Na Netfliksa trafił genialny thriller. Po latach znów zrobił na mnie wrażenie

Pewnej nocy nieoczekiwanie wybucha straszliwa burza, której towarzyszą ulewne deszcze. Ze skutkami żywiołu początkowo mierzy się trzyosobowa rodzina, która po złapaniu gumy zatrzymuje się na pustej drodze. Chwilę później kobieta (Leila Kenzle) zostaje potrącona przez Eda, kierowcę nadjeżdżającej limuzyny (John Cusack), który decyduje się szukać pomocy w pobliskim motelu. Niestety, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, linie telefoniczne są zerwane, drogi zalane i przydrożnym zajeździe z dziwacznym recepcjonistą trzeba będzie zatrzymać się na nieco dłuższy czas.

Ed, szofer aktorki Caroline (Rebecca De Mornay) oraz rodzina Yorków nie są jedynymi, którzy w tę deszczową noc trafili do motelu. Schronienia przed burzą szuka również prostytutka Paris (Amanda Peet), młoda para (William Scott i Clea DuVall), a także policjant Rhodes (Ray Liotta), który przewozi groźnego zabójcę. Kiedy goście motelu zaczynają ginąć w niewyjaśnionych okolicznościach, w tym samym czasie trwa przesłuchanie oskarżonego o brutalne morderstwa mężczyny (Pruitt Taylor Vince).

Kiedy odkryłam, że "Tożsamość" pojawiła się na Netfliksie, pomyślałam, że właśnie takiego filmu szukałam na weekend - pełną zwrotów akcji produkcję w stylu "Piły" ogląda się z przyjemnością, a to wszystko dzięki umiejętności utrzymania widza w napięciu aż do samego końca, dzięki przeplataniu zwrotów akcji z makabrycznymi i krwawymi scenami. Obecnie nie szokują już one z pewnością tak jak w 2003 r., kiedy thriller Mangolda trafił na ekrany - można powiedzieć, że bardziej wywołują one uśmiech nostalgii niż autentyczne przerażenie - ale mimo to "Tożsamość" naprawdę potrafi zaskoczyć.

Początkowo można odnieść wrażenie, że jesteśmy wrzuceni w sam środek chaosu. Najpierw słyszymy strzępki odczytywania diagnozy psychiatrycznej, a już w kolejnej scenie facet wbiega do motelu z zakrwawioną kobietą na rękach. Ale spokojnie, odpowiedź na wszystkie pytania przychodzi chwilę później za sprawą retrospekcji i scen z perspektywy poszczególnych bohaterów, dzięki którym wszystkie puzzle wskakują na swoje miejsce. Po każdym takim rozwiązaniu można tylko zbierać szczękę z podłogi.

Sceptycy mogliby się przyczepić, że przez to fabuła jest niewiarygodna i chaotyczna, że to wcale nie musiało się tak skończyć, a takie zwroty akcji są nieprawdopodobne, ale dajcie już spokój. "Tożsamość" to film, na którym można się świetnie bawić, jeśli uda nam się uciszyć ten głosik rozsądku. To kawał klasycznego slashera z genialną obsadą (John Cusack za każdym razem mnie w takich filmach po prostu intryguje, tak samo zresztą jak Ray Liotta), który wprowadza do seansu nostalgiczne nutki - czułam się, jakbym w letnie popołudnie z pełnym brzuchem po obiedzie oglądała megahit na Polsacie.

Kto by pomyślał, że James Mangold, o którym obecnie głośno jest za sprawą filmu "Kompletnie nieznany" z Timotheem Chalametem, ale i finałowego "Indiany Jonesa" czy "Le Mans '66", ma na swoim koncie również taki klasyk, który kiedyś pewnie nie raz i nie dwa leciał wieczorem w telewizji. Jeżeli właśnie czegoś takiego szukacie na majówkę, Netflix stoi przed wami otworem. Na początku maja w serwisie pojawiło się również sporo innych klasyków, dlatego po seansie "Tożsamości" warto wkręcić się w klimat i pozwolić sobie na tego typu seans bez większej spiny i głębokich przemyśleń. Ja bawiłam się przednio.

O produkcjach Netfliksa czytaj w Spider's Web: