Zaledwie kilka minut temu w serwisie Netflix wylądował nowy, 3. sezon „Wiedźmina”. Produkcja przez ostatnie lata wzbudzała bardzo dużo emocji i ta najnowsza seria jest prawdopodobnie ostatnią szansą, aby zdobyć trochę punktów od wymagających widzów, a przynajmniej tych, którzy kochają książki, no i oczywiście gry. Czy to się udało?
Nowy sezon „Wiedźmina” jest zaskakujący (a konkretnie jego 1. część, składająca się 5 odcinków; kolejna za miesiąc). Po 2 poprzednich, w których scenarzyści dwoili się i troili, aby tylko nie zrozumieć, co jest esencją książkowego źródła, okazało się, że produkcja zyskuje właśnie tam, gdzie trzyma się oryginału. Zaskakujące? Ani trochę. Szkoda tylko, że nie ma w tym serialu większej konsekwencji.
Czytaj także: Nawet jeśli czytałeś książki, sprawdź ten tekst. Przypominamy 2. sezon "Wiedźmina"
Gromy spadały na netfliksowego „Wiedźmina” od samego początku. Trochę narzekaliśmy na efekty specjalne, kręciliśmy nosem na niezgodność z oryginałem, ja jednak uważam, że największym grzechem tej produkcji jest to, że nie traktuje swojego korzenia, jakim są książki Sapkowskiego, poważnie. Że scenarzyści nie do końca rozumieją, iż esencją tego świata jest czas schyłku, a sposobami na ukazanie go bywają większe lub mniejsze aluzje do historii i współczesności Europy. Z tego niezrozumienia wynika bardzo wiele, jak choćby to, że po odarciu opowieści z jej esencji zostaje dość typowa przygodowa fabuła, którą nie do końca da się przenieść do ekran telewizora. A przynajmniej nie da się tego zrobić łatwo. Kto czytał, ten wie, że Sapkowski lubuje się w miniaturowych formach, które z bardzo odmiennych perspektyw pokazują czytelnikowi kolejne wydarzenia i bohaterów. Dzięki temu wiedźmina Geralta, czarodziejkę Yennefer czy wielką bitwę widzimy oczami innych: prostaczków, żołdaków, żaków czy bakałarzy.
Tak rozpisana fabuła nie rozwija może zanadto całej opowieści, ale wyjątkowo ubogaca świat i pozwala autorowi pochwalić się zmysłem komediowym oraz poszpanować erudycją.
Niestety dla scenarzystów seriali Netfliksa, to nie szansa a problem.
W okolicy 1. sezonu Lauren S. Hissrich tłumaczyła mi w wywiadzie na przykładzie Yennefer, że zespół scenarzystów musi trochę dopowiadać do Sapkowskiego. Chłodna czarodziejka znika przecież po bitwie o Sodden, a potem pojawia się dopiero w kontekście Ciri. Niewiele o niej wiemy, nie do końca znamy jej agendę, a przede wszystkim – jej pragnienie dziecka długo jest niedopowiedziane. A zatem twórcy dodają, tworzą na nowo i przepisują postacie. Jedna, nawet niewielka zmiana wywołuje lawinę kolejnych wolt. Po kilku takich dopiskach i przekształceniach, nagle okazuje się, że trzeba też poprzestawiać fundamenty świata, łopatologicznie wytłumaczyć kosmogonię i tak dalej. Tymczasem z serialu ulatuje wszystko to, co stanowiło o sile oryginału.
Twórcy zdają się też to rozumieć, bo od 3. sezonu nieco bardziej na serio podchodzą do książkowego oryginału. Trochę chcą się przypodobać fanom, a trochę muszą zawrócić z obranej drogi, inaczej nie zepnie im się fabuła. W 2. serii wspomniana czarnowłosa czarodziejka dokonuje zdrady. Zdradza nie tylko swoje Bractwo (nawiasem mówiąc nie wiem, po co zmaskulinizowano egalitarną książkową Kapitułę), ale też zdaje się większość koronowanych głów Kontynentu. No i to rodzi pewien problem, bo Yen jest niezbędna dla wydarzeń, które rozgrywają się na Thanedd, jest potrzebna dla samej Ciri, to jeden z najważniejszych punktów życia prywatnego Geralta. W związku z tym scenarzyści dwoją się i troją, aby przywrócić ją na tor, z którego sami ją wypchnęli.
