She-Hulk nie jest serialem dla inceli i robi sobie jaja z fanów Daredevila. I to jest piękne
"She-Hulk" nie bierze jeńców. Najnowszy odcinek prawniczej komedii Marvela drwi sobie z oczekiwań widzów dotyczących debiutu Daredevila i serwuje nam odcinek ślubny, a ja mogę tylko przyklasnąć Myszce Miki, która w końcu pokazuje, że ma ikrę. Internet z kolei punktuje teraz inceli.
"She-Hulk" jest wyjątkowym serialem Marvela z kilku powodów. Nie chodzi nawet o to, że jako pierwsza produkcja z cyklu MCU burzy czwartą ścianę ani to, że ocieka seksem. Do tego robi sobie jaja z widzów, ale nie śmieje się z nich, tylko razem z nimi. No, chyba że chodzi o hejterów, seksistów, mizoginów i inceli. Dla nich nie ma litości.
Czytaj też:
She-Hulk "przeprasza" inceli
Konta serialu "She-Hulk" w serwisach społecznościowych od kilku tygodni robią sobie jaja, wzorem scenarzystów nowego serialu z MCU. Czy to wytykanie widzom przez bohaterkę Marvela, że domagają się zbyt wiele cameo, czy to twerking głównej bohaterki i jej nowej klientki, Megan Thee Stallion, czy to zamiana logo serialu - co tydzień coś innego jest tematem do strojenia sobie żartów.
Po ostatnim odcinku "She-Hulk" do sieci trafiła świetna przeróbka grafiki promocyjnej, która oddaje ducha serialu. Pod płaszczykiem niewinnego przytyku porusza ona bardzo ważny temat, bo chodzi o to, że tak naprawdę nie powinno być tutaj nikomu "przykro". Warto przypominać widzom, którym się wydaje, że są pępkiem świata, że nie wszystkie dzieła popkultury muszą powstawać z myślą o nich.
Grafika nawiązuje do tego, że najnowszy odcinek "She-Hulk" jest "babski" aż do przesady.
Oczywiście twórcy serialu ponownie puszczają do widzów oko, a fabuła odcinka ma drugie dno. Epizod, w którym Jennifer Walters zostaje druhną na ślubie, jest pełen mniej lub bardziej wyszukanych żartów z tego, jak się przedstawia zawieranie małżeństwa w popkulturze. Do tego wątek poboczny pokazuje nam relacje damsko-męskie w krzywym zwierciadle w kontekście rozwodów.
A jeśli ktoś ma z tym problem i mu się ten odcinek nie podobał, bo czekał na debiut innego bohatera? She-Hulk mówi, że jest jej z tego powodu bardzo wszystko jedno! Ten przekaz płynie zarówno bezpośrednio od burzącej czwartą ścianę bohaterki, jak i twórców produkcji, którzy nie boją się postawić sprawy jasno - to nie jest produkcja dla wszystkich i nie wszystkim musi się podobać.
She-Hulk robi sobie przy okazji jaja z fanów Daredevila.
O tym, że w "She-Hulk" uwielbiany przez fanów superbohater z komiksów Marvela, którego zagra ponownie Charlie Cox znany z seriali Netfliksa, wiedzieliśmy od dawna. W przedostatnim odcinku pojawiła się nawet jego maska, a fani założyli, że to oznacza, iż pojawi się on już w kolejnym tygodniu. Marvel postanowił z kolei przypomnieć nam, że to Jennifer Walters jest tutaj gwiazdą.
Takie igranie z fanami mi się podoba, tym bardziej że frima nie robi sobie żartów z widzów, tylko śmieje się razem z nimi. Tak jak ostatnio Jen wspominała o cameo, a Wong i tak się pojawił, tak tutaj nie trzyma widzów w niepewności do samego końca epizodu, tylko już na samym początku sugeruje, że na Daredevila będą musieli jeszcze trochę poczekać. Rozegrane zostało to ze smakiem.
Disney ostro wziął się jednak do pracy nad fandomem i to nie tylko w przypadku Marvela, ale również w odległej galaktyce "Gwiezdnych wojen".
Zła w pełni się pewnie nigdy nie wypleni, ale można je wskazać palcem, a nie udawać, że go nie ma. Jeszcze przed premierą serialu "Obi-Wan Kenobi" ogromny hejt spadł na aktorkę wcielającą się w Revę tylko za to, jaki ma kolor skóry. Myszka Miki nie schowała jednak głowy w piasek, i twardo stanęła w obronie aktorki, rysując wyraźną linię, której nie pozwoli przekraczać swoim klientom.
Oficjalny profil "Star Wars" na Twitterze podkreślił wtedy, że odległa galaktyka nie jest miejscem, w którym rasiści i seksiści mogą bezkarnie robić to, co im się żywnie podoba, a Ewan McGregor nagrał z kolei wideo, w którym sam odniósł się do sprawy. Podoba mi się to nowe, stanowcze podejście Disneya.
Swoją drogą to niezwykle smutne, że zarówno "Gwiezdne wojny", jak i komiksy Marvela, to opowieści, w których walka z oprawcami i wspieranie mniejszości jest jednym z motywów przewodnich. Niestety wielu odbiorców najwyraźniej jest ślepych na to, jaki jest zamysł twórców i błędnie reinterpretują dzieła. No i potem mają zgryz, gdy sami artyści im pokazują, gdzie popełnili błąd.