Nowy film w reżyserii Mitji Okorona łączy w sobie prostotę tradycyjnych bokserskich obrazów o pościgu za marzeniami z pełnym rozczarowań motywem emigracji. Nie doświadczymy tu zatem tej konwencjonalnej, uroczej naiwności - „Bokser” tłucze swoich bohaterów bez litości, emocjonalnie i fizycznie. Niestety ciosy wymierzone w widza pozostają w większości chybione, choć niewiele brakowało.
OCENA
„Bokser” to historia fikcyjna, choć mocno osadzona w realiach ostatnich przedtransformacyjnych dekad. Główny bohater, Jędrzej (Eryk Kulm), to syn wielkiego polskiego pięściarza (Michał Żurawski), który przerwał swoją karierę, nie chcąc współpracować ze Służbami Bezpieczeństwa. Snującego marzenia o boksie syna zmuszał do wycieńczająco skrupulatnej nauki, starając się wybić mu sport z głowy - gdy jednak przedwcześnie zmarł, chłopak postanowił rzucić wszystko i wejść na ring. Pod okiem wujka i trenera, Cześka (Eryk Lubos), stawał się coraz lepszy, aż w końcu sam wywalczył pas mistrza Polski.
Niestety, tytuł niewiele zmienił w jego życiu. Finansowo wciąż się nie przelewało, a jedyną perspektywą dla Jędrzeja była olimpiada, bo wygraniu której mógłby zostać co najwyżej komentatorem. Marzenia pięściarza sięgały znacznie dalej - chciał zaznać prawdziwej fortuny i wolności. Postanowił zatem uciec z komunistycznej Polski wraz z żoną Kasią (Adrianna Chlebicka) i spróbować szczęścia w Anglii.
Mlekiem i potencjałem płynąca zachodnia kraina w istocie okazała się bardziej przyjaznym miejscem do życia, co wcale nie oznaczało, że nikomu nieznany tam Jędrzej z miejsca zacznie zarabiać kokosy. Wbrew wszelkim nadziejom, opędzlowane z resztek pieniędzy małżeństwo trafia do ośrodka dla imigrantów i przez kolejne miesiące stara się związać koniec z końcem. Wreszcie Jędrzej, który wcześniej zwrócił swoją uwagę tzw. łowcy czeladników (zdolnych bokserów, którzy docierają do walk z najlepszymi, ale ostatecznie muszą się im podłożyć), decyduje się wejść w układ. Wreszcie podpisuje umowę z niejakim Nickym (Adam Woronowicz), pod którego protekcją pnie się na szczyt. Jego cel to mistrzostwo świata, rzecz w tym, że wpływ oszałamiającego sukcesu, nagłego wzbogacenia się i brak zrozumienia prawdziwej natury współpracy z Nickym sprawi, że wszystko inne, na czym Jędrkowi zależało, zawiśnie na włosku.
Bokser: recenzja filmu Netfliksa
Można powiedzieć, że powyższy zarys fabuły obejmuje wszystkie motywy zawarte w filmie Okorona: to prosta, wręcz najprostsza opowieść o dążeniu do spełnienia marzeń za wszelką cenę, o życiu weryfikującym oczekiwania oraz prawdziwej cenie sukcesu. Widzieliście to już nie raz, nie dwa i gwarantuję, że będziecie w stanie bez trudu przewidzieć rozwój filmowych wydarzeń. Gdy tylko twórcy otwierają jakiś wątek, jego finał staje się z miejsca oczywisty; gdy tylko wprowadzają jakąś postać, jej intencje i konkretna rola w fabule nie pozostawiają grama wątpliwości. „Bokser” to filmowy konglomerat klisz i tropów znanych z wielu obrazów o boksie, sporcie i mrocznym obliczu triumfu, który miesza w głowach nieprzywykłych do niego ludzi.
