Ten film przekonuje, że Liroy nie wypadł z bitu. Sprawdzamy, czy dokument o raperze jest OG
Na ekrany kin wchodzi dokument o Liroyu, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Dowiecie się z niego, że Liroy jest OG. Dlaczego? Hm, Małgorzata Kowalczyk tłumaczy to dość mętnie i niekoniecznie przekonywująco.
OCENA

Dorastałem na przełomie wieków, więc dobrze pamiętam, jak raperzy brylowali w mediach w obowiązkowych okularach, idących w parze z babcinym sweterkiem bądź elegancką koszulą. Przełamując stereotyp wychowanych przez ulicę chuliganów, sięgali po wizerunek inteligentów rodem z kina moralnego niepokoju. W "Don't F**k with Liroy" tytułowy artysta zmierza w przeciwnym kierunku. Zrywa z siebie poselski garnitur i wspominając swoje korzenie, chce pokazać, że wciąż jest chłopakiem z blokowisk.
W kolejnych segmentach dokumentu Małgorzaty Kowalczyk pionier polskiego hip-hopu opowiada o czasach, kiedy rozruszał całą Polskę, z każdego osiedlowego okna słychać było Scoobiedoo Ya czy Scyzoryka. Z lekką dozą nostalgii przeprowadza nas przez kolejne etapy swojej kariery, zahaczając przy tym o historie rodzinne czy uzasadniając swoje polityczne postulaty. W żadnym momencie nie odpowiada jednak na pytanie zadane mu przez reżyserkę na samym początku filmu: "kim ty kur** jesteś?".
Don't F**k with Liroy - recenzja filmu
Założenie "Don't F**k with Liroy" jest proste: reżyserka pokazuje nam sporo nagłówków, tworząc medialny wizerunek rapera, a sam zainteresowany ma go przełamywać. To mogłoby działać, bo Liroy opowiada ciekawie, sypie fajnymi anegdotami, a do tego błysk w oku - nie zadziornego młodzieniaszka czy buntowniczego posła, tylko doświadczonego przez życie człowieka - sprawia, że chce się wysłuchać wszystkiego, co ma do powiedzenia. Tylko ten jego portret nie dość, że ciągle się rozmazuje, to jeszcze pełno w nim białych plam. Skąd się w nim nagle biorą skinheadzi? Kto wie ten wie, pozdro dla kumatych.
Kowalczyk opowiada bezpiecznie i zachowawczo, robią Liroyowi tani PR. Wspomina on przemocowego ojca, mówi o swoich kontaktach z dziadkami, dwa zdania poświęca własnym dzieciom, opowiada, jak napisał swój pierwszy hit, a nawet daje lekcje z historii hodowania konopi na terenach Rzeczypospolitej Polskiej. Wszystko to w ciągu 20 minut. Klasyczne info dump, przez które do filmu wkrada się chaos, jak podczas zamieszek z policją. Reżyserka zachowuje, jakby odhaczała kolejne punkty z życia swojego bohatera na siłę, bo tak naprawdę interesuje ją tylko szum medialny wokół rapera. I to głównie ten przy okazji wydania "Alboomu".
Od tamtej pory dzieli nas już spory dystans czasowy. Zostały one poddane socjologicznej analizie, a nawet przepracowane przez popkulturę. W filmie tego nie widać, bo reżyserka nawet nie próbuje oddać ducha minionej epoki, jak to się robi w najlepszych dokumentach muzycznych. Prawdopodobnie kompletnym przypadkiem udaje jej się to tylko raz, kiedy już pod sam koniec filmu pokazuje fragment programu Macieja Orłosia z lat 90., w którym wraz z Liroyem udział bierze Ice-T. Polska telewizja przyjmuje rapera chlebem i solą, a raczej cepelią i przaśnością, bo aranżując dla niego występ Don Vasyla. Pokazując ten jeden materiał archiwalny, udało się uchwycić jakąś prawdę o naszej tęsknocie do wszystkiego, co amerykańskie, ludowej dumy, a nawet dzikości ostatniej dekady XX w. W tym jednym opatrzonym komentarzem materiale archiwalnym jest wszystko, czego brakuje całej reszcie filmu: pomysł i charakter.
"Don't F**k with Liroy" przypomina wszystkie te dokumenty o internetowych celebrytach, których w ostatnim czasie powstaje w naszym kraju coraz więcej. Realizowane są na szybko - pod wpływem chwili, żeby tylko uchwycić moment największej popularności danej osoby. Wystarczy pokazać parę jej wypowiedzi, dodać jakieś materiały archiwalne i dograć parę przebitek, a fani i tak to łykną. Rozumiem, że mamy trasę koncertową z okazji 30-lecia "Alboomu". Zdaję sobie sprawę, że za parę miesięcy wyjdzie od dawna zapowiadany nowy krążek. Z ekonomicznego punktu widzenia warto to podpromować, dorzucając kolejny produkt dla miłośników artysty. Tylko Liroy to nie Budda. Opowieść o nim aż się prosi o nieco większą finezję niż filmowy freestyle na temat poznany tuż przed bitwą.
Więcej o nowościach filmowych poczytasz na Spider's Web:
- Wystąpiła w nowym filmie Netfliksa. Zaginęła dwa dni przed premierą
- Śnieżka - recenzja filmu Disneya. Jak zwykle: wiele hałasu o nic
- Mortal Kombat 2: pierwsze zdjęcia trafiły do sieci. Oto Karl Urban jako Johnny Cage
- Nie polubicie bohaterów tego thrillera. A i tak nie będziecie mogli przestać ich oglądać
- Frodo Baggins w Odysei Nolana? Nie, to pierwsze zdjęcie Toma Hollanda. Kogo gra?
"Don't F**k with Liroy" w kinach od 21 marca.
- Tytuł filmu: Don't F**k with Liroy
- Rok produkcji: 2025
- Czas trwania: 90 minut
- Reżyseria: Małgorzata Kowalczyk
- Aktorzy: Liroy
- Nasza ocena: 4/10