Są jednak takie momenty, przyznaję, nieliczne, gdy udaje się poprawić coś po Sapkowskim.
Nowy sezon ma kilka całkiem dobrych momentów. Na przykład ten, gdy wreszcie widzimy na ekranie wspólny czas Ciri, Yennefer i Geralta. W książce bardzo tego brakowało, a tu jest i wygląda naprawdę ładnie, ciepło i przede wszystkim – potrzebnie. Najbardziej 3. sezon błyszczy jednak wtedy, gdy sceny przenoszone są względnie wiernie z książek. Niedowiarków odsyłam do wspaniałej sceny z Sagi, w której Jaskier dubbingował dla Ciri rozmowę Yennefer i Geralta. Ta scena (choć w innym kontekście) pojawia się w serialu i jest naprawdę świetna.
3. sezon to również przykład, jak ładnie może dojrzewać serial. Wszystko tu jest lepsze i czuć każdego wydanego dolca. Zwłaszcza sceny plenerowe robią naprawdę niezłe wrażenie. Nie ma tu już wąskich, wręcz klaustrofobicznych kadrów, więcej jest różnorodnej zieleni. Podobnie jest z efektami specjalnymi. W nowej serii widać, że wszystko jest bardziej, a przy okazji znacznie naturalniej. Na wysokim poziomie pozostają sceny akcji, ale już walki z potworami – odnoszę wrażenie – są do siebie tak bliźniaczo podobne, że aż nudne i nieprzesadnie emocjonujące. Powodem może być tu fakt, że bestie mają cały czas podobną anatomię i nawet w przypadku Żagnicy, która została opisana przez Sapkowskiego, serial wykonał kilku spłaszczeń.
Wiedźmin, sezon 3. - dużo lepiej, ale i tak niezbyt dobrze.
Choć na wielu polach produkcja poprawiła się względem poprzednich sezonów, ciągle jego największą wadą pozostaje scenariusz. Ten „ma momenty”, ale intrygi i sami bohaterowie są po prostu do bólu przeciętni i nieinteresujący. Widać tu, że gdy brakuje Sapkowskiego, to wyobraźnia scenarzystów podsuwa im rozwiązania po prostu toporne, banalne i być może typowe dla fantasy jako gatunku, ale jednocześnie źle zrealizowane. Jest kilka miłych wyjątków, jak na przykład brat króla, Radowid, ale już sposób poprowadzenia jego intrygi okazuje się bardzo płytki. Jestem również zdania, że mało uważny widz pogubi się w mnogości postaci, fikcyjnych krain i tempie prowadzenia narracji. Problemem jest tu jednak nie liczba bohaterów, a widoczny gołym okiem chaos w scenariuszu.
Serialowy „Wiedźmin” ma przed sobą trudny czas ze względu na odejście Henry'ego Cavilla. Myślę, że właśnie dlatego obiecuje poprawę i dopieszcza widzów, na ile może, ale cały czas nie udało mu się zmazać tego pierworodnego grzechu, który jest po prostu pychą, dodatkowo jeszcze podlaną przesadną wiarą we własne siły. Gdyby ta produkcja nie stała na mocnym fundamencie książek i gier, to najpewniej skończyłaby w przegródce „generyczne fantasy” z Henrym Cavillem. Jest jednak dla serialu pewna nadzieja. Skoro poprawę widać już w 3. sezonie, to być może w okolicach finału będziemy miło zaskoczeni. Oby.
Czytaj także: Serial "Wiedźmin" wyjaśni podmiankę głównego aktora. Nie rozumiem po co