REKLAMA

Książka twarzy - ciekawszych znajomych nie znajdziecie nigdzie

Co ma wspólnego Facebook z Książką twarzy Bieńczyka? Na szczęście bardzo niewiele. O ile z poziomem wypowiedzi na portalu bywa różnie, publikacja polskiego tłumacza przez wszystkie eseje trzyma poziom. A jest to poziom wysoki!

Książka twarzy - ciekawszych znajomych nie znajdziecie nigdzie
REKLAMA
REKLAMA

"Słowa przychodzą, jak chcą, zapełniają dzień kapryśnie, przelewają się na ekran według rytmu, który nie w pełni umiem pojąć" - tak o swoim pisaniu opowiada Marek Bieńczyk. A jego najnowsza publikacja każdym kolejnym rozdziałem potwierdza, że nie przesadza, chcąc wytrawnego czytelnika zachęcić do lektury. Autor kapryśność słów zamienił w kapryśność zdań i tak powstała Książka twarzy. Pozycja, w której z jednej strony przemyślenia pisarza wydają się być zupełnie nieokiełznane - tak wielu tematów dotyka i od tak różnych stron, z drugiej jednak wewnętrzny porządek zostaje zachowany, nie ma miejsca na chaos. Bieńczyk sam podkreśla, że swoich refleksji nie wartościuje - nie ma ważniejszych i ważnych mniej, wszystkie przychodzą tak samo i są tak samo warte przelania na papier. Dlatego mamy okazję przeczytać o Winnetou, Mickiewiczu, tenisiście Bjornie Borgu i kilku innych, nie mniej interesujących postaciach w obrębie jednego dzieła. To niecodzienne zestawienie wypada bardzo interesująco.

Bieńczyk w 32 szkicach opowiada o tym, co w jakiś sposób na niego wpłynęło, poruszyło go, zrodziło wspomniane już myśli i konieczność utrwalenia ich, przekazania dalej. Mężczyzna pisze o sobie i swoim sposobie postrzegania rozmaitych aspektów rzeczywistości - i choć mimo to Książka twarzy nie jest autobiografią, bez kilku autobiograficznych elementów obejść się nie mogło. To, co spotkało pisarza w toku jego życia staje się pretekstem do przeprowadzenia analizy, punktem wyjścia dla rozważań. Godziny mijają, a ja wciąż pozostaję pod ich wrażeniem. Nie dlatego, że wszystkie poruszane przez pisarza kwestie są mi bliskie - z założenia mają one być bliskie wyłącznie Bieńczykowi. Nie dlatego, że zgadzam się z nim w każdym punkcie. Zachwyca nieprzeciętna perspektywa, zdolność do przyglądania się osobom i zjawiskom w sposób jak dotąd nieznany, oryginalny, właściwy tylko autorowi.

REKLAMA

Książka twarzy nie jest lekturą lekką - to nie opowieść artysty z przypadku, który chciał trochę zarobić i uświadamiając sobie ile zna knajpianych mądrości, znalazł rozwiązanie finansowych dylematów. Bieńczyk zaprasza do wzięcia udziału w intelektualnej przygodzie. Głównymi atrakcjami są możliwość podziwiania jego erudycji oraz nienagannego stylu, a także umiejętności wzbogacania własnych słów, doskonale dobranymi słowami innych. Skorzystałam z tej hojnej oferty i podziwiałam - Wam też polecam, warto.

Jest tylko jedna rzecz, która w publikacji Bieńczyka razi: tytuł i co za tym idzie sposób na promocję. Książka twarzy w oczywisty sposób nawiązuje do Facebooka, zaś sam autor podkreśla, że to jego "profil poza siecią". Poważna, dobrze napisana pozycja zostaje porównana do strony, na której uświadczenie przemyśleń z górnej półki jest zadaniem trudnym, i to przez samego autora? Nie dziękuję - coś tutaj się nie zgadza. Można próbować doszukiwać się sensu: sieć powiązań, w którą uwikłany jest Bieńczyk, twarze - a więc jego specyficzne grono znajomych. A jednak ciężko pozbyć się niesmaku na myśl o tym, że to kolejna próba skorzystania z popularności portalu. Szkoda, że podjęta, bo zupełnie niepotrzebna. Dzieło broni się samo, a tego typu nawiązania trochę mu uwłaczają.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA