REKLAMA

Jeśli nie ograniczamy się do słabych kryminałów, Netflix ma do zaoferowania naprawdę sporo

Gdy słyszę narzekania, że na Netfliksie to nie ma co oglądać, zdaję sobie sprawę, że wynikają one raczej z niechęci do polityki serwisu (i kreowania wielu filmów i seriali w taki sposób, by móc odhaczyć elementy poprawnościowe, jednocześnie nie przykładając specjalnej wagi do jakości scenariusza). W istocie jest to jednak bardzo niesprawiedliwa ocena.

netflix anime nowości filmy seriale
REKLAMA

Po pierwsze - każdy tydzień na Netfliksie to znacznie większa liczba premier. Wystarczy spojrzeć, co dzieje się u konkurencji: bardzo mało nowości oryginalnych, wyświechtane tytuły na licencji, co jakiś czas głośniejszy kinowy hit, który wpadł szybciej do oferty dzięki zawężeniu okien dystrybucyjnych. Po drugie - zanim ktokolwiek powie, że „nie liczy się jakość, a ilość”, niech zastanowi się, jak wiele tak naprawdę jakościowych premier od początku dały nam inne serwisy. Zgadzam się, że Netflix produkuje masowo, w ogóle nie przykładając się do znacznej części realizowanych dzieł. A jednak regularnie podrzuca nam prawdziwe perły. „Dojrzewanie”, „Toksyczne miasto”, „Chaos”, „Świt Ameryki”, „Rezydencja”, „Karma”, „Devil May Cry” - to tylko garść nowości z ostatnich miesięcy, które zachwyciły krytyków i widzów i cieszyły się sporą oglądalnością.

Ale nie tylko nowościami serwis stoi - jego biblioteka jest przecież pełna produkcji różnych gatunków. Co ciekawe, jednym z mocniejszych filarów platformy są animacje. Netflix słynie ze świetnych animacji oryginalnych, ale nie każdy zwrócił uwagę, że może też poszczycić się... najmocniejszą kolekcją anime spośród wszystkich dostępnych w Polsce legalnych platform.

Netflix ma naprawdę rozległą ofertę. Anime to coś, na co warto tam zwrócić uwagę

REKLAMA

Jasne - nie jest to zbiór, który zrobi wrażenie na miłośniku japońskich produkcji animowanych. Większość z tych tytułów to rzeczy świetne, ale i bardzo popularne, czołowe hity, które zna każdy szanujący się fan. O sobie w kontekście anime powiedziałbym jednak, że jestem normikiem - jasne, trochę już tego widziałem, pasjonując się kinem (w jak najszerszym tego słowa znaczenia) od dziecka raz na jakiś czas sięgałem po różne dzieła japońskiej kultury. Choć nigdy nie byłem miłośnikiem stylistyki, zdawałem sobie sprawę, że niemądrym jest ignorować anime, gdy jednocześnie jest się miłośnikiem konsumowania historii. Im bardziej oryginalnych, intrygujących, emocjonujących, tym lepiej.

A to właśnie w anime od zawsze kryją się najniezwyklejsze historie. Fabuły, których nie podjęliby się zachodni twórcy. Opowieści jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne, nieraz skrajnie dziwaczne, a jednak zawsze celnie odnoszące się do nas, do ludzkich bolączek, traum, pragnień, przeżyć.

Jeśli zatem jesteś, podobnie jak ja, osobą przeciętnie doświadczoną w temacie, albo dopiero zaczynasz swoją przygodę, Netflix zaoferuje ci zdecydowanie najwięcej spośród wszystkich legalnych platform streamingowych. Jasne, w sieci bez trudu znajdziecie znacznie bardziej obfite źródła, my jednak - niezmiennie - skupiamy się na dostępach nienaruszających żadnych praw.

Nie bez powodu zresztą po rozwinięciu listy „gatunki” zobaczymy, że wśród wyróżnionych znajduje się między innymi właśnie „anime”. A tam... Samo dobro. Poważnie.

Zacznijmy od absolutnych serialowych klasyków. Zgadzamy się na pewno, że „Berserk” to wybitna manga, którą anime adaptowało w sposób pozostawiający wiele do życzenia - wciąż jednak pozostaje bardzo cenionym serialem. Idźmy dalej: Netflix ma dla was również fenomenalny thriller „Monster” o neurochirurgu i psychopacie, kultowy „Notatnik śmierci”, jazzowy „Kowboj Bebop” czy „Neon Genesis Evangelion”.

Czeka na was „Jojo’s Bizzare Adventure”, „Hunter x Hunter”, „Parasyte”, zaskakujące „Beastars”, „Demon Slayer”, fenomenalna „Vinland Saga”.

Vinland Saga

Są też, rzecz jasna, oryginały Netfliksa (głównie adaptacje gier - niemal wszystkie udane, a nikt o tym nie mówi!). Nie wszystkie można określić mianem anime, ale wiele osób wrzuca je do tego worka ze względu na stylistykę. A zatem: „Castlevania”, „Cyberpunk: Edgerunners”, „Devil May Cry”...

No i wreszcie: filmy. Wspominam o nich na końcu, bo akurat pełnometrażowe produkcje anime są tam popularniejsze, a i subskrybenci zdają się być ich bardziej świadomi. Zapewne wynika to z faktu, że Studio Ghibli cieszy się wielką popularnością wśród fanów kina, którzy z anime niekoniecznie obcują na co dzień. Dla porządku podkreślę tylko, że na Netfliksie znajdziecie m.in. dzieła samego Hayao Miyazakiego, czyli „Chłopca i czaplę”, „Księżniczkę Mononoke”, „Ruchomy Zamek Hauru” czy „Spirited Away”. Jeśli macie ochotę utonąć we łzach, platforma również zaspokoi wasze potrzeby. Wybitny „Grobowiec świetlików” to zaledwie wierzchołek góry lodowej.

Nie bronię nikomu narzekać, gdy jednak brakuje nam nowości do obejrzenia, warto wnikliwie zbadać ofertę subskrybowanej strony, przejrzeć jej bibliotekę, popróbować nowości. Mnogość różnorodnych gatunków i konwencji w ofercie Netfliksa sprawia, że odbiorca może odkryć nowe kinowe światy, spróbować czegoś odmiennego, wzmocnić swoje zaplecze. 

Czytaj więcej o Netfliksie:

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-04-25T14:39:39+02:00
Aktualizacja: 2025-04-25T13:02:21+02:00
Aktualizacja: 2025-04-24T08:32:44+02:00
Aktualizacja: 2025-04-23T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-23T18:46:00+02:00
Aktualizacja: 2025-04-23T15:48:15+02:00
Aktualizacja: 2025-04-23T11:02:57+02:00
Aktualizacja: 2025-04-23T10:41:43+02:00
Aktualizacja: 2025-04-22T20:48:30+02:00
Aktualizacja: 2025-04-22T18:07:09+02:00
Aktualizacja: 2025-04-22T16:06:31+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA