REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. VOD
  3. Netflix

3. sezon "Wiedźmina" jest znacznie wierniejszy książkom, ale różnic i tak jest sporo. Zebraliśmy najważniejsze

3. sezon "Wiedźmina" Netfliksa - a przynajmniej jego pierwsza część, którą możemy już znaleźć w ofercie serwisu - jest zdecydowanie bliższa książkom, niż bulwersująca fanów poprzednia odsłona. Nie oznacza to jednak, że modyfikacji brakuje: wciąż jest ich całkiem sporo. Wyłaniamy największe różnice między nowymi odcinkami a materiałem źródłowym autorstwa Andrzeja Sapkowskiego.

29.06.2023
21:12
wiedźmin 3 sezon netflix różnice książka serial premiera
REKLAMA

Uwaga, spoilery.

Serialowy "Wiedźmin" powrócił z 3. sezonem. Widać pewną poprawę: nowa odsłona nie pluje na książki i - zgodnie z obietnicami twórców - czerpie z nich znacznie, znacznie częściej. Rzecz w tym, że i tak je spłyca i zdaje się zupełnie nie pojmować ich ducha. Twórcy nawarzyli sobie piwa: widać, że chcieliby dla odmiany nieco przypodobać się fanom, w związku z czym nie odbiegają zanadto od ustalonej w „Czasie pogardy” głównej osi fabularnej (do której i tak musieli wrócić przy założeniu, że serialowa opowieść ma zmierzać do książkowego finału). Niestety, wszystkie tamte scenariuszowe przeobrażenia siłą rzeczy odbijają się echem w nowej odsłonie - w końcu nie sposób zachować wiarygodną ciągłość ekranowego uniwersum całkowicie odcinając się od tego, co pokazano poprzednim razem.

Jakkolwiek tym razem konwersji jest zauważalnie mniej, twórcy wciąż nie mogli powstrzymać się przed „wzbogacaniem” oryginalnej historii. Ewidentnie zależało im na poszerzeniu skali treści politycznych oraz rozmaitych intryg i spisków. Pierwszy element kuleje, bo rozstawianie pionków w drugim sezonie i klarowne nakreślenie tła zostało wyparte przez perełki pokroju leszego w Kaer Morhen. W efekcie widzowie, którzy książek nie znają, mogą mieć poważny problem, by połapać się w oceanie nowych imion i nazw krajów - przerzucenie z płycizny na głębszą wodę najpewniej nie poskutkuje zwiększeniem poczucia wagi konfliktu, a raczej nabraniem dystansu.

W 3. sezonie pojawia się zatem sporo nowych wątków i postaci, ale znacznie mniej konceptów podważających logikę wiedźmińskiego świata - na szczęście! Pochylmy się zatem nad największymi modyfikacjami w pierwszej części trzeciego rozdziału.

REKLAMA

Wiedźmin, 3. sezon: największe różnice między serialem a książką

Wiedźmin, sezon 3.

W drodze do Aretuzy

W oryginale Yennefer i znajdująca się pod jej opieką Ciri jadą do Gors Velen i dalej na Wyspę Thanedd. W Hirundum spotykają się z Geraltem. Yennefer zamierza oddać Ciri do Szkoły Czarodziejek - Aretuzy. W tym czasie na Thanedd ma odbyć się wielki zjazd magów.

To założenie fabularne jest realizowane również w serialu, rzecz w tym, że tutaj Lwiątku i Yen towarzyszy również Geralt - co jest naturalną konsekwencją przeobrażeń dokonanych w serii drugiej. Wiedźmin jest ponury, burczący i gburowaty; wciąż jeszcze nie wybaczył czarodziejce uprowadzenia Cirilli. Bohaterowie wędrują z miejsca na miejsce, umykając przed nasłanym przez różne stronnictwa pościgiem bądź po prostu krwawo rozprawiając się z prześladowcami. Owszem, w końcu się rozdzielają, jednak mają sporo czasu dla siebie. Ten jeden element wybrzmiał - w moim odczuciu - całkiem nieźle. Postacie miały okazję pobyć we trójkę, jeszcze bardziej się ze sobą zżyć, funkcjonować w czymś przypominającym rodzinę. Dzięki temu przyszłe wydarzenia (fani książek wiedzą, co mam na myśli) mogą nabrać emocjonalnej intensywności.

Cahir, Jaskier i inni bohaterowie

Uwięziona Fringilla robi za testera win - sprawdza, czy nie zostały otrute. Będący w przyjacielskiej relacji z wymyśloną na potrzeby serialu postacią elfa Cahir wykańcza towarzysza na polecenie Emhyra. Sam Emhyr zwierza się przypadkowej kowalce i opowiada jej o swojej przeszłości i planach na przyszłość. Dijkstra i Filippa tkwią w dziwnej relacji z elementami sado-maso. Istredd znów ma sporo do roboty. Szpieg zleca zabójstwo królowej Hedwig, podczas gdy w książce to Filippa Eilhart zleca zabójstwo króla Vizimira. Vilgefortz jest w związku z Tissaią. Sam Vizimir, oryginalnie mądry i sprawiedliwy władca, na ekranie okazuje się dziecinnym ignorantem.

