REKLAMA

Modnie jest uprawiać masową histerię, że Polacy nie czytają książek

Książka to fajna rozrywka, tak jak kilkanaście innych rzeczy. W ostatnich latach zrobiła się jednak jakaś taka presja na czytanie, moim zdaniem tania i kompletnie bzdurna, a w mediach od rana trwa oczywiście coroczny lament nad stanem polskiego czytelnictwa. 

Jest nowy Raport o stanie czytelnictwa, więc - naturalnie - czas na histerię
REKLAMA
REKLAMA

Pamiętam ubolewanie mainstreamowych mediów dekadę temu. Że ówczesna młodzież nie wie, kim jest Masłowska, Witkowski, Coelho, dziś wszyscy raczej zgodnie uważają ich literaturę za tandetę. Być może słusznie, być może nie, wynoszą w to miejsce na piedestał nowych idoli, których książki trafiają nawet nie do księgarń, ale do kiosków i salonów prasowych niczym miesięczniki. Czas pokaże, ilu z nich naprawdę napisze historię literatury. Harlequiny nie przetrwały próby czasu.

Ja lubię książki.

Lubię też filmy, gry komputerowe i seriale. Ot, wszystko to rozrywka, czasem mniej lub bardziej ambitna. Nic więcej.

Nie czuję się zbyt dobrze ze świadomością tego, że licealista, który przeczytał wszystkie części sagi "zabili go i uciekł" o jakimś smoku spogląda z wyższością na gardzącego "literaturą wyższą" czytelnika The Economist, nazywając go człowiekiem o wąskich horyzontach. A mniej więcej w takiej pozycji często występują dziś bohaterowie corocznego dramatu o spadku czytelnictwa w Polsce.

Są jeszcze książki innego sortu. Akurat jestem niezwykle szczęśliwy, bo upolowałem dzisiaj za łącznie 30 złotych trzy bardzo ciekawe pozycje, za które normalnie przyszłoby mi zapłacić dziesięć razy tyle. Jednak w życiu nie przyszłoby mi do głowy, żeby kiedykolwiek deklarować je w jakimś zestawieniu przeczytanych w danym roku książek. Nie przeczytam ich, bo to piękna literatura. Przeczytam, bo są przydatne, użyteczne; to tylko narzędzie. A poza tym jak przejdzie jednolita cena książki, to tylko dla zasady będę kupował książki wyłącznie w rok od premiery i najlepiej na sieciowych wyprzedażach.

 class="wp-image-83945"

Tymczasem coroczny lament (Raport o stanie czytelnictwa) opowiada o sztuce czytania książek.

Czytania dla samego czytania. I już mniejsza o to czy chodzi o biografię Kingi Rusin, kioskowy chłam  czy jakieś bardziej wzniosłe pozycje, może nawet klasyków. Z raportów i komentarzy możemy wyczytać płynący w domyśle wniosek, że niby ludzie są przez to głupsi, mniej obyci, a może nawet po prostu: gorsi.

Otóż ja tak zupełnie nie uważam. Jest rzeczą zrozumiałą, że ludzie wykształceni i inteligentni częściej sięgają po książki, bo to bardziej wymagająca forma rozrywki. Ale nie wydaje mi się, by otwarta księga była nierozłącznym atrybutem inteligenta. Jestem skłonny sobie wyobrazić, że masa bardzo mądrych ludzi po prostu nie ma na taką formę rozrywki czasu.

Co więcej, pomimo słabych wyników czytelnictwa (książek) w Polsce, osobiście uważam, że ostatnia dekada naprawdę intensywnie podnosi intelektualny poziom naszego społeczeństwa. Patrzę na dzieciaki, na osoby, które do tej pory przez większość dnia gapiły się w okno. Teraz gapią się w swoje małe okienko na świat w postaci smartfona i czytają bez przerwy, analizują treści i przyjmują nowe bodźce. Nawet jeśli przeciętny Polak nie siada z Ulissesem przy kominku, to osobiście wierzę, że rośnie nam pokolenie ludzi o wiele bystrzejszych, niż kilka dekad temu.

Dużo się mówi o zaletach czytania książek.

To oczywiste, że jest ich wiele. W końcu przekazują wiedzę. Ale to nie jest przecież jedyny nośnik wiedzy w dzisiejszych czasach, w związku z czym na skutek powstawania alternatyw fetyszyzacja akurat literatury jest zdecydowanie przesadzona. "Duża liczba zalet" jest też  zresztą przereklamowana. "Czytaj, a wyrobisz sobie styl" skutkowało tym, że w latach 1995-2005 co druga recenzja gry komputerowej w polskiej prasie przypominała nieudolną podróbę stylu ("imć" - oczywiście) Sapkowskiego, z obowiązkowymi wstawkami o "rzyci" i "chędożeniu".

REKLAMA

Taniec na lodzie też ma wiele zalet, ale omijanie lodowisk jeszcze nie przesądza o tym, że jest się gorszym człowiekiem.

Ps. Inspiracją do powstania tekstu był ten raport, z którego wynika, że Polacy nie za chętnie czytają książki, a jak już czytają, to przeważnie pornografię.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA