Fani komiksów Marvela są wściekli. Poszło o to, że w najnowszym odcinku "Mecenas She-Hulk" główna bohaterka poszła do łóżka z Daredevilem, a stare porzekadło przecież głosi, że superbohaterowie "tego" nie robią!
"She-Hulk" budzi największe kontrowersje spośród wszystkich dotychczasowych seriali Disneya na podstawie komiksów Marvela. Z jednej strony rozczarowani widzowie zwracają uwagę na kiepskie CGI i nie podobają im się scenariusz albo gra aktorska. Z drugiej zaś wierni fani produkcji o burzącej czwartą ścianę Jennifer Walters pomstują na to, iż krytyka produkcji bywa podszyta seksizmem.
Czytaj też:
Prawda oczywiście nie leży pośrodku, tylko tam, gdzie leży, ale faktycznie tak jak "She-Hulk" nie jest serialem idealnym, tak internauci często ostro przesadzają. Marvel trafnie zresztą zgadł, co go czeka, dlatego wyprowadza ciosy uprzedzające wymierzone w hejterów. Scenarzyści otwarcie drwią z szowinistów, robiąc z anonimowych frustratów głównych przeciwników bohaterki. No i grają nam wszystkim na nosie.
Fani uwielbiają "Daredevila" od Netfliksa i zareagowali bardzo entuzjastycznie, gdy Charlie Cox zaliczył cameo w "Spider-Man: Bez drogi do domu". Ucieszyła ich również wieść o tym, że bohater pojawi się w "She-Hulk" i to jeszcze zanim powróci w swoim własnym serialu, czyli "Daredevil: Born Again". Marvel wystawił jednak ich cierpliwość na próbę w słynnym odcinku z weselem.
Chociaż już w trailerach widzieliśmy alter ego Matta Murdocka, to na jego pojawienie się na ekranie czekaliśmy aż do ósmego, przedostatniego odcinka "She-Hulk". W dodatku okazało się, że ten "nowy" (do czego jeszcze wrócimy) Daredevil jest inny niż ten, którego pamiętamy z serialu od Netfliksa. Zamiast ponuraka z kijkiem w tyłku dostaliśmy faceta, który dowcipkuje i flirtuje.
A do tego She-Hulk i Daredevil poszli razem do łóżka.
Okazuje się, że superbohater uprawiający - za przeproszeniem - seks, to dla wielu fanów komiksów zbyt wiele. Są teraz zdruzgotani, gdyż postać, z którą identyfikowała się przez dekady masa młodych piwniczaków, nie żyje w celibacie. Nie dość, że umie rozmawiać z kobietami, to jeszcze jest w stanie je sobą zauroczyć i się do nich zbliżyć! A to przecież jest totalnie nierealistyczne.
Odkładając zaś (tylko na chwilę) żarty na bok, to widzom chyba po prostu nie da się dogodzić. Z jednej strony odbiorcy popkultury narzekają, że wszystkie produkcje o superbohaterach klepane są na jedno kopyto, a z drugiej jeśli tylko zamiast remiksu piosenki, którą już dobrze znamy, dostajemy zupełnie nową aranżację, to jest dym. W tej konkretnej sytuacji aż się prosi, żeby sparafrazować stary dowcip:
- fani: chcemy Daredevila w "She-Hulk"
- Marvel: no to macie Daredevila w She-Hulk
- fani: ... ale nie tak!!!
Ja tam jestem niezwykle zadowolony z tego, co Disney zrobił z Daredevilem w "She-Hulk", tym bardziej że strona internetowa Marvela potwierdza, że to ten sam Matt Murdock, którego przygody śledziliśmy w serialu Netfliksa (ale to się może znowu zmienić). Jeśli zaś po tylu perypetiach udało mu się odnaleźć pogodę ducha oraz pogodzić życie zawodowe z walką z przestępcami, to dobrze dla niego.
Warto przy tym dodać, że to nie pierwszy raz, gdy w kontekście superbohaterów mówi się o (dosłownie) stosunkach damsko-męskich.
Ledwie w ubiegłym roku wybuchła burza u konkurencyjnego DC, gdy wyszło na jaw, że twórcy serialu dla dorosłych "Harley Quinn" nie dostali od korporacji Warner Bros. zgody na pokazanie sceny seksu oralnego pomiędzy Batmanem i Catwoman (w której to Bruce Wayne miałby być stroną "czynną", a Selina Kyle tą "bierną"). Argumentowano to bym, że "przecież superbohaterowie tego nie robią".
Tak naprawdę poszło o to, że włodarze korporacji obawiali się, iż głowa Batmana pomiędzy udami Catwoman może wpłynąć negatywnie na sprzedaż zabawek dla dzieci (ta sama korporacja nie ma oczywiście problemu z faktem, iż w ostatnich filmach ten bohater zabijał ludzi). Głos w sprawie zabrał zaś sam Zack Snyder, który wrzucił sugestywny fanowski rysunek z tymi dwiema postaciami i dopiskiem "kanon".