskoczyć do danego miejsca albo nacisnąć niechcący nieodpowiedni klawisz. Z checią zagram w pełną wersję, która wyląduje na dyskach komputerów większości cywilizowanego świata już w połowie marca, zaś na polskich dopiero w kwietniu. TMNT zawita też na praktycznie każdą dostępną konsolę - nieważne, czy starej, czy nowej generacji.