"Mecenas She-Hulk" będzie najbardziej napalonym serialem Marvela. Czy w MCU seks jest potrzebny?
Najnowsza produkcja Marvel Cinematic Universe zadebiutuje jutro na Disney+ i już można się po niej spodziewać masy kontrowersji. Według zapowiedzi showrunnerki "Mecenas She-Hulk" będzie bowiem pierwszym tytułem Marvel Studios, w którym seks będzie stanowić istotny element. Serial jest podobno wręcz "napalony". To spełnienie marzeń fanów MCU czy raczej droga donikąd?
Ostatni rok upłynął pod znakiem powrotu Marvel Cinematic Universe po pandemii i sporych kłopotów dobiegającej właśnie końca 4. fazy. Superbohaterskie filmy wciąż stanowią pewne źródło zarobku dla Marvela i Disneya, ale nawet wśród najbardziej zagorzałych fanów marki słychać coraz więcej narzekań. Po obejrzeniu "Thor: Miłość i grom" sam doszedłem do wniosku, że potrzebuję przerwy od MCU, a "Mecenas She-Hulk" będzie pierwszym poważnym testem tej decyzji. Przecież oglądanie nowości Marvel Studios nigdy wcześniej nie było prostsze, odkąd do Polski wszedł Disney+ wraz z większością biblioteki firmy.
Sprawdzenie kilku krótkich odcinków "Mecenas She-Hulk", mówiąc wprost, nie powinno więc być szczególnym wyzwaniem dla zmysłów. A jeśli wciąż macie wątpliwości, to scenarzystka serialu Jessica Gao właśnie wyciągnęła "asa z rękawa". Zadeklarowała bowiem, że ważnym elementem produkcji będzie życie seksualne tytułowej bohaterki. "Mecenas She-Hulk" ma być wręcz "napalonym" serialem, co w kontekście reszty Marvel Cinematic Universe brzmi naprawdę dziwnie.
Seks w MCU? Tego przed "Mecenas She-Hulk" jeszcze nie grali.
Mowa przecież o serii, która długo unikała jak ognia nawet relacji romantycznych. Bohaterki takie jak Jane Foster czy Pepper Potts na lata zostały wręcz de facto wycięte z kolejnych historii. Dopiero na przełomie 3. i 4. fazy Marvel Cinematic Universe romanse głównych bohaterów wróciły na drugi, a potem nawet na pierwszy plan. Tony Stark i Pepper Potts założyli rodzinę, Steve Rogers dzięki podróżom w czasie powrócił do Peggy Carter, a Wanda Maximoff i Vision przez krótki czas cieszyli się szczęściem.
W 4. fazie MCU znajdziemy zaskakująco dużo produkcji, w których związki romantyczne odgrywają dużą rolę. "WandaVision", "Loki", "A gdyby...?", "Eternals", "Hawkeye", "Moon Knight", "Doktor Strange w multiwersum obłędu", nawet Jane Foster w końcu powróciła w "Thor: Miłość i grom". Opowiadanie o miłości, a pokazywanie seksu (nawet w mocno ocenzurowany sposób) to jednak dwie różne rzeczy. Do tej pory Marvel zanurzył w tym temacie tylko jeden mały paluszek i miało to miejsce w powszechnie nielubianym filmie "Eternals". Jak podaje portal Entertainment Weekly, "Mecenas She-Hulk" skupi się na temacie zdecydowanie wyraźniej:
Na tysiąc procent jesteśmy najbardziej napalonym serialem Marvela. Powtarzam to od początku, że będziemy bardzo otwarci i pozytywnie nastawieni do tematu seksu. Nie chcemy, by wydało się to tematem tabu. "Mecenas She-Hulk" ma być pełną i realistyczną opowieścią o singielce po 30-stce. Seks jest częścią życia każdego z nas. To podstawowa biologia. Normalna, zdrowa część istot ludzkich. Nie chcieliśmy, żeby wyglądało, jakbyśmy chcieli pokazać wszystkie aspekty życia kobiety poza tym jednym
- wyjaśniła Jessica Gao.
Wszytko to brzmi pięknie, ale czy Marvel w ogóle potrzebuje seksu w swoich filmach i serialach?
Wielu fanów MCU z pewnością odpowie, że w żadnym razie. Nie tego przecież dotyczą te historie, a przynajmniej nie tego dotyczyły w przeszłości. Kierunek, w jakim podąża filmowe uniwersum Marvela, i tak budzi poważne wątpliwości części widzów. Im więcej znajdą tam "realistycznych opowieści o seksualnym życiu kobiety po 30-tsce", tym sfrustrowanie nowymi produkcjami będzie rosnąć. Jak w większości podobnych spraw, tutaj również znajdziemy jednak drugą stronę medalu.
Bo przecież Marvel bywał też gorąco krytykowany za to, że jego filmy traktowały seks jak temat tabu. Choć przecież opowiadały albo o dorosłych ludziach mających swoje potrzeby, albo o napakowanych hormonami nastolatkach. Nie o to chodzi, żeby robić z MCU pornosy (od tego są "The Boys"), ale przecież w "Mecenas She-Hulk" też nie dojdzie do podobnej przemiany. Ważne, by twórcom udało się wypośrodkować superbohaterskie elementy z wątkami poświęconemu zwyczajnemu życiu znajdującemu się gdzieś pomiędzy walką z Thanosem i Doktorem Doomem.
W komiksach podobnych historii nie brakuje (by wspomnieć takie powieści graficzne jak "Vision" i "Mister Miracle" Toma Kinga), więc i na małym ekranie mają swoją rację bytu. Co oczywiście wcale nie gwarantuje, że Marvel Studios zrobi dobry serial. W 4. fazie nie było ich póki co zbyt wielu, a tutaj efekt może pokrzyżować wyjątkowo dyskusyjne CGI.