REKLAMA

To najlepsza rzecz, jaka wpadła na Netfliksa w ten weekend. Nie traćcie czasu na inne nowości

W ten weekend biblioteka Netfliksa poszerzyła się o kilka wyczekiwanych nowości, w tym o "Platformę 2", która z miejsca podbiła TOP 10 serwisu. Niestety, subskrybenci dali się zwieść - marnują czas na marny sequel udanej produkcji sprzed pięciu lat, jednocześnie ignorując pewną cichą premierę, która nie tylko jest najmocniejszą premierą tego weekendu, ale też jedną z najlepszych premier platformy w tym roku: "Liczy się wnętrze".

liczy się wnętrze film netflix recenzja opinie nowość obsada informacje
REKLAMA

Bohaterowie filmu "Liczy się wnętrze" nie widzieli się od lat. Cóż, to niestety standard w tym wieku. Od okresu studiów dzieli ich już blisko dekada; każde z nich ma swoje życie, przekonania i plany. A jednak teraz wszyscy spotkają się ponownie - w końcu Reuben się żeni i bardzo chce uczcić ten fakt z ekipą dawnych przyjaciół.

Grupa spotyka się w rodzinnej posiadłości Reubena i zaczyna imprezę. Wkrótce dołącza do nich również nieoczekiwany gość - kolega, z którym kontakt się urwał na skutek nieprzyjemnego incydentu. Forbes, bo o nim mowa, został wówczas wydalony z uczelni.

Impreza się rozkręca, puste lampki są momentalnie wypełniane winem, a blant przechodzi z ręki do ręki. W pewnym momencie Forbes proponuje wszystkim grę - i prezentuje tajemnicze urządzenie skrywane dotychczas w walizce. Po kilku chwilach okazuje się, że sprzęt pozwala podłączonym do niego osobom zamienić się ciałami. Kilka godzin później impreza zamienia się w prawdziwy koszmar - skrywane pragnienia, urazy, żale i mroczne tajemnice wychodzą na jaw; sytuacja pogarsza się jeszcze bardziej, gdy dochodzi do tragedii.

REKLAMA

Czytaj więcej o nowych produkcjach online:

Liczy się wnętrze - recenzja filmu Netfliksa

Nowy film Netfliksa to stylowy, przemyślany miks czarnej komedii i thrillera z domieszką science-fiction - a zarazem kolejny obok „Bodies Bodies Bodies” czy „Talk To Me” udany film z dreszczykiem, w którym punktem wyjściowym jest wieczorna rozgrywka ze znajomymi. Pod wieloma względami pełnometrażowy debiut Grega Jardina przypomina zresztą pierwszy ze wspomnianych obrazów - mamy tu wystawną posiadłość, bardziej wycofanego członka grupy, zazdrość i kompleksy, zremiksowaną grę w Mafię czy Wilkołaka (zabawa z zamianą ciał w pewnym sensie przypomina tę towarzyską zabawę). To wszystko niesie ze sobą, rzecz jasna, satyrę na współczesną paczkę przyjaciół, ich bolączki, ukryte żądze, lęki i zakłamanie. O ile jednak „Bodies” wbijało szpilę zetkom, tak „Liczy się wnętrze” skierowane jest raczej do nieco starszej, milenialnej widowni, dotykając tematyki poczucia spełnienia i samoakceptacji czy długoterminowych relacji. I choć Jardinowi nie udaje się wejść w to wszystko głębiej, to podejmowane kwestie i sposób, w jaki o nich mówi, dobrze świadczy o nim jako o twórcy.

Liczy się wnętrze - It's What's Inside

Gdy bohaterowie zmieniają ciała, początkowo nie wiedząc, kto tak naprawdę kryje się za danym obliczem, posuwają się coraz dalej w badaniu nowej perspektywy; przesuwają granice tego, co mogą zrobić anonimowo, odkrywają w sobie coś nowego. Przykładowo: pławią się w nieznanym dotychczas poczuciu pewności siebie, goszcząc w ciele obiektu zazdrości. Oczywiście, koncepcja sugeruje - a może i nawet się o to prosi - że impreza musi zmienić się w bezwzględną krwawą jatkę. Jardin jednak zaskakuje - to nie jest kolejny slasher.

Twórca stawia na celne, cięte i humorystyczne dialogi (w których pisaniu jest świetny), na sytuacyjne starcia osobowości w nowych rolach, na uwypuklanie doskonale nam znanych emocji. Choć o bohaterach filmu można powiedzieć, że są archetypami, z łatwością możemy utożsamiać je z kimś, kogo znaliśmy czy znamy, a nawet ze sobą. Jest w tym filmie pewna doza zdrowej nostalgii, radości z odświeżania wspomnień, w tym tych mniej przyjemnych - nieporozumień, zwad. Jardin wie, że życie toczy się dalej, a ludzie, którymi się stajemy - dojrzalsi, mądrzejsi, wyrwani z kontekstu małoletniego pozerstwa i szkoły, mogą być teraz kimś zupełnie innym. Ba, możemy też nie potrafić znaleźć z nimi tej nici porozumienia, która kiedyś nas łączyła - lub wręcz przeciwnie.

Reżyser jest zatem sprawnym narratorem i spostrzegawczym obserwatorem, brakuje mu tylko odrobiny wnikliwości. W zamian za to wspaniale operuje stylem - w estetyczny i kreatywny sposób co jakiś czas wręcza widzowi neonowe narzędzie identyfikacji (i dobrze, bo w pewnym momencie łatwo byłoby się pogubić, co odbiłoby się na zaangażowaniu w śledzenie fabuły). Równie ciekawie i pomysłowo realizuje sekwencje retrospekcji, sugestywnie opowiada obrazem i umiejętnie prowadzi obsadę, która wykonuje naprawdę świetną robotę. Podkreślę też, że to wielka zaleta - fakt, iż Jardin nie boi się sięgać po wspomnianą nostalgię, na której opiera się cała egzystencjalna warstwa obrazu. 

Co ważne, „Liczy się wnętrze” potrafi też zaskoczyć. Rozbawić, zaniepokoić, a nawet wprowadzić w lekką melancholię. To gwarantująca świetną rozrywkę zabawa dynamiką grupy starych przyjaciół - niegłupia, atrakcyjna, a momentami zaskakująco zniuansowana i emocjonalnie głęboka. Nie ma co tracić czasu na mizerne premiery, kiedy taka fajna, nieoczywista perełka zasiliła bibliotekę streamingowego giganta.

REKLAMA

Tytuł filmu: Liczy się wnętrze
Rok produkcji: 2024
Czas trwania: 1 godz. 43 min
Reżyser: Greg Jardin
Aktorzy: Brittany O'Grady, James Morosini, Gavin Leatherwood
Nasza ocena: 7/10
Ocena IMDb: 6,5/10

Film obejrzycie tu:
Netflix
LICZY SIĘ WNĘTRZE
Netflix
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA