REKLAMA

Co tam Supernatural, co tam American Horror Story. Ash vs Evil Dead to mój nowy król horroru

Miłośnicy slasherów z lat 70-tych, 80-tych i 90-tych powinni być w niebie. Ash vs Evil Dead, telewizyjna kontynuacja kultowego Martwego Zła, dostarcza wszystkiego, czego może oczekiwać amator tanich filmów grozy.

Ash vs Evil Dead to mój nowy król horroru
REKLAMA
REKLAMA

Na wstępnie musicie zrozumieć, że Ash vs Evil Dead to serial denny, tandetny, gumowy, pełen seksistowskich treści, krwi i flaków. To pigułka tego, jak wyglądały slashery w złotym okresie minionego wieku. To esencja Piątku Trzynastego i Koszmaru z ulicy Wiązów, zamieniona w czarną komedię i podana w formie, którą docenią jedynie starsi widzowie.

Akceptacja tego leży u podstaw zrozumienia, po co właściwie powstał serial Ash vs Evil Dead.

Ta produkcja nie ma na celu nikogo przestraszyć. Środkiem ciężkości nie jest tutaj ani przerażająca historia, ani skomplikowany scenariusz. Wręcz przeciwnie. Cały ambaras z serialu powstaje na skutek tego, że główny bohater Ash vs Evil Dead czyta wersy z zakazanej księgi, pod wpływem miękkich narkotyków, chcąc zaimponować zabranej do swojej przyczepy kempingowej kobiecie.

Cała fabuła jest tylko pretekstem do tego, aby pokazać śmieszno-straszne sylwetki opętanych ludzi, z którymi musi walczyć tytułowy Ash. Tego gra nie byle kto, bowiem sam Bruce Campbell – główny bohater kultowego Martwego Zła z 1981 roku. Serial telewizyjny jest bezpośrednią kontynuacją horroru gore, z akcją w 30 lat od tragicznych wydarzeń z oryginału.

Ash vs Evil Dead 2

Te 30 lat odcisnęło swoje piętno. Ash posiada lekką nadwagę, ma sztuczne zęby, nie potrafi już uprawiać seks-maratonów, a pod koszulkę zakłada wyszczuplający gorset. Mimo tego pije, pali i żyje tak, jak gdyby miało nie być jutra. Co zresztą wkrótce może mieć miejsce, ponieważ uwolnione przez niego demony zaczynają panoszyć się po cały miasteczku.

Ash vs Evil Dead to przerysowane gore, na wzór świetnego Planet Terror od Tarantina.

Krew leje się tutaj strumieniami. Demony w ludzkich ciałach eksplodują pod wpływem strzału z broni palnej. W ruch idą odcięte głowy, łopaty, siekiery, urywane ręce, pękające czaszki, a nawet kultowa piła mechaniczna, będąca symbolem Martwego Zła z 1981 roku. Jest tutaj wszystko, absolutnie wszystko, co zadowoli starszych miłośników slasherów, z gumowymi wnętrznościami i sokiem pomidorowym na czele.

W parze  karykaturalną przemocą idą świetne dialogi. Oczywiście na tyle, na ile pozwala na to konwencja. Bruce Campbell wciąż jest w świetnej formie. Główny bohater rzuca wyświechtanymi frazesami jak z rękawa, powodując przewracanie gałek ocznych wśród młodszych członków obsady. Tytułowy Ash jest jak wiejski Casanova na imprezie w remizie. Próbuje aż do skutku, dopóki rachunek prawdopodobieństwa nie zagra na jego korzyść. Nie sposób go przy tym nie lubić.

Ash vs Evil Dead 4

To, co w Ash vs Evil Dead spodobało mi się najbardziej, to zachowany klimat dawnych lat.

REKLAMA

Pomimo tego, że żyjemy w 2015 roku, serial korzysta z metod i technik produkcyjnych charakterystycznych dla minionego stulecia. Muzyka jest tandetna i nie potrafi budować napięcia. Reakcje bohaterów można uznać za przerysowane i całkowicie nienaturalne. Walka z opętanymi przypomina potyczkę z gumowymi kukłami, ze zbyt przeciągniętymi ujęciami na twarze postaci. Witamy w latach 80-tych.

Muszę przyznać, że jestem zafascynowany. Najnowsze American Horror Story nie zrobiło na mnie przesadnie dobrego wrażenia. Supernatural przejadł mi się kilka sezonów temu. Chociaż Ash vs Evil Dead trudno traktować jako poważny horror, to właśnie produkcji Starz zamierzam oddać swój cenny czas. Fani slaherów mają swoje święto. Wszyscy inni powinni trzymać się od tego potwora z daleka.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA