„Błędny cień” to najbrutalniejszy film w historii Netfliksa. Twórcy nie pieszczą się z widzem
„Błędny cień” to nowy indonezyjski obraz Netfliksa, który po lekturze fabularnego streszczenia łatwo wrzucić do jednej szuflady z serią estetycznych, ale nużących brakiem odrobiny oryginalności najnowszych akcyjniaków - naśladowców cyklu „John Wick”. Rzecz w tym, że nawet te naprawdę udane i wznoszące gatunek na wyższy poziom filmy z Keanu Reevesem przy „Cieniu” wypadają jak grzeczne familijne opowiastki.
OCENA
Nie przesadzam. „Błędny cień” osiąga poziom brutalności rzadko spotykany nawet w obrębie kina akcji kategorii R. Netflix Studios z całą pewnością nie współprodukowało jeszcze nic tak krwawego. Ale do tego tematu wrócimy za moment.
Wyreżyserowany i napisany przez Timo Tjahjanto film skupia się na rekrutce tajnej organizacji zrzeszającej najlepszych zabójców. Odrzucają oni wszelkie zasady moralne; za odpowiednią cenę są gotowi zrealizować każde wymagające likwidacji danego celu zadanie. W półświatku nazywa się ich właśnie Cieniami.
17-letnia „13” (w tej roli znakomita Aurora Ribero) - młoda zabójczyni - zostaje zawieszona po misji w Japonii. Akcja zakończyła się sukcesem, ale w pewnym momencie dziewczyna zawahała się, łamiąc tym samym jedną z najważniejszych zasad Cieni. Pewnego dnia jej „cywilna” ścieżka krzyżuje się z 11-letnim Monjim, który właśnie stracił matkę. By ocalić chłopca przed potężnym, zbrodniczym syndykatem, „13” decyduje się przetrzebić jego szeregi - przy okazji ściągając na siebie gniew swojej organizacji. W tym własnej mentorki.
Błędny cień - recenzja filmu Netfliksa
Tjahjanto postawił na bezwzględność. Jego film - trwający blisko 140 minut - jest wypełniony akcją po same brzegi. Pierwszą rzeź (słowa pokroju „potyczka” czy nawet „walka” najzwyczajniej w świecie nie oddają tego, co dzieje się na ekranie) dostajemy już w otwierającej obraz sekwencji - a dalej jest tylko coraz gęściej, coraz krwawiej. W tym filmie właściwie nie ma szybkich, cichych i kameralnych likwidacji - jest intensywnie i niezmiernie brutalnie. Nawet fani kina akcji w kategorii R mogą się zdziwić: Tjajanto przygląda się posoce tryskającej z pozbawionej chwilę temu głowy szyi, kciukom wgniatającym oczy w czaszkę lub, przeciwnie, miażdżących ją tak, że aż wypływają z niej gałki. Kończyny fruwają, szkarłat co i rusz zalewa ekran. Sceny akcji pulsują, wirują od jednego uderzenia do drugiego, by następnie płynnie zmienić tempo, rytm montażu oraz ruchy kamery, dopasowując je do kolejnego zestawu kroków. Obłęd, kreatywność, reżyserski entuzjazm.
Całość, choć pulpowa, jest też bardzo sugestywna, a w efekcie trudno mówić o relaksującym, biorącym w nawias całą tę przemoc przerysowaniu. Jasne, kolejne starcia - choć choreograficznie i realizacyjnie dopieszczone, unikające cięć, zachwycająco efektowne - siłą rzeczy nie mają zbyt wiele wspólnego z realizmem. Rzecz w tym, że atmosfera calej opowieści i liczne naprawdę mocne, budzące dyskomfort sceny (w tym brutalna przemoc fizyczna wymierzona dziecku) nadają jej tonu znacznie, znacznie cięższego i poważniejszego, niż ten znany choćby ze wspomnianego już „Johna Wicka”. Nie zrozumcie mnie źle: ten film to wciąż show, spektakl nastawiony na taniec śmierci, nie da się o tym zapomnieć, ale tym razem granica umowności jest nieco przesunięta. Fanom widowiskowej, ale nie traktującej się przesadnie poważnie akcji może to przeszkadzać. Dla mnie była to jednak miła odmiana - pojawiło się napięcie; ekscytacja i niepokój doszły do głosu. Stawka jest wysoka, a zagrożenie coraz większe. Poważnie: dawno żaden z nowszych filmów akcji nie zagwarantował mi tylu emocji.
By jednak nie utopić widzów w ponurym klimacie, reżyser co jakiś czas przypomina nam, że chodzi tu przede wszystkim o frajdę z obserwowania efektów ciężkiej pracy wszystkich tych, którzy wznieśli ekranowe walki wręcz, na miecze, noże, broń palną, pałki i inne niebezpieczne narzędzia na najwyższy poziom. Dlatego też większość postaci to oklepane archetypy, logiczna wiarygodność niektórych scen jest z pełną premedytacją odsuwana na dalszy plan. Całość to, pamiętajmy, kolejna opowieść o profesjonalnej zabójczyni bez przeszłości która stawia na szali swoje anonimowe życie, by ochronić kogoś, kogo ledwo zna. I w porządku! Dodam jednak, że nie warto całkowicie ignorować scen „pomiędzy” - potrafią one spotęgować dramatyzm, a nawet nadać istotnego (w tym politycznego!) kontekstu.
„Błędny cień” to esencja jakościowej akcji - prosta, ale intensywna i dynamiczna historia, która ani na moment nie wypada ze swojego adrenalinowego rytmu. Hipnotyzująca opowieść z dopieszczonym tańcem śmierci w centrum. Tjahjanto kolejny raz po „The Night Comes for Us” udowodnił, że genialne „The Raid” było dopiero wstępem jeśli chodzi o nowatorskie wpływy indonezyjskiego kina gatunkowego. Jego filmy to, jeden po drugim, brawurowe ekstremum ekranowej bijatyki. Chcę więcej.
Czytaj więcej o nowych filmach i serialach w Spider's Web:
- SkyShowtime: nowości. Filmy i seriale w listopadzie 2024
- Są już pierwsze reakcje na "Gladiatora 2". "Absolutne szaleństwo" - twierdzą krytycy
- Spin-off „Młodego Sheldona” wraca z tym, za co pokochaliście „Teorię wielkiego podrywu”
- Na filmie Melanie Laurent bawiłam się świetnie, ale przegrywa z podobnym serialem konkurencji. Oceniamy "Libre"
- Wielki powrót hitu Netfliksa. Nowy sezon tego serialu bije poprzednie na głowę
- Tytuł: The Shadow Strays
- Rok produkcji: 2024
- Czas trwania: 2 godz. 24 min
- Reżyser: Timo Tjahjanto
- Aktorzy: Aurora Ribero, Hana Malasan
- Ocena IMDB: 6,6/10