Radowid, syn Vizimira, w powieściach został królem po śmierci ojca - za jego panowania Redania osiągnęła szczyt potęgi. W serialu Radowid to kuzyn, który wdaje się w romans z Jaskrem (który z kolei sam szpieguje i pomaga w realizacji zasadzki na pewnego maga). Inna sprawa, że to jedna z niewielu modyfikacji postaci, która okazała się interesująca i pasująca do opowieści.

Żadne z powyższych zmian nie wpływają na główną oś fabularną w sposób, który wymaga kolejnych wielkich przekształceń w opowieści, a jednak generują mnóstwo nowych scen i wątków. Co jednak najważniejsze: stało się tak, że niemal żaden z bohaterów i bohaterek nie przypomina już literackiego pierwowzoru. W niektórych przypadkach mamy do czynienia z podmianą pewnych cech, w innych - z całkowitą transformacją. W gruncie rzeczy serialowego Cahira z tym oryginalnym łączy tylko imię - to przecież dwóch diametralnie różniących się od siebie facetów.

Stregobor

Fakt, że w oryginale Stregobor - mistrz iluzji, mag z Koviru - występował zaledwie w jednym opowiadaniu, a w serialu wciąż jeszcze się pojawia i odgrywa dość istotną rolę, zasługuje na wyróżnienie. W serialu Stregobor to okrutnik i rasista, którego bohaterowie podejrzewają o chęć dopadnięcia Ciri. Mag zostaje zresztą skutecznie wrobiony we wszystko to, za co w istocie odpowiadali Vilgefortz z Riencem - dlatego też niemal do ostatniej chwili odciągał uwagę Geralta i Yennefer od prawdziwego zagrożenia. Co więcej, z czarodziejem związany jest też wątek eksperymentów, wszczepiania nowych wspomnień przypominającym Ciri dziewczynkom oraz walka Geralta z nowym, przerażającym potworem. Tej sekwencji w oryginale nie znajdziemy.

Czytaj także:

Anika i wilkołak

Wątek dziewczynek prowadzi wiedźmina do przyjaciółki swojej matki, druidki Aniki. Trudno powiedzieć, dlaczego twórcy raz jeszcze zdecydowali się poruszyć kwestię pochodzenia wiedźmina, który w gruncie rzeczy nie zmienia zbyt wiele - posłużył co najwyżej wprowadzeniu postaci wilkołaka, któremu Geralt niegdyś pomógł (historia w książkach zaledwie wspomniana) i scenie, w której wiedźmin z błyszczącymi ślepiami opowiada o związanych z Visenną wspomnieniach. Nieszkodliwe (no, może odrobinę ingerujące w charakter Rzeźnika), ale i całkowicie niepotrzebne i zadziwiająco rozwleczone.

REKLAMA

Ciri i żagnica

Okej, być może ta (podobnie jak powyższa) zmiana nie należą do największych - czyli takich, które wywierają duży wpływ na inne postacie bądź rdzeń opowieści - a jednak nieco przekształca ton i sposób postrzegania Cirilli. W oryginale bohaterkę w akcji "widzimy" dopiero w czasie przewrotu na Thanedd, gdzie przede wszystkim zręcznie wymyka się prześladowcom. W serialu księżniczka wkracza do akcji znacznie wcześniej - bo już w pierwszym odcinku - i świetnie jej idzie. A poza tym, że nieźle radzi sobie z humanoidalnymi wrogami, to również potwory mają z nią problem. W powieści łodzią Pluskolca płynął sam Geralt, wypatrując żagnicy; w serialu towarzyszy mu Ciri, która przyłącza się do walki, a finalnie morduje stwora. Już na tym etapie widzimy, jak wiele nauczyła się w Kaer Morhen. A i magią potrafi sobie pomóc.

Odcinek piąty - "Sztuka iluzji" - skupia się wyłącznie na balu. Twórcy zastosowali tu ciekawy zabieg narracyjny, który pokazuje nam kilka perspektyw na rozgrywające się w danym momencie wydarzenia i rozmowy. Efekt nie jest może powalający, ale przynajmniej zadziałał dość odświeżająco. Poza wynikającym z opisanego wcześniej wątku Stregobora polowaniem na maga (a raczej poszukiwaniem sposobu na udowodnienie jego winy przed Bractwem), które umożliwiła m.in. zaaranżowana bójka Geralta z Istredeem, zmiany to redukcja mniej znaczących pogaduszek. Szkoda, bo zabrakło tu wielu ognistych wymian zdań z oryginału. Całość doprowadziła jednak do najważniejszego momentu "Czasu pogardy" - tego, co serial pokaże nam w ostatnich odcinkach. Rozpoczął się przewrót, a Geralta, podobnie jak w oryginale, dopadł Dijkstra. Jak widać, zgodnie z zapowiedziami fabuła zmierza w tym samym kierunku, co książki. Szkoda, że sama droga nie jest równie satysfakcjonująca.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA