Są filmy dobre, są filmy złe. Ale granice między jednymi a drugimi bywają płynne. Wtedy mamy do czynienia z filmami tak złymi, że aż dobrymi - czyli: najlepszymi. Natkniemy się w nich na rekiny w tornadach (i kosmosie), kopiącego tyłki Ridge'a z "Mody na sukces", czy rockowców walczących z ninja motocyklistami.
Są takie filmy, w których nie działa nic. Absolutnie nic. Jeśli jednak jest w nich serce i szczypta kinowego szaleństwa, to mają one szansę stać się nie tylko interesujące, ale nawet na swój sposób dobre. Wybraliśmy 7 takich filmów, przy których będziecie się wyśmienicie bawić.
Filmy tak złe, że aż dobre
Jeśli wasze oczy cieszą jedynie hollywoodzkie blockbustery, poniższe tytuły nie przypadną wam do gustu. Podobnie zresztą jeśli na co dzień rozsmakowujecie się w amerykańskim kinie niezależnym i europejskim arthouse'ie. Te produkcje wymykają się bowiem wszelkim możliwym klasyfikacjom. Można się wręcz zastanawiać, czy nazywanie ich "filmami" nie jest przypadkiem na wyrost.
Przyczynowo-skutkowo fabuła? Eeeee... co? Wiarygodne sceny? Phi. Reżyseria? Może, ale bez przesady. Sprawny montaż? No nie bardzo. Ubaw po pachy? Tego jest aż nadmiar! W tych filmach zobaczycie, jak wygląda tornado z rekinami, przekonacie się, że Ridge z "Mody na sukces" to większy twardziel niż Bruce Willis, a nawet traficie do kultu prostytutek, które czczą piły łańcuchowe.
The Room
"To najgorszy film świata" - takie rzeczy można przeczytać o "The Room" w sieci. Co więcej teza, ta pokrywa się z prawdą. To miał być poważny dramat, a wyszła... komedia. No bo jak tu się nie śmiać, kiedy główny bohater uprawia seks z pępkiem narzeczonej? Jak nie ryknąć, gdy zapiera się, że nigdy partnerki nie uderzył ("I did naaaht")? Jak nie chichotać, skoro on sam na tragiczną historię reaguje: "hahahaa, what a story, Mark"? Absurd trafia się tu w każdej scenie.
Za "The Room" odpowiada Tommy Wiseau, a właściwie Tomasz Wieczorkiewicz. Tak jest. Najgorszy film świata stworzył Polak. Wiele poświęcił, aby ten projekt doszedł do skutku. Jak to dokładnie wyglądało i dlaczego wszyscy na planie cierpieli, niczym widzowie, którzy gotową produkcję postanowili oglądać na trzeźwo, dowiecie się z "Disaster Artist".
Rekinado
Jak "The Asylum" robi film to... próbuje naśladować Hollywood. Wytwórnia odpowiada za mockbustery pokroju "Transmorphes" (nie mylić z "Transformers"), "Tomb Invader" (nie mylić z "Tomb Raider"), czy "Atlantic Ric" (nie mylić z "Pacific Rim"). Ich najsłynniejszym dziełem jest jednak "Rekinado", które łączy w sobie animal attack w stylu "Szczęk" z konwencją filmów katastroficznych a la "Twister". Tytuł zdradza więc wszystko. Na ekranie zobaczymy rekiny w tornadzie.
Już sama koncepcja "Rekinado" jest absurdalna, ale przecież niewystarczająco. Z każdą kolejną częścią (jest ich łącznie sześć) robi się coraz zabawniej. Rekinado w kosmosie? Czemu nie. Podróże w czasie? A co tam. Przelatywanie z piłą przez rekina? Obowiązkowo! Jest to więc ostra jazda bez trzymanki. Co tam jednak odjechane akcje, skoro i tak nic nie jest w stanie przygotować widzów na Fabia w roli papieża.
Bilet na Hawaje
Ejtisowe kino akcji rządzi się własnymi zasadami. Królują w nim umięśnieni faceci, piękne kobiety, niepoprawne politycznie teksty i wartka fabuła. To wszystko znajdziemy też w "Bilecie na Hawaje". Tylko w tym wypadku zostaje podniesione do potęgi entej i pozbawione jakiejkolwiek logiki.
Dwie pracownice lotniczej firmy przewozowej (obowiązkowo paradujące w kusym mundurze) przechwytują diamenty narkotykowego bossa. Ich życie znajduje się w niebezpieczeństwo. Na pomoc im ruszają tajni agenci, a jednym z nich jest Rowdy (Ronn Moss, czyli Ridge z "Mody na sukces"). Wszyscy razem walczą nie tylko z przestępcami, ale też przerośniętym wężem, który uciekł z transportu. Wow! Z każdą sceną jest tu szybciej, więcej i śmieszniej. W ruch idą wyrzutnie rakiet, materiały wybuchowe, twarde pięści.
Samurai Cop
Jeśli "Bilet na Hawaje" rozbudzi waszą chęć na więcej nieudolnie (acz widowiskowo) aplikowanej adrenaliny, musicie sięgnąć po "Samurai Cop". To historia dwójki twardych gliniarzy, którzy mają zwalczyć przestępczą organizację, którą kieruje samuraj Yamashita (w tej roli kultowy aktor Robert Z'Dar). Bohaterowie muszą więc wykazać się w walce z hordą przeciwników. Ale zawsze też znajdą czas, aby spróbować poderwać jakąś panienkę.
Miami Connection
Ten film mógł powstać tylko w szalonych latach 80. W jakiej innej dekadzie, ktoś mógłby wpaść na pomysł, żeby zrobić film o zespole rockowym, który walczy z gangiem ninja motocyklistów? Serio! Co więcej między jedną walką, a drugą członkowie międzynarodowej kapeli Dragon Sound zawsze znajdują czas, aby uganiać się za spódniczkami.
W "Miami Connection" z jednej strony czeka na nas mnóstwo akcji i romansów, a z drugiej piękne pejzaże tytułowego miasta i wpadająca w ucho muzyka. Takie Friends będziecie nucić jeszcze długo po seansie.
Mikrofalowe szaleństwo
Poznajcie Donalda - budowlańca, którego żona karmi jedynie podgrzewanymi w mikrofali daniami. W dodatku on za nimi nie przepada. Co z tego, że są zdrowe, skoro smakują tragicznie? Z zazdrością spogląda więc na kolegów z pracy, niemających takiego problemu. W końcu postanawia on więc zamordować swoją partnerkę, a jej ciało... cóż, zjeść po przygotowaniu. W mikrofali oczywiście.
Ten film to satyra na ówczesny "nowoczesny styl życia". Dlatego nie bójcie się. Donald, który w stylu seryjnych morderców zabija kolejne kobiety i przyrządza je w mikrofali, was nie przerazi. Straszyć tu może bowiem co najwyżej rozbuchany do ekstremum seksizm. Na szczęście ten film jest tak nieudolny, że nikt nie będzie brał go na poważnie.
Hollywoodzkie dziwki uzbrojone w piły łańcuchowe
Nie, ten tytuł to nie jest wymysł polskiego tłumacza. Przez co (tak jak oryginalny: "Hollywood Chainsaw Hookers") zdradza wszystko. Fred Olen Ray serwuje nam film w stylu noir. Cyniczny detektyw (oczywiście, również w roli narratora) poszukuje tu nastolatki. Natrafia na trop kultu prostytutek, które czczą piły łańcuchowe. I... o matko, co tu się dzieje.
Piły łańcuchowe robią za zabawki erotyczne, więc prostytutki chętnie się rozbierają, a potem rozczłonkowują rozpalonych mężczyzn. Prócz tego seksworkerkom zdarza się też tańczyć w skąpych strojach i z piłami w rękach. Sami musicie więc zdecydować, czy chcecie obejrzeć film, w którym suchych żartów jest tyle samo, co nagich piersi i krwi.
Tekst został zaktualizowany.