"Beezel" jest straszny. Fani horroru mogą to określenie uznać za zachętę, ale to ostrzeżenie. Ten film wysysa duszę... panującą na ekranie nudą.
OCENA
Podczas tegorocznej, 10. już edycji Splat!FilmFest miałem okazję obejrzeć dwa horrory oparte na podobnej koncepcji - odwróceniu utartych schematów gatunkowych. Pierwszy z nich "Dead Talents Society" bawi się konwencją j-horrorów (i ich amerykańskich remake'ów) pokroju "The Ring - Kręgu" (i "The Ring"). Na pewno wiecie, o co w nich chodzi, bo zasady zawsze obowiązują te same. Mamy umęczoną duszę, która szuka ulgi w swych cierpieniach. Zazwyczaj powiązana jest z jakimś miejscem lub przedmiotem. John Hsu zmienia perspektywę tych opowieści. Narrację prowadzi bowiem z punktu widzenia samych duchów. Wyszło świetnie, ubawiłem się jak prosię, bo reżyser wie, że aby sprzedać tak szalony koncept, potrzebuje... ekranowego szaleństwa. Aaron Fradkin ma na ten temat zupełnie inne zdanie.
"Beezel" to opowieść o nawiedzonym domu z perspektywy właśnie nawiedzonego domu. Brzmi dobrze? I tak się nawet zapowiada, bo prolog, w którym matka pożera swojego syna wygląda nie tylko obiecująco, ale też stylowo. Fradkin stylizuje go bowiem na nagranie z taśmy 8 mm. Potem jednak przeskakuje do lat 90. Wtedy zaczyna się kłaniać popularna na przełomie wieków estetyka found footage. Reżyser wciąż ma moją ciekawość, ale za chwilę ją traci, bo zaczyna przynudzać. Trudno jego film nazwać udaną zabawą koncepcją, gdyż zabawy w nim nie ma. Wszystkie prezentowane nam nowele przypominają przydługie żarty pozbawione puent.
Beezel - recenzja nowego horroru
Kolejne segmenty "Beezela" przenoszą nas w czasie o 10 lat do przodu, bo Fradkin pokazuje nieustanne trwanie nawiedzonego domu. Jego właściciele dokarmiają mieszkającego w piwnicy potwora, ale też się starzeją i umierają. Mamy do czynienia z ciągłym przemiałem bohaterów i mięsa armatniego, rzucanego na żer piekielnych mocy. To że nie ma sensu przyzwyczajać się do prezentowanych postaci, jest jasne. Gorzej, że nawet nie chce się tego robić. Te klisze horrory dawno już zajechały na "amen". O jakimkolwiek zaangażowaniu emocjonalnym nie może być więc mowy.
Przy każdej kolejnej noweli Fradkin restartuje swoją opowieść. Zaczyna od początku, przez co z nowymi bohaterami w kółko odkrywamy zasady świata przedstawionego. Zaraz po tym, jak dowiadujemy się, że w piwnicy czyha żądny krwi potwór, wchodzi pielęgniarka, która sama musi się o tym przekonać. Trwa to w nieskończoność tylko po to, aby po parudziesięciu minutach demon mógł terroryzować kolejne postacie. Wszystkie te segmenty mają identyczną konstrukcję fabularną i zmierzają do tego samego punktu. W efekcie widz szybko staje się mądrzejszy od samego filmu. Potrafi przewidzieć, co zdarzy się za chwilę. Wszystkie sztuczki reżysera okazują się przez to nieskuteczne.
"Beezel" to film przytłaczający, bo Fradkin zachowuje się, jakby w ogóle nie czerpał przyjemności z opowiadania w ramach horroru. Nieudolnie próbuje budować klimat niepokoju, co jakiś czas rozładowując go jump scare'ami. Są całkiem niezłe (przy jednym męska część widowni zawyje nawet z bólu), gdyż charakteryzacja i efekty specjalne stoją na odpowiednim poziomie. Problem w tym, że reżyser w ogóle nie wykorzystuje ich potencjału, ciągle gdzieś ucieka od gatunkowości swojej opowieści. Czuje w sobie artystę i z ogromną pretensją zadziera nosa.
"Beezel" jest tak poważny, że nie zauważa swojej śmieszności. Dostajemy horrorowy bezbek. Nie dość że nie potrafi on porządnie przestraszyć, to jeszcze dławi każdą frajdę, jaką tylko kino grozy może dostarczyć. Jest nabzdyczony, przez co, jak można przypuszczać, Fradkin pod płaszczem horroru próbuje przemycić jakąś mądrość życiową. Jaką dokładnie? Nie mam pojęcia, bo ciągle bełkocze i gubi się we własnych myślach. Ale zachowuje się, jakby przekazywał nam prawdy objawione.
Prezentowane nowelki same w sobie nie byłyby złe, gdyby reżyser zakładał w nich maskę kpiarza. Zamiast tego woli on jednak zachowywać kamienną twarz. Z tego właśnie powodu "Beezel" to B-klasowy horror, który nie chce i nie potrafi zaakceptować swojej B-klasowości. Tak mogłyby wyglądać "Opowieści z krypty", gdyby Crypt Keeper nie miał poczucia humoru, a przez kościsty tyłek przechodził mu ogromny kij.
Więcej o horrorach poczytasz na Spider's Web:
- Najlepsze horrory 2024 roku - ranking. Świetny rok dla kina grozy
- Nazywają go najstraszniejszym horrorem dekady. Właśnie pojawił się na VOD
- Na tym horrorze od Disney+ można umrzeć... ze śmiechu. Jest strasznie zabawny
- Użytkownicy Prime Video zakochali się w "Niepokalanej". Mam znacznie lepsze horrory niż ten gniot
- Diabelsko dobry horror wleciał na VOD. Warto było tyle na niego czekać
Film "Beezel" obejrzałem na Splat!FilmFest. Produkcja wejdzie do regularnej kinowej dystrybucji 6 grudnia.
- Tytuł filmu: Beezel
- Rok produkcji: 2024
- Czas trwania: 81 minut
- Reżyser: Aaron Fradkin
- Aktorzy: Bob Gallagher, LeJon Woods, Nicolas Robin
- Nasza ocena: 3/10
- Ocena IMDB: 4,8/10