„Bokser” - poza tym, że odtwórczy - jest niestety dość płaski - nie ma do zaoferowania zbyt wiele. Choć otwierające i zamykające obraz plansze skupiają się na kwestii fal migracyjnych z komunistycznej Polski, film nie mówi na ten temat nic poza tym, że takie zjawisko miało miejsce (i że ucieczka wcale nie musiała oznaczać lepszego życia). Wspomniana prostota obejmuje właściwie każdy jego aspekt - brakuje tu warstw, autorskiego komentarza, głębi. Jasne, historia Jędrzeja jest pełna dramatów, ale są to dramaty odhaczające klasyki scenariuszowych prawideł.
Więcej o nowościach Netfliksa przeczytasz tutaj:
- Panie i panowie, Netflix przedstawia najlepszy thriller akcji tego roku
- Para idealna: obsada nie chciała nagrać najlepszej sceny w serialu Netfliksa
- "Bez tchu": obejrzałem serial medyczny Netfliksa i jestem w szoku. To naprawdę nakręcił twórca „Szkoły dla elity”?
- "Wybawienie": istnieje tylko jeden powód, by obejrzeć ten oparty na faktach horror Netfliksa
- Netflix miał ograniczać wydatki, więc wyda na „Na noże 3” więcej niż na swój najdroższy film. Kwota powala
Bronią się za to bohaterowie - zarówno jako postacie, jak i aktorskie występy. Straumatyzowany wychowawczo Jędrzej to prostoduszny, mający problemy z agresją Ślązak z Bytomia. Kasia, w przykrym duchu czasów, jest gotowa porzucić własne marzenia, by wesprzeć męża i stać za nim na dobre i złe - przynajmniej do czasu, gdy ten nie przestanie być sobą. Zgodnie z obietnicą twórcy rzeczywiście zadbali o oddanie realiów tamtych czasów - nie tylko pod względem scenografii czy ogólnie pojętej estetyki, lecz także charakterów i sposobów wypowiadania się. Mamy tu zatem co nieco szowinizmu czy rasizmu, nadmiaru werbalnej i fizycznej przemocy (nie mam na myśli tej na ringu, rzecz jasna), niedzisiejsze sposoby rozumowania, nieporadność w chwili zderzenia z zachodnią rzeczywistością. Bohaterowie są napisani tak, by sprawiać wrażenie naturalnych - choć nie do przesady (np. śląska gwara pojawia się i znika, siłą rzeczy). To wyzwanie, któremu może i nie podołali wszyscy członkowie obsady, ale ci kluczowi - owszem.
Jak zawsze znakomity Eryk Kulm przekonująco sportretował niepotrafiącego regulować emocji, napędzanego głównie gniewem i miłością Jędrka - co więcej, przeszedł imponującą metamorfozę, nabierając mięśni i trenując boks, by jak najbardziej przekonująco wypaść na ekranowym ringu. Adrianna Chlebicka łączy w sobie troskę i determinację, Eryk Lubos irytuje i budzi sympatię zarazem, a Adam Woronowicz doskonale się bawi w roli przerysowanego Nicky’ego Presleya. Fajna to zgraja - szkoda, że nie dostała trochę ciekawszej fabuły.
Całe szczęście, że za scenariusz czy reżyserię nie odpowiada Maciej Kawulski (tym razem tylko w roli producenta). W przeciwnym razie ten ponad dwuipółgodzinny film zmieniłby się w trzygodzinny wideoklip, a fabułę zastąpiłby ciąg niezgrabnie sklejonych ze sobą scen, z których druga niekoniecznie stanowi logiczne następstwo pierwszej. Ostatecznie „Bokser” okazuje się zatem filmem nie tyle złym, co rozczarowującym - bo widać, że drzemał w nim potencjał na coś więcej. Powtarzanie się po dziesiątkach zachodnich klasyków utrudnia zaangażowanie się w tę przydługą opowieść, którą już doskonale znamy. Z drugiej strony - „Boksera”, w przeciwieństwie do wielu lokalnych produkcji z TOP 10 Netfliksa, można obejrzeć bez bólu. A że trafi na szczyt listy najpopularniejszych produkcji serwisu lada dzień po premierze - tego jestem pewien.