REKLAMA

Czy "Venom" to young adultowy antybohater? Oceniamy książkowy hit Aleksandry Kondraciuk

Kolejna książka young adult zawojowała rynek wydawniczy i wbrew pozorom nie jest to historia o postaci ze świata Marvela. To po prostu kolejna opowieść, która w wielu aspektach nie różni się niczym od pozostałych pozycji z tak popularnego obecnie gatunku. Mimo dobrze znanych schematów, w które wpisuje się "Venom" Aleksandry Kondraciuk, tytuł spodoba się młodym fanom kryminałów i budzi apetyt na lekturę kolejnej części.

venom recenzja ksiazki young adult aleksandra kondraciuk
REKLAMA

"Venom" z pewnością przykuł uwagę fanów Marvela, którzy doskonale znają uniwersum "Spider-Mana" i jego największego wroga. Książka Aleksandry Kondraciuk, która ukazała się w minionym roku nakładem wydawnictwa NieZwykłe, oprócz tytułu nie ma jednak z superbohaterskim światem nic wspólnego, a jej jakość zupełnie nie idzie za popularnością. Mimo pewnych nieścisłości fabularnych, schematycznych postaci i do pewnego momentu przewidywalnej fabuły, "Venoma", wbrew tytułowi, young adultowym antybohaterem nazwać nie można. Choć nie można powiedzieć, że książka jest powiewem świeżości wśród wzbudzających zainteresowanie młodych czytelników powieści, to można pokusić się o stwierdzenie, że autorka otworzyła lufcik i wpuściła do gatunku odrobinę rześkiego powietrza.

REKLAMA

Venom - recenzja książki z gatunku young adult Aleksandry Kondraciuk

Bohaterką powieści jest 17-letnia Vivian Davis i, jak nietrudno się domyśleć, nie jest ona przeciętną nastolatką. Jakiś czas po przeprowadzce do Malibu siostra Vivian, Allison, zostaje zamordowana, a policja z jakiegoś powodu wstrzymuje śledztwo. Lokalne organy ścigania niebyt dobrze radzą sobie bowiem z poważniejszymi sprawami i przerywają dochodzenie licząc na to, że zdarzenie w końcu odejdzie w zapomnienie; nawet ojciec ofiary, Charlie, który jest funkcjonariuszem policji, przestaje wierzyć w to, że sprawca zostanie odnaleziony. Jedyną osobą, która pragnie odkryć tożsamość mordercy Allison za wszelką cenę jest oczywiście jej siostra.

Nastoletnia Vivian wpada zatem na szalony pomysł i bierze sprawy w swoje ręce. Wygląda na to, że szczęście jej sprzyja, ponieważ do Malibu wrócił owiany złą sławą przestępca - Venom. Chłopak, któremu z jakiegoś powodu nie można niczego udowodnić, jest nieuchwytny i skutecznie ukrywa się przed amerykańską policją. Vivian postanawia go odnaleźć i poprosić, by pomógł jej odnaleźć mordercę Allison. Venom stawia jednak warunek, na który dziewczyna nie jest gotowa, podobnie jak na uczucie, które się między nimi zrodzi.

 class="wp-image-2548240" width="404" height="591"

Nudy. To wszystko już było.

Choć trzeba przyznać, że na pierwszy rzut oka fabuła brzmi całkiem zachęcająco, ale o tym później. Co nie zagrało? Po pierwsze - postaci. Wszyscy główni bohaterowie są zbudowani według schematu, który jest dobrze znany choćby z serii "Start a Fire" (swoją drogą następnym razem trzeba by zagrać w bingo podczas lektury).

Zwyczajna, nieśmiała i cicha dziewczyna, która przeprowadziła się do nowego miasta i woli pozostać niezauważona - jest. Jej szalona, głośna przyjaciółka, która często pakuje się w kłopoty, jest piękna i ma za sobą już kilka rozterek miłosnych - mamy to. Chłopak, typ spod ciemnej gwiazdy, który jest żywo zainteresowany główną bohaterką (oczywiście początkowo bez wzajemności) - obecny. Oprócz tego cała gama przedstawicieli kolegów i koleżanek ze szkoły, czyli plotkarz, szkolna piękność i nieodstępujące jej na krok głupiutkie koleżanki. Nieciekawe to jest po prostu. Trudno przebrnąć przez większą część "Venoma" bez wrażenia, że coś takiego już gdzieś było.

Bohaterów można ostatecznie przełknąć, ale nieścisłości fabularne - już nie.

W tego typu powieściach oczywiście muszą pojawić się podobni bohaterowie i motyw hate-love - przecież właśnie dlatego stały się one takimi hitami. Nie można jednak wybaczyć nieścisłości w fabule, które sensu nie mają za grosz i służą jedynie temu, by jakkolwiek usprawiedliwić konkretne wydarzenia. Przykład: wszyscy wiedzą, jak wygląda Venom. Zgadnijcie, kto nie wie. Bingo - policja. No bo przecież w tych czasach nikt nie ma telefonu, by zrobić mu zdjęcie i dostarczyć władzom.

Przy tym należy wspomnieć o nielogicznie podejmowanych przez Vivian decyzjach. Pomijając fakt, że organy ścigania z jakiegoś powodu wstrzymują śledztwo, to skoro dziewczyna (i kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt innych osób w Malibu) wie, jak wygląda Venom, to, na miłość boską, dlaczego nie pójdzie z tym na policję, by chłopak mógł złożyć zeznania i oczyścić się z zarzutów?

Po raz kolejny mamy również do czynienia z natłokiem przekleństw, które rzucają się w oczy i wzbudzają ciarki żenady, ponieważ są nie do końca uzasadnione. Pojawiają się sytuacje, w których bohaterowie prowadzą samochód pod wpływem alkoholu, znacznie przekraczają prędkość i biorą udział w nielegalnych wyścigach samochodowych (musi być przecież jakaś przestępcza nutka).

Głos w głowie bohaterki to jeden z elementów, który jest powieści zupełnie niepotrzebny.

Autorka zdecydowała się na poprowadzenie narracji pierwszoosobowej z wyróżnionymi kursywą wstawkami, które mają zasygnalizować, że są to jej myśli lub wspomnienia. I o tyle, o ile da się to zaakceptować w przypadku krótkich kwestii, to dłuższe fragmenty mogły zostać zręcznie wplecione w czas "tu i teraz". Jeśli chodzi o język - jest on prosty i zrozumiały dla młodszych czytelników, choć często zdania są bardzo długie, a to sprawia, że w niektórych momentach brakuje dynamiki.

O literaturze young adult przeczytasz więcej na łamach Spider's Web:

REKLAMA

"Venom" ma jednak swoją dobrą stronę - nie wszystko kręci się wokół imprez. Tak, jak to było w przypadku choćby "Clone" czy "Start a Fire", tutaj czytelników przyciąga tajemnica i kryminalna sprawa. Chodzi przecież o to, by znaleźć mordercę Allison. Przyznam szczerze, że pojawił się w książce zaskakujący motyw, który niestety został dosyć banalnie wyjaśniony. I choć powieść Aleksandry Kondraciuk ma swoje wady, to jej niesłabnąca popularność sprawi, że czytelnicy chętnie sięgną po drugi tom cyklu. Trzymam kciuki, by okazał się być nieco lepszy.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA