Każdy gatunek lub podgatunek kina ma swoją ikonę. Jeśli chodzi o filmy z kategorii "niezniszczalny mięśniak zbawia świat", to tę zaszczytną rolę pełni Jason Statham. Najnowsza produkcja z brytyjskim aktorem w roli głównej niestety degraduje ten kultowy już motyw do roli uciążliwej, pustej papki, którą ciężko się ogląda.
OCENA

Trzeba takich postaci w kinie jak Statham. Filmy z jego udziałem nie były, nie są i prawdopodobnie nigdy nie będą w gronie moich ulubionych, ale mam w sobie sporo szacunku zarówno do kina kopanego, jak i do jego reprezentantów. Niewątpliwie do takich należy 58-letni obecnie aktor, który choć kojarzy się niemal wyłącznie z jednym typem kina, zawsze imponuje swoim przygotowaniem, kaskaderską zręcznością i niezłym balansowaniem między śmiertelną powagą a bezczelnym luzem. Ostatnio mogliśmy go oglądać w "Pszczelarzu", gdzie efektownie (i efektywnie!) zagrał milczącego mściciela demaskującego spisek na samych szczytach.
Fachowiec - recenzja filmu.
Tym razem fabuła niby wygląda inaczej, ale jednak schemat się trochę powtarza. Mamy bowiem Levona Cade'a (Statham), człowieka z wojskową przeszłością, którego życie dość mocno poturbowało - jego żona umarła, zaś niedługo później odebrano mu regularny kontakt z ukochaną córką Meredith. Mężczyzna porzucił dawne życie, zatrudnił się na budowie, gdzie jest szanowanym kierownikiem i przyjacielem zarządzającej nią rodziny Garcia. Wkrótce w niewyjaśnionych okolicznościach znika Jenny (Arianna Rivas), córka właścicieli firmy, a zrozpaczeni rodzice zwracają się do Levona, by ją odnalazł i sprowadził do domu.
Na reżyserskim krześle zasiadł David Ayer, dla którego to nie pierwsze spotkanie z Jasonem Stathamem. Panowie spotkali się już na planie wspomnianego wcześniej "Pszczelarza". Niestety, jakość najnowszego efektu współpracy tych dwóch dżentelmenów jest odległa od poprzedniego. Żeby nie było - ten film ma w sobie więcej potencjału, niż początkowo się spodziewałem. Nie oczekiwałem, że nagle z "Fachowca" zrobi się z gęste psychologicznie kino, natomiast Ayer do pary z samym Sylvestrem Stallonem (współautorem scenariusza) zasiali obiecujące ziarenka - trudna przeszłość weterana wojennego, problemy z przemocą, niemożliwość odnalezienia się we współczesnej rzeczywistości, podtrzymująca jego chęci do życia relacja z córeczką. Jak możecie się domyślić po tonie tego tekstu, niestety twórcy używają tych tematów bardzo sporadycznie, przedmiotowo i bez grama konsekwencji.
Nawet na to byłbym w stanie przymknąć oko, gdyby nie fakt, że oprócz wspomnianych kwestii, "Fachowiec" zupełnie nie radzi sobie z prowadzeniem historii. Rzeczywiście zarysowuje pokrótce kto, kogo i po co porywa, ale gdzieś w środku fabuły, na przynajmniej pół godziny, zdaje się kompletnie zapominać, że film kręci się wokół porwania Jenny. Wygląda to tak, jakby Ayer na niedługo przed końcem przypomnieli sobie, że jej wątek istnieje i trzeba jakoś go zakończyć. Nieśmiertelność głównego bohatera to temat na osobny akapit, choć na pewno łatwiej mi uwierzyć w to, że postać Stathama potrafi w mgnieniu oka spacyfikować sześciu chłopa, niż uciekać na motorze prostą drogą, bez żadnej osłony ani uników, zostać solidnie ostrzelanym i nie dostać ani razu.
Na całe nieszczęście, "Fachowiec" nie jest również dobry w tym, w czym powinien być najlepszy. Wizualnie ten film jest bardzo nijaki, inscenizacje sekwencji walki albo są średnie, albo pocięte w ramach chaotycznego montażu. Dopiero finał zdaje się jakkolwiek odpowiadać na potrzebę efektownej i dobrze zaaranżowanej rozwałki, ale to za późno, żeby pozostawić z uczuciem satysfakcji. Sam Jason Statham zdaje się już być trochę aktorsko przegrzany materiałem - o ile w poprzednim filmie zaliczył najlepszą rolę od dawna, o tyle tutaj patetyzm dialogów w połączeniu z miałkością scenariusza niestety go przygniata.
Drugi plan aktorski nie jest specjalnie bogaty w życiowe kreacje, ale zdaje się, że tutaj ciut lepiej wykorzystano okazje (choć męczące karykatury rosyjskich gangusów uczczę milczeniem). Najjaśniejszym punktem jest zdecydowanie za krótko goszczący na ekranie David Harbour w roli Gunny'ego, niewidomego przyjaciela Levona, będącego jednocześnie jego swoistym kompasem moralnym. Spośród złoli najbardziej starała się chyba Eve Mauro w roli narwanej Artemis, Arianna Rivas też próbowała sprawić wrażenie, że jej postać jest jakaś. Warto wspomnieć, że mamy tutaj polski akcent - w jednego z rosyjskich braci wciela się Piotr Witkowski. Nie ma tu zbyt wielkiego pola do popisu, może łącznie pojawia się na kilka minut, ale wypada bardzo przyzwoicie, zwłaszcza w scenie walki, nawet mimo tego, że kończy tak, jak większość postaci w tym filmie.
"Fachowiec" to dość klasyczne, popcornowe kino, w którym logika wydarzeń i jakakolwiek podbudowa postaci schodzi na dalszy plan na rzecz nawalanki ostatniego sprawiedliwego z kreskówkowymi złoczyńcami. Niestety, poza nielicznymi momentami, ten film nie radzi sobie nawet z efektownym mordobiciem, ani tym bardziej z efektywną, pozwalającą się choć trochę wkręcić, historią. Szkoda.
Najświeższe wiadomości filmowe przeczytacie na Spider's Web:
- Minecraft to kopalnia absurdalnych żartów, które bawią bardziej niż powinny
- Najlepszy film akcji Prime Video doczeka się sequela. Trwają rozmowy z nowym reżyserem
- Max może się poszczycić jednym z najważniejszych dramatów ostatnich lat. Ten film ociera się o wybitność
- Śnieżka zbiera pierwsze żniwa. Prace nad kolejną filmową adaptacją bajki Disneya wstrzymane
- Superman: obolały Człowiek ze Stali. Do sieci trafił pięciominutowy fragment filmu Jamesa Gunna