REKLAMA

Są gry przeciętne. Są gry dobre. Są też gry legendy, zmieniające oblicze rozrywki wirtualnej. Wolf 3D, pierwszy Quake, Diablo. Do tej gromadki śmiało można też zaliczyć arcydzieło DMA Design. Wydana w 1997 roku gra Grand Theft Auto pociągnęła za sobą jedną z najlepiej sprzedających się serii na rynku. Początki były... obiecujące.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Któż nie chciałby na chwilę stać się "tym złym"? Walczyliśmy z przestępstwem jako "Virtua Cop", we wspomnianych Wolfie i Quake'u unicestwialiśmy kolejno hitlerowców i złowrogie siły. Sterując Larą Croft pomagaliśmy odzyskać tajemnicze artefakty. A tu proszę, niespodzianka, nagle rozpoczynamy karierę jako bandyta. W sumie to startujemy od absolutnego zera - bez broni, kasy i fury. Wszystko po kolei - gra rządzi się prawami całkowitej samowolki. Jedzie jakaś ładna fura? Kierowcę rzucamy na glebę, siadamy za kółkiem i stajemy się pogromcami szos... i chodników, jeśli taka nasza fantazja. We wszelakich skrzynkach dookoła porozrzucane są bronie (początkowo tylko pistolet lub karabin maszynowy, w późniejszych misjach także wyrzutnia rakiet i miotacz płomieni), kamizelki kuloodporne i różne inne bonusy. Żeby nam się zbytnio nie nudziło - w każdym rozdziale gry mamy do wypełnienia kilka głównych misji i masę pobocznych.

REKLAMA

Większość czasu towarzyszy nam tajemnicza strzałka. Kieruje nas wprost do najbliższej roboty - czyli zazwyczaj do budki telefonicznej, gdzie odbieramy zlecenia. Niestety, GPS to nie jest, więc cały czas zgodnie z jej wskazaniami jechać nie możemy, bo trafimy albo na morze, albo na jakiś budynek. Mniejsza jednak o to - gdy już dostaniemy jakąś pracę, zaczyna się zabawa. Początkowo są to zadania proste - dowieźć kogoś na jakieś miejsce, podjechać tu czy tam, skasować paru członków wrogiego gangu. Im większa nasza reputacja w mieście, tym cięższe i lepiej płatne roboty otrzymujemy. A o kasę tu chodzi przede wszystkim - to zdobycie określonej jej ilości stanowi o tym czy uzyskamy dostęp do kolejnego rozdziału.

Po kilku godzinach i tak dojdziemy do wniosku, że non stop albo gdzieś jeździmy, albo kogoś zabijamy. Ale co z tego, że wszystko jest tu wtórne? Taka relaksująca rozwałka to znakomita rozrywka po ciężkim dniu. Gdy skończą nam się zadania lub gdy po prostu najdzie nas taka ochota, możemy ruszyć w tętniące życiem miasto i zrobić co nam tylko przyjdzie do głowy - zwiedzać, niszczyć, rozbijać, kraść. Za każdy występek otrzymujemy dolary, ale to tyle jeśli chodzi o pozytywne aspekty - problem jest taki, że policja nie próżnuje. Jeśli w porę nie przemalujemy swojej fury albo nie posmarujemy łapy skorumpowanych gliniarzy kapustą, to wyjdziemy z ciupy pozbawieni zebranego ekwipunku. Opcji "save game" tu się nie uświadczy - póki nie przekroczymy progu punktowego i nie ruszymy dalej, nie można gry choćby na chwilę wyłączyć - chyba, że uśmiecha nam się zaczynanie przygody od początku.

Grafika jaka jest, każdy widzi. Pełne 2D, z lotu ptaka. Tekstury w niskiej rozdzielczości, modele postaci beznadziejne, samochody kanciate, a drogi krzyżują się jedynie pod kątem prostym. Ale powiedzmy sobie szczerze - komu to przeszkadza? To tak, jakby zarzucić, że pasjans mógłby mieć karty w pełnym 3D z możliwością obrotu koszulką do góry. GTA ma dostarczać dobrej rozrywki - i z tego zadania wywiązuje się w każdym calu. Poza tym, wymagania sprzętowe są tak niskie, że posiadaczom iście archaicznych maszyn pozostaje się tylko cieszyć. Starsza produkcja góruje nad swoimi następcami faktem, że nie dogrywa poszczególnych elementów, a jeśli postawimy jakiś samochód na drugim końcu miasta, to on tam zostanie, a nie zniknie jak np. w Vice City czy San Andreas.

REKLAMA

Jeśli chodzi o muzykę w grze, to chyba naturalne jest rozwiązanie, że słyszymy ją wprost z samochodowego radia. Żeby było ciekawie - zależnie od rodzaju fury, słyszymy inną rozgłośnię. Troszkę mnie to denerwuje, bo gdy zechciałem sobie pojeździć Dodgem Viperem (tu nazywa się Beast GTS), to byłem skazany na jakieś liche techno, podczas gdy ja wolałbym raczej hard rocka. To jednak można zmienić w opcjach i już wszędzie słyszymy pełną dostępną listę - wtedy jednak nawet w pickupie można zostać poczęstowanym elektronicznym chłamem z syntezatorów zamiast upragnionych gitarowych brzmień. Trzeba jednak przyznać, że ilość utworów jest dość spora. Jeśli chodzi o wszystko, co słyszymy dookoła - jest dobrze. Wszelkie trzaski, zderzenia czy strzały są oddane w sposób satysfakcjonujący przeciętnego gracza. A możliwość pierdnięcia lub beknięcia powinna zadowolić. Mnie zadowala. I to bardzo :)

Grand Theft Auto to gra legenda. Kto nie grał, niech natychmiast legalnie ściąga z oficjalnej strony. Kto grał - może spróbować jeszcze raz, produkt się nie zestarzał. Można biegać, jeździć i strzelać do bólu, dobra zabawa gwarantowana. Mimo wszystko, warto wydać parę złociszy i pokusić się o GTA3 lub Vice City - są jeszcze lepsze!

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA