„Ostatni pojedynek”, jako film zrealizowany dla Disneya, do niedawna był dostępny jedynie w Disney+ (jeśli chodzi o streaming w modelu subskrypcyjnym). Kilka dni temu to najlepsze od dawna dzieło Ridleya Scotta trafiło również do Prime Video, gdzie świetnie sobie radzi. I dobrze, bo tłumów do kin nie przyciągnął, a przecież zasługuje na uwagę.

Ridley Scott niejednokrotnie zabierał się za kino historyczne, jednak w większości przypadków wracał do domu na tarczy (przynajmniej jeśli chodzi o kwestie artystyczne). Niestety, znane marki wciąż są najbardziej interesujące dla publiczności, dlatego też potworki pokroju „Gladiatora 2” komercyjnie wychodzą na swoje, a rzadkie perełki - jak właśnie „Ostatni pojedynek”, który wspiął się do TOP 3 najchętniej oglądanych nowości Prime Video - nie sprzedają zbyt wielu biletów.
„Ostatni pojedynek” to obraz daleki od perfekcji, ale tętniący zaangażowaniem, fantastycznie zrealizowany i świetnie radzący sobie z opowiedzeniem historii w taki sposób, by skutecznie odnieść ją do współczesności i pozwolić jej odpowiednio wybrzmieć.
Ostatni pojedynek podbija Prime Video. Dlaczego warto obejrzeć ten film?
Scenariusz autorstwa Matta Damona, Bena Afflecka i Nicole Holofcener przyjmuje niecodzienną narracyjną formę, inspirowaną „Rashomonem” Akiry Kurosawy. Historia rzeczywiście wydarzyła się miejsce w XIV-wiecznej Francji - oto Jean de Carrouges (Damon) staje do ostatniego sądowego pojedynku w dziejach kraju przeciwko Jacquesowi Le Grisowi (Adam Driver). Żona pierwszego z rycerzy, Marguerite de Carrouges (Jodie Comer), oskarżyła tego drugiego o gwałt.
Kluczowym zabiegiem konstrukcyjnym jest podział na trzy rozdziały, ukazujące wydarzenia z perspektywy tych trzech postaci. Ten sam bieg zdarzeń oglądamy zatem kilkukrotnie, jednak w różnych wersjach - zmieniają się niuanse, szczegóły i emocjonalne akcenty, które odsłaniają psychologię bohaterów i ich subiektywne prawdy. Idąc dalej - każda z części ma odrębny styl narracyjny, dostosowany do charakteru postaci. Jean postrzega siebie jako rycerskiego, honorowego obrońcę sprawiedliwości; Le Gris przedstawia się jako namiętny, a zarazem pragmatyczny człowiek uwikłany w intrygi wyższych sfer (zgadza się: obaj są strasznie zadufani). Marguerite zaś widzi obu mężczyzn jako brutalnych i zaślepionych własnymi ambicjami.
Obraz nie pozostawia jednak wątpliwości, czyja wersja wydarzeń jest najbliższa prawdy: gdy pojawia się tytuł trzeciego rozdziału, słowa „Prawda według Marguerite de Carrouges” pozostają na ekranie nieco dłużej niż w poprzednich segmentach, co jednoznacznie podkreśla, którą narrację twórcy uznają za autentyczną.
Czytaj więcej o filmach i serialach w Spider's Web:
- Netflix: TOP 5 nowości na weekend. W tym oscarowy film
- Kogo zabrakło w obsadzie „Avengers: Doomsday”? Naliczyliśmy aż 61 nazwisk!
- Zagraniczni widzowie polecają druzgocący film na Netfliksie. Gdzie obejrzeć go w Polsce?
- Netflix - ile kosztuje w 2025? Cennik, pakiety i współdzielenie kont
- Założyciel Studia Ghibli nie ucieszy się z nowej funkcji Open AI. "Sztuczna inteligencja to zniewaga"
Nie spodziewajcie się tu epickich sekwencji, wielkich batalii i powiewu przygody. To ponura, złożona, trudna opowieść - przede wszystkim dramat psychologiczny i społeczny, który ma porażająco wiele wspólnego z czasami współczesnymi. Spokojnie: Scott nie narzuca się widzowi z nachalnym dydaktyzmem, a zamiast tego pozwala na refleksję nad pozycją kobiety w świecie, w którym gwałt nie był przestępstwem wobec niej, lecz wobec jej męża. Twórcy odnoszą się do średniowiecznej hipokryzji i brutalności, ale czynią to w sposób, który rezonuje również z naszymi czasami. Krwawy spektakl, przenikliwe studium władzy, hipokryzji i walki o prawdę w świecie, który nie chce jej usłyszeć - na przestrzeni ostatniej dekady Ridley Scott ani razu choćby nie zbliżył się do poziomu tego filmu.