Wciąż jeszcze czekamy na premierę „The Electric State”, czyli rzekomo najdroższej superprodukcji Netfliksa. Do sieci zaczęły już jednak spływać pierwsze recenzje zachodnich dziennikarzy i... No cóż, chyba nikt się nie spodziewał tak niskich ocen.

Najwyraźniej embargo na recenzje „The Electric State” w USA schodzi szybciej niż to w Polsce, bo w sieci pojawiły się już pierwsze opinie na temat tej superprodukcji Netfliksa. My podzielimy się naszą już w poniedziałek, a tymczasem pochylmy się nad tym, co piszą zachodni krytycy. Zwiastuny prezentowały się całkiem nieźle, obsada robi wrażenie, bracia Russo najlepsze czasy mają za sobą, ale nie schodzą poniżej pewnego poziomu... A tu proszę, czyżby jednak?
The Electric State - pierwsze opinie o najdroższym filmie Netfliksa
Dziennikarze są bezlitośni. W „World of Reel” czytamy, że jest to najpewniej jeden z najgorszych filmów, jaki zobaczymy w 2025 r. - niezależnie od tego, czy w domu, czy na Netfliksie. To automatyczny kandydat do Złotych Malin, męczący tak, że aż trudno to znieść.
W chwili pisania tego tekstu film ma zaledwie 18 proc. pozytywnych recenzji i średnią 2,90/10 z 10. ocen w serwisie Rotten Tomatoes. Te, których serwis jeszcze nie podliczył, również są w przeważającej liczbie negatywne. Rzecz jasna to dopiero początek i z całą pewnością wartość procentowa na stronie RT ulegnie zmianie, ale właściwie nie ma szans, by film nadrobił i zyskał status „świeżego pomidora”.
Co piszą dziennikarze? Cóż, „The Electric State” - film za 320 mln dol., który borykał się z kolejnymi dogrywkami i rosnącym budżetem - jest „absolutnie chaotyczny, pozbawiony konkretnego kierunku i nudny”. Czytamy też, że pełen jest nieudolnie prowadzonych wątków pobocznych, przez co prawie niemożliwe jest wyciągnięcie spójnej konkluzji na temat fabuły.
Millie Bobby Brown jako Michelle została skrytykowana za brak oddania głębi emocjonalnej swojej postaci, co dodatkowo utrudnia zaangażowanie się w jej i tak nieudolnie napisaną historię. Chris Pratt jako Keats, postać wzorowana na Hanie Solo, również nie zdobył uznania - podobno brakuje mu charyzmy. Obecność aktorów takich jak Stanley Tucci czy Brian Cox niestety nie zrekompensowała ogólnego wrażenia słabych występów.
Mimo gargantuicznych pieniędzy włożonych w projekt, efekty specjalne zostały ocenione jako przeciętne. Porównania do przeciętniaków z serii „Transformers” podkreślają brak oryginalności w wizualnej stronie produkcji, o jakości tej warstwy nie wspominając.
Poza tym produkcja nieumiejętnie czerpie z licznych źródeł, takich jak filmy Spielberga czy uniwersum Marvela, nie wnosząc zupełnie nic nowego. To prowadzi do wrażenia oglądania zlepku znanych motywów - produkcja wydaje się zatem całkowicie pozbawiona tożsamości.
- Dzień Zero: 6 odcinków łykniesz za jednym zamachem. Recenzja miniserialu z Robertem De Niro
- Netflix znalazł przepis na komedię romantyczną, którą da się oglądać. Oto dowód
- M3GAN: kiedy dostaniemy sequel horroru, który stał się hitem na Netfliksie? Jeszcze w tym roku
- Netflix: TOP 5 nowości na weekend. W tym wyczekiwany kinowy hit
- Lupin: sezon 4: kiedy premiera? Nowa seria potwierdzona